„The Special One” wrócił z przytupem. Futbol bez Mourinho był uboższy

Piłka nożna
„The Special One” wrócił z przytupem. Futbol bez Mourinho był uboższy
Fot. PAP

Powrót Mourinho. Nie było większego wydarzenia w europejskiej piłce nożnej w minionym tygodniu. „The Special One”, jak sam się kiedyś nieskromnie ochrzcił, wrócił z przytupem. Tottenham Londyn, który przejął, ograł West Ham United 3:2. Było to pierwsze wyjazdowe zwycięstwo finalisty Ligi Mistrzów od stycznia. Czy to powód, aby twierdzić, że kryzys Tottenhamu został zażegnany? Raczej nie, ale do tego aby Portugalczyk znów zaczął prężyć muskuły, na pewno tak. We wtorek wraca do Ligi Mistrzów.

Jasne, że ostatnie lata Mourinho to nie było pasmo sukcesów i wszystko co najważniejszego osiągnął w piłce nożnej powoli zaczyna trącić myszką. Opinie, że się wypalił, że jego socjotechniczne trenerskie sztuczki już na współczesnych piłkarskich gladiatorów nie działają, że nie tylko nie dyktuje już trendów, ale przestał za trendami nadążać, mają swoje podstawy.

 

Niebawem minie dekada od jego drugiego triumfu w Lidze Mistrzów z Interem Mediolan. A kibice mają świeżo w pamięci jak beznadziejnie grał Manchester United pod jego wodzą w ostatnim czasie (choć Ligę Europy w 2017 roku wygrał). Tyle, że europejski futbol bez Mourinho wydawał się jakiś pusty. Można się było nawet zastanawiać komu bardziej potrzebny jest powrót Portugalczyka. Jemu osobiście czy np. Premier League jako produktowi, który tak z tak charyzmatycznych, wyrazistych i przyciągających postaci po prostu żyje. Odpowiedzią był obrazek z pierwszej konferencji prasowej i to jeszcze zanim Mou pojawił się za stołem. Otóż zgłosiło się na nią tak wielu dziennikarzy, że służby medialne Tottehnamu zarządziły losowanie. Tłum pechowych reporterów nie mógł stanąć oko w oko z Jose i zadać mu pytania, tylko obserwował wydarzenie dzięki telebimowi.

 

- Czy sądzi pan, że przegrany finał Ligi Mistrzów mógł mieć wpływ na słaby początek sezonu w wykonaniu piłkarzy? – padło pytanie. – Nie wiem, bo ja finału nigdy nie przegrałem – odparł w swoim stylu.

 

Albo: - Prowadząc Chelsea, obiecał pan, że przez szacunek do kibiców tej drużyny, nigdy nie poprowadzi Tottenhamu…

 

- Ale powiedziałem to zanim mnie wywalili – rechotał.

 

Wzruszeniem ramion zbywał także przypomnienie faktu, że nie tak dawno jako trener Manchesteru United przegrał z Tottehamem 0:3, a cały stadion wył: „Już nie jesteś „Special One”.

 

Mourinho kokietował, prowokował, puszczał oczka, wspominał coś o pokorze, używając słowa, które jeśli do kogoś nie pasuje w żaden sposób, to właśnie do niego (bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że największą gwiazdą „Kogutów” z momentem przyjścia do klubu Mourinho przestaje być napastnik Harry Kane).

 

Odgrywał swoją rolę i pogrywał z dziennikarzami. A oni przeprowadzili później analizę jego gestów, wypowiedzi, policzyli nawet wszystkie słowa, które padły podczas 41-minutowej konferencji. Dokładnie 4506.

 

A potem Mou przeprowadził kilka treningów, ustalił skład i zwyciężył. Dał sygnał, że jego show się właśnie zaczyna. Pewnie już po kilku miesiącach i pierwszym okienku transferowym będziemy mieli jasność, czy z wielkości Mourinho pozostała już tylko ta jego słynna komedia, która pięknie odgrywa. I czy jego schyłkowy czas w United to już efekt stałej tendencji.

 

A może jednak „The Special One” właśnie się budzi. Wbrew pozorom Tottenham nie musi być złym miejscem dla kogoś takiego. To klub, który nie zdobył żadnego trofeum od 28 lat. A 52-letni dopiero Mourinho jest przecież stworzony do tego, aby wstawiać kolejne trofea do gabloty.

 

We wtorek Portugalczyk wraca do Ligi Mistrzów. Tottenham zagra u siebie z Olympiakosem Pireus. Transmisja w Polsacie Sport Premium 4 od 20.15. 

Cezary Kowalski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie