Lorek o ATP Cup: Rusza tenisowy mundial
Od niepamiętnych czasów ludzkość boi się nowości. Na szczęście Tennis Australia uwielbia kreatywność i ma rękę do udanych eksperymentów. Po sukcesie Laver Cup nadchodzi czas na kolejny projekt. 3 stycznia w Perth, Brisbane i Sydney startuje ATP Cup!
Narodziny nowego ekscytującego turnieju z udziałem 24 reprezentacji oznaczają pogrzeb zacnego Pucharu Hopmana. Daniela Hantuchova, dziś szlachetnie władająca mikrofonem reporterka, w styczniu 2019 roku w Melbourne Park uroniła łezkę na wieść o unicestwieniu Hopman Cup. Sentyment Słowaczki jest jak najbardziej zrozumiały, gdyż w 2005 roku z Dominikiem „Domino” Hrbatym sięgała po triumf w Pucharze Harry’ego Hopmana – legendarnego komentatora, a potem kapitana Australii w Pucharze Dwighta Davisa. Polska też zapisała się złotymi zgłoskami w dziejach Pucharu Hopmana. W 2015 roku Agnieszka Radwańska i Jerzy Janowicz pokonali w finale mikst z USA: Serenę Williams i Johna Isnera. Wiele wspaniałych par mieszanych wygrywało turniej rozgrywany w Perth od 1989 roku, lecz życie nie znosi próżni, a tenis, choć okopany w oparach konserwatyzmu i umiłowania dla tradycji, lubi ewoluować. Milos Mecir/Helena Sukova, Goran Prpić/Monica Seles, Roger Federer/Martina Hingis, Mark Philippoussis/Jelena Dokić, Michael Stich/Steffi Graf, Boris Becker/Anke Huber, Goran Ivanisević/Iva Majoli, James Blake/Serena Williams, Tomas Berdych/Petra Kvitova, Nick Kyrgios/Daria Gavrilova… Te miksty będą na wieki wieków widniały w galerii sław Pucharu Hopmana. Perth nie będzie tenisową pustynią, bo najbardziej odizolowane miasto w stanie Zachodnia Australia będzie jednym z trzech gospodarzy ATP Cup. Formacje skalne The Pinnacles wciąż będą wsłuchiwały się w szelest strun rakiet…
Ego większe niż Uluru
Roger Federer wygrywał Hopman Cup zarówno z Martiną Hingis (2001), jak i z Belindą Bencić (2018 i 2019). W 2020 roku wirtuoz z Bazylei nie zawita do Perth. Woli odpocząć na łonie rodziny i przypuścić szturm po dwudziesty pierwszy wielkoszlemowy skalp… Na pozór, do niczego nie można się przyczepić. Roger to inteligentny jegomość, który wsłuchuje się w swoje ciało i wie, że nadmiar zajęć przed startem Aussie Open nie jest wskazany. W 2017 roku Roger Federer nie wygrał Pucharu Hopmana, ale jak słusznie zauważył perfekcjonista studiujący detale – Łukasz Kubot, Szwajcar zatroszczył się o niuanse. Federer to bystry człowiek. Rozgrywał mecze w Perth w sesji wieczornej. Przyzwyczaił ciało do nocnych eskapad. Wiedział jak ważny jest biorytm. W Melbourne Park też grał w sesjach wieczornych. Znakomicie zagrał w półfinale AO’2017 ze Stanem Wawrinką, a w finale z Rafą Nadalem. W meczu trwającym 3 godziny i 38 minuty Szwajcar odrodził się przy stanie 1-3 w piątym secie. Rok później Roger Federer zwyciężył w parze z Belindą Bencić w Perth, a w Melbourne Park okazał się lepszym od Chorwata Marina Cilicia. A zatem szczwany lis wie co dobre. Brawo za strategiczny zmysł.
Rogerowi zawsze było bliżej do Rafy Nadala aniżeli do Nole Djokovicia. Na sympatię w stosunku do Hiszpana składa się kilka elementów: chociażby długoletnie konfrontacje obfitujące w gigantyczne emocje (po raz pierwszy Roger z Rafą zagrali w 2004 roku w Miami). Rafa sprawił, że Roger podniósł swój niebotyczny poziom tenisa i zawędrował z Jungfrau na Manaslu… Ponadto są z tego samego pokolenia, a przeważnie darzy się sympatią rywala, z którym możesz porozmawiać o sporcie, muzyce i filmie w odniesieniu do konkretnych przykładów z tej samej generacji.
Co intrygujące, Federer legitymuje się ujemnym bilansem z Nadalem (16 zwycięstw Szwajcara, 24 triumfy Hiszpana). Jednak znamienne jest zdanie wypowiedziane przez Rogera po wygranej nad Taylorem Fritzem w III rundzie AO’2019. Zapytany przez reportera komu będzie kibicował w meczu: Rafa Nadal – Alex de Minaur, Roger odparł: „Przepraszam australijską widownię, ale będę trzymał kciuki za Rafę”. To niezbite świadectwo ogromnego szacunku względem Nadala. Zresztą, kolejnym dowodem na niegasnącą więź sympatii w stosunku do El Manacori jest pokazówka zaplanowana na luty’2020 w Kapsztadzie.
Dlaczego o tym mowa? Otóż Roger Federer oraz jego zręczny i skuteczny agent Tony Godsick we współpracy z Tennis Australia stworzyli fenomenalny produkt pt. Laver Cup. To hołd ze strony Szwajcara dla znakomitego leworęcznego tenisisty z Rockhampton – Roda Lavera. Mecze: Europa – Reszta Świata, niezależnie od tego czy były rozgrywane nad Wełtawą, w Chicago czy w Genewie były fascynującą reklamą tenisa. Gwiazdy pokazały ludzkie oblicze. Konwersacja Rafy ze Stefanosem Tsitsipasem na temat kierunku przemieszczania się w deblu (przy akompaniamencie uroczego śmiechu Rogera) pokazała, że tenisowi bogowie potrafią być wyluzowani i nasączyć świat pozytywnymi wibracjami. Laver Cup to oczko w głowie Federera. Wyrastający mu konkurent pt. ATP Cup nie jest idealnym rozwiązaniem z perspektywy Szwajcara.
W kuluarach wielkoszlemowych turniejów daje się wyczuć zachwyt oficjeli nad osobowościami Rogera i Rafy. Są chwile kiedy notable z tenisowego świata mówią wprost konsumując gnocchi, sushi czy spaghetti: „Novak nigdy nie będzie się cieszył taką sympatią tłumów jak Roger i Rafa”. Zarysowujący się ostry podział pomiędzy bogatymi państwami Europy Zachodniej a Bałkanami pogłębia konflikt na linii: Federer – Djoković. Podczas Australian Open’2019, Novak i Roger nie mogli zamienić kilku słów, co wydaje się surrealistycznym szaleństwem. Jak to możliwe, aby dwie wielkie gwiazdy tenisa omijały się szerokim łukiem na przestrzeni Melbourne Park? Otóż, jak najbardziej możliwe. Nie chodzi o brak spełnienia, bo choć Szwajcar i Serb są wiecznie głodni sukcesów, co cechuje wybitne jednostki, ale o różnice światopoglądowe i rywalizację o palmę pierwszeństwa w tenisowej hierarchii. Djoković wił się jak piskorz, bo media były karmione historyjkami, że Serb chce brutalnie pozbyć się Chrisa Kermode’a – byłego tenisisty, później dyrektora turnieju w Queen’s Clubie, a wreszcie prezydenta ATP. Roger nie ukrywał braku akceptacji dla rzekomych działań Novaka, ale twierdził, że z Serbem nie można się skomunikować. Co najmniej jakby biedna kobiecina z Jedliny Zdrój prosiła o audiencję u papieża. To zrozumiałe, że trudno byłoby jej się dostać do Watykanu, ale dwaj herosi baśniowo uderzający piłkę nie mogący porozmawiać przez kwadrans przy filiżance kawy o palących kwestiach…?
Ano, Uluru jest magiczną i świętą formacją skalną rzuconą na pożarcie pustyni. Uluru leży na terytorium Australii nieopodal Alice Springs, a czasami przypatrując się zachowaniu gwiazd łatwo dojść do wniosku, że ich ego przerasta wielkością słynną górę Uluru (Ayers Rock)… Tak to już bywa w przypadku wybitnie utalentowanych jednostek. Niki Lauda i James Hunt… Skrajnie różni, ale darzący się szacunkiem. Roger i Rafa. Tyle, że Hiszpan nie jest zagrożeniem dla Szwajcara, bo jest wycofanym Wyspiarzem z Majorki, a nie obywatelem świata, elokwentnym mistrzem z Bazylei, który nie wie kim jest geniusz harfy – jego rodak Andreas Vollenweider. Nikt nie wymaga od Federera, aby znał muzyka, byłego organistę i autora albumów: „Dancing with the lion” czy „Caverna Magica”, ale po cóż sadzić się na erudytę, skoro nie wiesz kto zacz? To tak jakby przeciętny Polak nie wiedział kim był Henryk Sienkiewicz czy Ernest Malinowski… Jakby mieszkaniec Kielc nie kojarzył kim jest Maryla Rodowicz czy Roman Polański…
Djoković, podobnie jak Federer, włada biegle kilkoma językami, ma szerokie horyzonty myślowe, łączy cechy showmana z filozofem, więc jest groźnym rywalem w walce o tort pod szyldem popularność. A to już mniej podoba się geniuszowi z Bazylei, który pragnie być bożkiem czczonym w każdym zakątku świata.
Djoković od kilku lat słyszy utyskiwania organizatorów turnieju w Sydney, że publiczność niechętnie przychodzi na mecze, bo bliskość Aussie Open sprawia, że gwiazdy oszczędzają siły na Szlema. Bo choć turniej wygrywał Alex de Minaur – chłopak z Sydney biegający szybciej niż Struś Pędziwiatr, to na trybunach były puste krzesełka… Wreszcie, Djoković zaprasza legendę The Beatles – Paula McCartneya na kolację i organizuje aukcję, podczas której gitara Paula zostaje zlicytowana, a uzyskane środki wędrują na rzecz biednych mieszkańców Bałkanów. Nole wspiera ofiary powodzi w Bośni i Hercegowinie, troszczy się o apanaże chłopaków walczących na śmierć i życie w challengerach ATP, buduje szkoły dla dzieciaków na Bałkanach. Roger rywalizuje na afrykańskim gruncie, wspiera ofiary powodzi w stanie Queensland, rysuje kredą po tablicy na Czarnym Lądzie i objaśnia głodującym dzieciom na czym polega arytmetyka, a więc walka o serca widowni nabiera rumieńców. Federer wygrywa, bo jest artystą, a Serb doszedł do szesnastu tytułów singlowych Wielkiego Szlema tytaniczną pracą. Roger jest miły dla wszystkich, a Novak czasami zaklnie siarczyście i wyrazi radość w stylu Kusturicy. Świat Zachodu, jakżeż kulturowo odmienny od Bałkanów, nie rozumie krwistych i namiętnych gestykulacji. Nie wszystko musi być wygłaskane i starannie uczesane, nieprawdaż…?
To dwa światy, które się nie przenikają. Serb i nowe władze ATP głęboko wierzą, że nowy turniej będzie panaceum na troski australijskich promotorów. Wedle Novaka, rywalizacja drużynowa, swoista Bitwa Narodów, będzie fenomenalnym spektaklem rozgrywanym przez 10 dni w kraju kochającym sport. Jest w tym sporo logiki, gdyż w krainie zwanej Down Under, sporty drużynowe cieszą się największą popularnością. Na mecze futbolu australijskiego przychodzą tłumy kibiców rzędu 45 000 – 60 000. Na krykiet również jest spore zapotrzebowanie i nikogo nie dziwi 75 000 widzów zgromadzonych na Melbourne Cricket Ground. Rugby – kolejna religia Australijczyków. Są zatem podstawy, aby ATP Cup – rywalizacja 24 państw – stała się świętem tenisa w Australii. Nawet bez Wawrinki, który miał zobowiązania względem organizatorów turnieju w Doha czy bez Federera, który doskonale wie, że czas poświęcony dzieciom jest bezcenny, a bez Stanimala Wawrinki skazany byłby na walkę w pojedynkę. A w ATP Cup trzeba mieć solidnych singlistów i deblistów jeśli chce się marzyć o triumfie w Sydney w niedzielę 12 stycznia… Takowych Szwajcarzy nie posiadają w nadmiarze poza dwójką znakomitych graczy, którzy w 2014 roku sięgnęli po Puchar Davisa korzystając ze złotych rad Australijczyka urodzonego na Ziemi Van Diemena (Tasmanii) – Davida Macphersona…
Trudne losowanie Polaków
22 miliony dolarów australijskich w puli nagród. Na kortach w Perth, Brisbane i Sydney leżą również punkty do rankingu. ATP Cup to znakomita szansa dla nieznanych szerszej publiczności tenisistów pokroju Michail Pervolarakis (487 na liście rankingowej), który dzięki osiągnięciom Tsitsipasa powalczy w grupie F z Kanadyjczykami, Niemcami i Australijczykami o większą ekspozycję. W Sydney z okazji ATP Cup, legendarny tenisista, król subtelnego bekhendu – Ken Rosewall (23 tytuły Wielkiego Szlema, w tym 8 w singlu) otwierał imponujący nowy dach nad kortem noszącym jego imię... Stolica Nowej Południowej Walii przeznaczyła aż 50 i pół miliona dolarów, aby tenisowy obiekt lśnił i przykuwał uwagę nowatorskimi technologiami. Alex de Minaur był pierwszym, którego spotkał zaszczyt uniesienia ku górze trofeum przeznaczonego dla zwycięzców. Na punkcie widokowym w Brisbane o uroczej nazwie Kangaroo Point, Alex de Minaur – triumfator turniejów w Sydney, Atlancie i Zhuhai w sezonie 2019, w towarzystwie kapitana Lleytona „Rusty’ego” Hewitta, Nicka Kyrgiosa, Johna Millmana, Johna Peersa i Chrisa Guccione przyglądał się cacku. Ponad 6 kilogramów srebra zużyto podczas rzeźbienia pucharu dla zwycięzców. A że Australia jest bogata we wszelaki kruszec: złoto w Ballarat, srebro w Broken Hill, a więc materiału jest pod dostatkiem. Dołożyć tylko wyobraźnię twórców i puchar za wygraną w ATP Cup gotowy…
Tom Larner, dyrektor ATP Cup, nie ukrywa, że model rozgrywania turnieju ma przypominać piłkarski mundial. Sześć grup, w każdej rywalizować będą 4 zespoły. Do fazy pucharowej awansują tylko zwycięzcy grup i dwie ekipy z najlepszym bilansem spośród sześciu, które zajmą drugie miejsca w grupach. A zatem spora dawka tenisa na przestrzeni 10 dni. Co intrygujące, wszystkie mecze fazy dziennej niezależnie od położenia geograficznego, rozpoczną się o godzinie 10.00 czasu lokalnego. Australia jest gigantycznym kontynentem (7 692 024 kilometrów kwadratowych), posiada kilka stref czasowych, a więc fani tenisa przejdą przyspieszony kurs obsługi liczydła. Sesja dzienna w Perth rozpocznie się o 3 nad ranem czasu polskiego. W przypadku Brisbane będzie to 1 w nocy, a mecze w Sydney rozpoczną się o północy.
To kluczowa informacja dla polskich miłośników tenisa. Polacy pod wodzą kapitana, przed laty znakomitego deblisty – Marcina Matkowskiego, rozpoczną bój o wyjście z grupy E o północy w nocy z piątku na sobotę (z 3 na 4 stycznia). Czy mecze z udziałem Polaków będą równie fascynujące jak film Woody’ego Allena „O północy w Paryżu”? Czas pokaże. Losowanie nie sprzyjało Polakom. Śmiem twierdzić, że grupa E jest najsilniejsza. Chorwacja posiada potężne kolubryny w singlu i w deblu. Borna Corić i Marin Cilić oraz Ivan Dodig i Nikola Mektić – rekomendacji nie potrzeba. Cilić to mistrz singla juniorów Roland Garros’2005 oraz król dorosłego US Open’2014, a także świetny spec od gry podwójnej. Ivan Dodig wygrał Wielkiego Szlema w Paryżu z Marcelo Melo (Roland Garros’2015), a Borna i Nikola są bardzo solidnymi fachowcami. Z Chorwatami podopieczni Marcina Matkowskiego zagrają w nocy z 5 na 6 stycznia. Będzie to drugi mecz Polaków w fazie grupowej.
Austria pod wodzą kapitana Thomasa Mustera, wydaje się jeszcze groźniejsza niż Chorwacja. Dominic Thiem to dwukrotny finalista Roland Garros (2018, 2019) i człowiek, który zatrzymał marsz Djokovicia po klasycznego Szlema w poprzednim sezonie. Thiem to również finalista Nitto ATP Finals’2019 w Londynie. Uznana marka, rewelacyjny jednoręczny bekhend. Dennis Novak nie rzuca na kolana jako rakieta nr 2, lecz prawdziwe petardy tkwią w deblu. Oli Marach – były partner Łukasza Kubota i Mate Pavicia będzie miał znakomitego kolegę na korcie – króla wimbledońskiej trawy’2010 i US Open’2011 – Jurgena Melzera. Lewa rączka, świetny przegląd sytuacji i gigantyczne doświadczenie. Nawet jeżeli Jurgen zagra na poziomie z finału wrocławskiego challengera w hali Orbita (2017), w którym pokonał Michała Przysiężnego, to i tak będzie bardzo silnym ogniwem Austrii. Z Austriakami Polacy zagrają w nocy z 7 na 8 stycznia. Będzie to ostatni mecz fazy grupowej w wykonaniu Biało-Czerwonych.
Argentyńczycy, z którymi Polacy zmierzą się w nocy z piątku na sobotę (z 3 na 4 stycznia), też mają sporo amunicji. Diego Schwartzman nie tylko potrafi postraszyć Rafę Nadala na kortach ziemnych, ale i korty twarde nie są mu obce. Leworęczny Guido Pella, ćwierćfinalista Wimbledonu’2019, również będzie wymagającym rywalem. Zacny deblista, Andres Molteni, który rozegrał wiele spotkań z Romanem Jebavym, wie na czym polega kunszt w grze podwójnej.
Polacy mają solidny trzon reprezentacji: Hubert Hurkacz jest w stanie pokonać każdego z grupowych rywali, a Kamil Majchrzak notuje stopniową progresję wyników. W deblu Łukasz Kubot od lat prezentuje światową klasę. Entuzjazm, wiedza, perfekcjonizm i doświadczenie Kubota powinny być zaraźliwe dla młodszych kolegów z kadry. Marcin Matkowski jest bardzo inteligentnym człowiekiem, więc z pewnością zestawi mocną parę deblową: Kubot/Hurkacz. W odwodzie Polacy mają jeszcze dwie młode strzelby: Wojciecha Marka i Kacpra Żuka.
Owszem, ktoś powie, że grupa A wcale nie jest słaba. To prawda: Serbia, Francja, Chile i RPA. Teoretycznie trójkolorowi mają najsilniejsze ogniwa (Mahut oraz Roger-Vasselin to wyśmienici debliści), ale RPA to nie tylko Kevin Anderson. Dodajmy obiecującego Lloyda Harrisa, artystę debla: Ravena Klaasena i 17-letni diament: Khololwama Montsi i za chwilę okaże się, że potomkowie Wayne’a Ferreiry mogą namieszać.
Mocna wydaje się grupa D: USA, Rosja, Włochy i Norwegia. Casper Ruud wydaje się osamotnionym w starciu z gigantami. Włosi mogą okazać się czarnym koniem ATP Cup, ale nie należy lekceważyć Rosjan, prowadzonych do boju przez charyzmatycznego Marata Safina. Marat, król US Open’2000 i Australian Open’2005 będzie miał sporo armat, bo Miedwiediew i Chaczanow łatwo się nie poddadzą.
Grupa C wydawałaby się wymarzoną dla Polaków. Bułgarzy z rewelacyjnym Grigorem Dimitrowem, Mołdawia z Radu Albotem… Miód malina. Belgia z Goffin oraz Darcisem też nie jest potęgą. Faworytem tej grupy są Brytyjczycy (nawet przy absencji kontuzjowanego Andy’ego Murraya).
