Górą Górnik. 50 lat po finale Pucharu Zdobywców Pucharów

Piłka nożna
Górą Górnik. 50 lat po finale Pucharu Zdobywców Pucharów
fot. PAP
Górą Górnik. 50 lat po finale Pucharu Zdobywców Pucharów

Modlić się - mówi ojciec do dzieci. Jak Bóg jest na niebie, to Górnik wygra i jutro idziecie do kościoła! Choć w tej krótkiej historyjce istnieje pewnie odrobina przesady, pokazuje ona skalę histerii i uwielbienia dla drużyny zabrzańskiego Górnika, który do dziś jest jedynym klubowym polskim reprezentantem w finale europejskiego pucharu. Od meczu z Manchesterem City w finale Pucharu Zdobywców Pucharów mija właśnie 50 lat.

W 1970 roku Jadwiga jest uczennicą liceum w Kamiennej Górze... To szkoła dla dziewcząt. Niedaleko jest technikum mechaniczne i szkoła samochodowa. Uczący się tam chłopcy ciągle mówią o Górniku. Regularnie jeżdżą na Śląsk na mecze.

 

- Dzięki piłkarzom wszyscy wiedzieli, gdzie leży Zabrze - mówi Jadwiga.

 

Pochodzący z Zabrza Michał wiosnę 1970 roku spędza w wojsku.

 

- Byłem odcięty od tego szału, ale koledzy z jednostki wciąż dopytywali o drużynę. Gdy w rewanżowym meczu z Romą Włodzimierz Lubański strzelił wyrównującego gola, tłum chciał się wedrzeć do świetlicy, ale zaklinował się w drzwiach.

 

Wychowany w Trójmieście satyryk Jacek Fedorowicz jest zachwycony Górnikiem. W książce Pawła Czado “Górnik Zabrze - opowieść o złotych czasach” wspomina: - My, żyjący w PRL-u mieliśmy ogromne kompleksy. Piłka nożna była okazją, żeby temu Zachodowi pokazać, że też jesteśmy coś warci. Dzięki Górnikowi rosło poczucie naszej wartości.  Wtedy nic się nie działo, więc mecz międzynarodowy był wydarzeniem o nieprawdopodobnym znaczeniu.

Zobacz także: 50 lat od meczu Górnik Zabrze - Manchester City. Wspomnienia Lubańskiego

 

Urodzony w Warszawie Wojciech Młynarski pisze tekst - krakowscy Skaldowie komponują i wykonują piosenkę “Górą Górnik”. Ostatni fragment jest wielce wymowny:

 

Byśmy od tatrzańskich szczytów

po Bałtyku fale aż

skandowali aż do świtu

Górnik Górnik nasz!

 

Wszystko składa się w piękną całość. A świetna drużyna wykorzystuje rozkwit telewizji. Widzowie oglądają nie tylko emocjonujące mecze. Reporterzy odwiedzają piłkarzy w domach. - Ciężkie jest życie popularnego piłkarza, szczególnie życie korespondencyjne. Trzeba odpowiedzieć setkom wielbicielek i wielbicieli - dowiadujemy się z Polskiej Kroniki Filmowej. W materiale widać, jak kapitan zabrzańskiej jedenastki Stanisław Oślizło otwiera stosy listów.

 

W nieco “podkolorowanych” obrazach jest też Zygfryd Szołtysik “trenujący” syna. Lektor “Kroniki Filmowej” czyta: - “Darek już dobrze strzela i w nagrodę za trening pozwala ojcu czasem pobawić się kolejką”.  Telewizja nie może zapomnieć o Włodzimierzu Lubańskim. W “Kronice” nad deską kreślarską. Ponownie lektor: “Włodzimierz Lubański studiuje zaocznie na Politechnice i - niestety drogie panie - jest już głową rodziny”. W popularnym programie “Tele-Echo” Lubański nie kryje, że studia są fikcją. - Działacze Górnika mówili, że to będzie w społeczeństwie dobrze widziane. Szczerość zostanie źle odebrana.

 

Być może historii z  sezonu 69/70 by nie było, gdyby nie Geza Kalocsay - czwarty węgierski trener w historii Górnika. Światowiec. W 1954 roku jest w sztabie trenerskim Gusztava Sebesa, kiedy to Węgrzy dochodzą do finału Mistrzostw Świata. To, co dziś jest standardem - wtedy jawi się jako odkrywanie Ameryki. Treningi z piłką, jeden na jeden i przede wszystkim praca nad taktyką. W grze Górnika jest coraz mniej improwizacji. I choć Służba Bezpieczeństwa zakłada Kalocsayowi teczkę (uważa się, że Węgier jest powiązany ze służbami specjalnymi państw zachodnich), trener Górnika wytrzyma w Zabrzu trzy lata. Wydaje się, że szczytowa forma drużyny przychodzi w sezonie 1968/69. Jednak po inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację Polska bojkotuje puchary. To protest przeciw decyzji UEFA, która zarządziła powtórne losowanie par pierwszej rundy by - na żądanie krajów zachodnich - rozdzielić drużyny bloku kapitalistycznego i socjalistycznego.

 

W książce “Górnik Zabrze - opowieść o złotych czasach”, ówczesny bramkarz Zabrzan Hubert Kostka wspomina: - Nie twierdzę, że zdobylibyśmy puchar, ale byliśmy najsilniejsi, w najlepszej formie. Mogliśmy naprawdę wiele osiągnąć. Właśnie w tej edycji Pucharu Zdobywców Pucharów swój największy sukces odniósł Slovan Bratysława - reprezentant Czechosłowacji, która europejskich rozgrywek nie zbojkotowała. Największego sukcesu w historii polskiej piłki klubowej Geza Kalocsay nie doczeka. Pod koniec 1969 roku, przed wiosennymi ćwierćfinałami, Węgier opuszcza Zabrze. Wcześniej wybucha afera obyczajowa z licznymi romansami Kalocsaya w tle. Przed finałem w Wiedniu działacze proszą ponoć Węgra, by ten poprowadził drużynę przeciwko Manchesterowi City. - Z głupimi ludźmi nie rozmawiam - ma powiedzieć rozgoryczony trener.

