Kostyra: Kownacki zrozumiał, że nie jest z kamienia
Porozmawialiśmy z Adamem Kownackim, już na chłodno, dwie doby po niespodziewanej przegranej z Robertem Heleniusem. Na twarzy naszego pięściarza nie ma właściwie żadnych śladów walki (poza małą opuchlizną pod lewym okiem i zadraśnięciem na czole). - Fizycznie czuję się bardzo dobrze po tym nokaucie, tylko moja duma została boleśnie zraniona – mówi nam Kownacki.
Komentując tę walkę w Polsacie Sport, gdy Kownacki wstawał z desek po nokdaunie, zacząłem krzyczeć: „Adam klinczuj, Adam klinczuj!”. Kownacki przyznaje, że to byłoby chyba najsensowniejsze posunięcie z jego strony. - Ale pierwszy raz znalazłem się w takiej sytuacji, wyszła ze mnie dusza wojownika. Chciałem mu oddać, myślałem, że przetrwam, on się zmęczy i mu oddam – analizuje po niewczasie.
Tuż przed nokautem, w 4 rundzie, Kownacki podłączył Heleniusa do prądu. - I wtedy mnie poniosło. Niepotrzebnie rzuciłem się na niego, chciałem go znokautować, zamiast spokojnie walczyć, nokaut przyszedłby sam. To był błąd – sądzi Babyface.
Kownacki zapewniał mnie, że nie zlekceważył Heleniusa. - Dobrze trenowałem, waga była dobra. Błąd był może gdzieś indziej. Może powinienem zatrudnić lepszych sparringpartnerów i ograniczyć medialne wystąpienia oraz promocję. Za dużo tego było. W przyszłości bardziej skoncentruję się na treningach. Bo w końcu to jest moje zdrowie, ja je tracę – mówi Adam.
A najważniejszy wniosek jaki Adam Kownacki wyciągnął z tej pierwszej porażki w zawodowej karierze, jest taki: "Zrozumiałem, że nie jestem zrobiony z kamienia". Święte słowa. Jak to mówił Jurek Kulej: „Nie ma bokserów odpornych na ciosy, są tylko źle trafieni”. Helenius dobrze trafił Kownackiego i zmienił jego spojrzenie na boks.
Przejdź na Polsatsport.pl