Hiszpanie dysponują gigantyczną siłą rażenia, a dostali się do grupy B, w której tylko trzęsienie ziemi mogłoby im odebrać pierwsze miejsce. Urugwaj (bracia Cuevas), Japonia bez Nishikoriego i Gruzja (z Basilaszwilim). Grupa marzenie dla Rafy, Feli Lopeza, Bautisty Aguta, Carreno Busty.
Trudno pokusić się o kandydata do awansu w grupie F. Australia ma spore aspiracje, nie tylko wynikające z roli gospodarza imprezy. Niemcy są piekielnie mocni (Zwieriew, Struff, a w deblu mistrzowie Roland Garros’2019: Kevin Krawietz/Andreas Mies). Kanadyjczycy z arcyzdolnymi: Felixem Auger-Aliassime i Denisem Shapovalovem. Odstają jedynie Grecy, ale triumfator Nitto ATP Finals – Stefanos Tsitsipas, będzie z pewnością odbierał punkty nacjom o bardziej wyrównanych składach.
Intrygujący turniej przed nami. Sesje wieczorne we wszystkich trzech miastach będą rozpoczynały się o 17.30 czasu lokalnego (a zatem o 8.30 czasu polskiego dla meczów w Brisbane, o 10.30 dla spotkań w Perth i o 7.30 dla pojedynków w Sydney).
Dlaczego debel będzie tak ważny? Otóż każdy mecz otwiera spotkanie rakiet nr 2. Następnie na kort wychodzą najlepsze singlowe rakiety. Przy stanie 1-1 (a z pewnością wiele meczów będzie kończyło się takim rezultatem po spotkaniach singlowych), mecz gry podwójnej będzie kluczowy. Z tego względu reprezentacje dysponujące solidnymi deblistami są na wygranej pozycji. Francja, Wielka Brytania, Chorwacja, Niemcy i USA mają (przynajmniej na papierze) najsilniejsze deble spośród nacji rywalizujących w premierowej odsłonie ATP Cup.
Gwiazdy bliżej kibiców
Intencją Toma Larnera, dyrektora ATP Cup, ma być bliski kontakt fanów z tenisistami. Oczywiście, granice nie rozstaną z dnia na dzień drastycznie przesunięte, bo gdyby kibice mieli mieć szerszy dostęp do Rafy i Nole, to Hiszpan z Serbem nie mieliby czasu na spokojną wizytę w toalecie, więc rewolucji nie będzie. Niemniej jednak, ATP Cup rozumie potrzebę lepszego kontaktu fanów z gwiazdami. Turniej ma przypominać festiwal sportowo-kulturalny z solidną porcją dobrej i różnorodnej muzyki przeznaczonej dla fanów białego sportu. Będą sesje autografowe, spotkania z tenisistami, konkursy dla brzdąców, a więc to co Australia potrafi kapitalnie organizować.
Australijczycy umieją rozpieszczać gwiazdy tenisa. Spora część budżetu to zastrzyk z budżetu miast gospodarzy, przeto każdy ośrodek chce umilić czas tenisistom. Chorwaci gościli w Tamarama, legendarnym klubie szkolącym surferów od 1906 roku… Hiszpanie zawitali na wyspę Rottnest w pobliżu Perth. Brytyjczycy pruli taflę wody w Sydney i zwiedzali słynną operę w stolicy Nowej Południowej Walii…
Bilety dla dorosłych w cenie 30 dolarów australijskich sugerują, że w Brisbane, Perth i w Sydney nie powinno być pustych miejsc na widowni. W Down Under wiedzą, że nie wolno wywindować cen na nieznośnym poziomie, bo wówczas nawet najbardziej zagorzali fani tenisa, zostaną w domu.
ATP Cup to bardzo nowatorskie przedsięwzięcie. Tenisowy mundial jakiego jeszcze nie oglądaliśmy. Emocji sportowych z pewnością nie zabraknie. A który z panów będzie miał bardziej wesołą minę po finale ATP Cup w Sydney (12 stycznia): człowiek z Belgradu czy geniusz z Bazylei, to już mniej istotne dla fana tenisa…
Wszystkie mecze turnieju ATP Cup w portalu Polsatsport.pl oraz na sportowych antenach Polsatu.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze