Grecka tragedia! Tsitsipas niemal uderzył ojca i został zrugany przez matkę
Stefanos Tsitsipas i Nick Kyrgios rozegrali w Brisbane kapitalne spotkanie w ramach ATP Cup. Grek po przegraniu tie-breaka w pierwszym secie zdenerwował się jednak tak bardzo, że ze wściekłością dwa razy uderzył rakietą w pobliżu swojego obozu, gdzie siedział jego ojciec.
Kyrgios i Tsitsipas mierzyli się ze sobą w starciu najlepszych rakiet swoich krajów podczas meczu Australia - Grecja. Grek musiał wygrać, żeby zachować nadzieje Hellady na zwycięstwo nad Kangurami. Od pierwszych piłek seta numer 1 widać było, że obaj tenisiści będą bardzo mocno bronić własnego serwisu.
W dwunastu gemach nie doszło do żadnego przełamania i o zwycięstwie musiał zadecydować tie-break. W nim sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie, ale to Kyrgios miał aż trzy piłki setowe. Trzecią już wykorzystał, w czym pomógł mu błąd rywala, który uderzył piłkę w siatkę. Po chwili Tsitsipas użył rakiety po raz kolejny, ale już w niecnym celu. Dwukrotnie uderzył rakietą w pobliżu własnego obozu, gdzie w pierwszym rzędzie siedział jego ojciec - Apostolos.
Tsitsipas senior wyglądał na mocno przestraszonego zachowaniem Stefanosa i o mało nie został uderzony przez syna. Nie zareagował jednak nerwowo na zachowanie swojego potomka, przeciwnie niż Julia Apostoli - jego matka. Rosjanka zrugała syna, który po chwili miał przerwę między setami, by przemyśleć swoje zachowanie.
Drugą partię również rozstrzygnął tie-break, ale w nim to Grek pokazał, że ma mocne nerwy. Dwa razy przełamał rywala i doprowadził do decydującej odsłony. Kilkanaście minut wcześniej, jeszcze raz został jednak wyprowadzony z równowagi, a za uderzenie piłki w kierunku własnego obozu został ukarany odjęciem punktu przez sędziego.
Fantastyczną batalię dwóch tenisistów o greckich korzeniach ostatecznie na swoją korzyść rozstrzygnął Kyrgios. Zawodnik z Canberry wygrał tie-breaka w trzeciej partii i po dwóch godzinach i 38 minutach dał zwycięstwo Australii. W deblu Kangury potwierdziły swoją wyższość i triumfowały 3:0.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze