LM: O Mourinho zamiast „The special one”, mówi się dziś w Anglii „Yesterday man”.
Niespełna cztery lata temu rewelacyjny dziś Erling Haaland niczym wielkim się nie wyróżniał. Na co to dowód? Z kolei trener Nagelsmann odmówił Realowi, bo uznał, że jest za słaby. Dziś triumfuje z RB Lipsk. Za to o Jose Mourinho media brytyjskie zaczynają pisać „Yesterday man”, zamiast „The special one”. Czy Portugalczyk może jeszcze wrócić na szczyt? Cezary Kowalski przedstawia swoje oczarowania i rozczarowania pierwszego tygodnia rywalizacji w 1/8 finału Ligi Mistrzów.
Moje oczarowania pierwszych meczów 1/8 finału Ligi Mistrzów:
Erling Haaland. Wręcz nieprawdopodobna jest skuteczność tego młokosa (19 lat), który zimą przeszedł do Borussii Dortmund. A jak niebawem zapewne będzie z niej odchodził, to jako najdroższy piłkarz w dziejach piłki nożnej. Norweg sprawia wrażenie zawodnika pozbawionego układu nerwowego, strzelając z dokładnie taką samą swobodą, bez względu na rangę rozgrywek, drużynę i kategorię wiekową, w której występuje.
Dzięki dwóm golom w starciu z Paris Saint Germain zrównał się w klasyfikacji strzelców z Robertem Lewandowskim (obaj mają po 10 goli, ale Robert ze swoim Bayernem pierwszy mecz w tej fazie gra w najbliższy wtorek). Trener naszej młodzieżówki Jacek Magiera wspomina, że niespełna cztery lata temu obserwował Haalanda w jednym z turniejów drużyn młodzieżowych do lat 17 i… Norweg urodzony w Anglii niczym specjalnym się nie wyróżniał.
To kolejny dowód na to, jak wielkiego skoku można dokonać w wieku juniora i w jak wielu młodych zawodnikach może drzemać nieodkryty jeszcze potencjał. Dziś Haaland kreowany jest na drugiego Zlatana Ibrahimovica, choć sam przyznaje, że postanowił zostać zawodowym piłkarzem, będąc wpatrzonym w Cristiano Ronaldo. „Chciałbym go spotkać i powiedzieć mu, że to dzięki niemu zostałem piłkarzem. To dla mnie wzór do naśladowania” – powiedział napastnik BVB. Haaland łącznie w tym sezonie - dla Red Bull Salzburg i Borussii Dortmund - zdobył 39 bramek w 29 meczach!
Julian Nagelsmann. Trener RB Lipsk odmówił Realowi Madryt, bo uznał, że jest jeszcze, w wieku 31 lat, za słabym trenerem na ten klub. Na to, aby ograć Tottenham Jose Mourinho jest jednak w sam raz. 25 lat młodszy szkoleniowiec pognębił słynnego rywala w Londynie, właśnie myślą szkoleniową, bo zwycięstwo nie było żadnym przypadkiem i powinno być znacznie wyższe.
Zaproponował ofensywny, dynamiczny futbol, w którym jego wcale nie najlepiej opłacani zawodnicy (nikt nie został ściągnięty za więcej niż kilkanaście milionów euro) wykazywali się pomysłowością, elastycznością i świeżością. W starciu piłkarskich epok, młodość odniosła bezapelacyjny triumf. A sam fakt, że zespół z terenu dawnej NRD, istniejący ledwie 12 lat, zwyciężył przedstawiciela Premier League, też ma swój smak.
Atalanta Bergamo. Co roku w Lidze Mistrzów trafia się jakiś zespół „antysystemowy”, wyłamujący się ze schematu ligi dla milionerów, będący powiewem świeżości, bezkompromisowy, któremu bezinteresownie kibicują miliony w całej Europie. W ubiegłej edycji był to młody Ajax, teraz w jego buty weszła Atalanta.
Otwarty, czasem nawet beztroski futbol, jaki Włosi zaprezentowali w starciu z Valencią i efektowne zwycięstwo 4:1, to była uczta dla kibiców. Także tych niedzielnych, którzy mają w nosie zawiłości taktyczne. Pytanie tylko, gdzie jest limit drużyny grającej w ten sposób? Wcale niewykluczone, że już w rewanżowym starciu, w którym do Valencii powrócą wykluczeni z różnych powodów najlepsi gracze.
Rozczarowania:
Liverpool. Po kolejnych triumfach na każdym froncie i rozmachu, jaki prezentuje ta ekipa w grze, tercet napastników: Firmino, Salah, Mane, był przez co bardziej rozentuzjazmowane głowy, określany najlepszym takim trio w dziejach futbolu! I ta wspaniała niewątpliwie trójka, podobnie jak reszta ich kolegów z „The Reds” nie oddała ani jednego celnego strzału w całym meczu z Atletico Madryt. Zespołem, który w lidze hiszpańskiej znajduje się na bardzo poważnym zakręcie i uważa się, że jest bez formy. Wstyd? Raczej wypadek przy pracy.
Jose Mourinho. Portugalczyk wciąż jest świetny werbalnie, prawdziwy mistrz podczas konferencji prasowych czy pomeczowych wypowiedzi. Bawi, zaskakuje ripostami, rozgrywa media jak chce. Na boisku jednak tej finezji już nie widać. Jego Tottenham na własnym stadionie w starciu z RB Lipsk nie był w stanie zaproponować nic poza tradycyjną u Mou obroną i próbami reakcji na to co zaproponuje rywal.
To dlatego brytyjskie media zaczynają nazywać Portugalczyka „Yesterday man”, zamiast jak sobie kiedyś zażyczył „The special one”. 58-letni Jose ma coraz mniejszą szanse, aby udwodnić, że wcale nie jest wczorajszym człowiekiem…
Paris Saint Germain. Jeśli i w tym sezonie nie uda się dobrnąć temu piłkarskiemu Harlemowi Globtrotters przynajmniej do półfinału Ligi Mistrzów, chyba będzie należało uznać, że taka formuła nie ma sensu i nie da się wygrać czegoś konkretnego gromadząc na jednym metrze kwadratowym tak wiele osobowości z wybujałym ego, zarabiających po trzydzieści milionów euro za sezon. Dobry trener, jakim jest bez wątpienia Thomas Tuchel, w takiej grupie jest skazany na bycie marionetką. Po meczu z BVB zapewne wzdychał za swym dawnym komfortowym miejscem pracy, choć zarabiał tam trzy razy mniej.
Przejdź na Polsatsport.pl