 

Legenda Górnika rodzi dzięki półfinałowej rozgrywce z Romą. Wcześniej zabrzańska jedenastka eliminuje Olympiakos Pireus, Rangers i Levskiego Sofia. Kibice na trybunach wiedzą dobrze, co czytamy na transparencie: “Tylko dzieci przy piersi mogą straszyć Rangersi”. Półfinał to już nie przelewki. W pierwszym meczu w Rzymie jest remis 1:1. W rewanżu na Stadionie Śląskim Włosi prowadzą po rzucie karnym Fabio Capello. Dla wielu to karny z kapelusza. W przerwie do szatni arbitra schodzi prezes Zabrzan Eryk Wyra. Jasno i wyraźnie sugeruje, żeby zastanowił się nad kolejnymi decyzjami. Boisko od kibiców oddziela tylko mały murek. Łatwo go sforsować. - Może pan nie zdążyć zbiec ze środka boiska - oznajmia Wyra.

 

W ostatniej minucie Górnik wyrównuje. Z karnego. W dogrywce obie drużyny strzelają po golu. Spotkanie kończy się wynikiem 2:2. Spiker na stadionie ogłasza: - “Proszę państwa, trudno, stało się”. Kibice opuszczają stadion i nikt nie myśli o przepisach. A ona jasno mówią, że w przypadku braku rozstrzygnięcia bramek z dogrywki nie uwzględnia się w końcowym wyniku. Potrzebny jest trzeci mecz. W Strasburgu wszystkie chwyty są dozwolone. Trener Romy Helenio Herrera nie pozwala kierowcy autokaru wyjechać po Zabrzan do hotelu. Ci - po dwóch-trzech - zostają przewiezieni na stadion prywatnymi samochodami niemieckiej polonii, która przyjechała obejrzeć spotkanie. Na stadionie co jakiś czas gaśnie światło. Sędzia grozi przełożeniem meczu na południe następnego dnia. Zawody udaje się dograć do końca i znów jest po 1. Finalistę wyłoni losowanie. Już jedno Górnik tego dnia przegrał, gdy losowano która drużyna zagra na biało. Sędzia pokazuje żeton. Z jednej strony kolor czerwony, z drugiej zielony. Kapitan Górnika Stanisław Oślizło wybiera zielony. Za chwilę komentujący to spotkanie Jan Ciszewski wykrzyczy: - Polska! Górnik! Proszę państwa, a więc sprawiedliwości stało się zadość! Kochani chłopcy, macie jednak szczęście!. Nazajutrz Corriere dello Sport pociesza piłkarzy Romy. “Dopiero los ich zgiął” - pisze.

 

29 kwietnia 1970 roku. Wiedeń. Finał Pucharu Zdobywców Pucharów. Mecz z Manchesterem City jest najgorszym spotkaniem Górnika w rozgrywkach.  Pada przenikliwy, zimny deszcz. Spotkanie nie ma klimatu piłkarskiego święta. Na Praterstadionie zasiada tylko 15 tysięcy widzów. Górnik przegrywa 1:2, a jedynego gola strzela Stanisław Oślizło. “Trybuna Robotnicza” 30 kwietnia na pierwszej stronie napisze: “Ambitna walka Polaków omal nie doprowadziła do wyrównania”.

 

Po latach finałowej porażki dopatrywać się będzie w… przyjeździe do Wiednia żon piłkarzy. Zwiedzanie, zakupy - to miałoby przekreślić szansę na przewiezienie do Zabrza pucharu. Rozczarowanie było na tyle duże, że sezonu nie dokończył następca Kalocsaya na ławce trenerskiej Michał Matyas.

 

Drogi City i Górnika krzyżują się raz jeszcze rok później. Ale zanim rozegrane zostaną… trzy mecze ćwierćfinałowe Pucharu Zdobywców Pucharów Zabrzanie trafiają na kwarantannę. W ⅛ finału Górnik gra w Izmirze z Goztepe. W Turcji panuje epidemia cholery. Choć UEFA zgadza się na przełożenie tego spotkania, informacja dociera za późno. Po powrocie zawodnicy trafiają na kwarantannę do szpitala zakaźnego w Lublińcu. Pierwszy mecz z City Górnik wygrywa w Chorzowie 2-0. Dzień przed rewanżem, 23 marca w Kopalni Rokitnica, na głębokości 800 metrów dochodzi do zawalenia się ściany wydobywczej. Alojzy Piontek jest uwięziony w małej szczelinie. Ratownicy docierają do niego dopiero 150 godzin później, 30 marca. Po wyciągnięciu na powierzchnię pyta o godzinę.

  • Szósta pięć.
  • To wieczorem byda patrzył na mecz Górnika.
  • Chopie, ten mecz już był.
  • Jak to?
  • Będziesz patrzył na trzeci.
  • Jak to?
  • Bo tamten my przegrali. Teraz są na równo.

W trzecim meczu w Kopenhadze Górnik przegrał 1:3, a Piontek - poza tym, że staje się narodowym bohaterem - pokazuje jak bardzo można być zwariowanym na punkcie Górnika Zabrze.

Łukasz Wiejak, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie