Luis Figo i świńska głowa. To już 20 lat od najbardziej spektakularnego transferu w historii futbolu

Piłka nożna
Luis Figo i świńska głowa. To już 20 lat od najbardziej spektakularnego transferu w historii futbolu
fot. PAP
Luis Figo przeszedł do Realu Madryt w 2000 roku.

24 lipca 2000 roku Luis Figo został oficjalnie zaprezentowany jako piłkarz Realu Madryt. Jego transfer do "Królewskich" z Barcelony do dziś uznawany jest za jeden z najbardziej "szalonych", "niespodziewanych", "kontrowersyjnych" oraz "wstrząsających" w historii futbolu. Właśnie mija 20 lat od tamtych wydarzeń.

Dla tych, którzy nie pamiętają tamtych czasów, warto przypomnieć kim dla Barcelony był Luis Figo. Portugalczyk dla Blaugrany był - bez cienia przesady, tym, kim teraz dla tego klubu jest Leo Messi. Oczywiście wychowanek Sportingu Lizbona nie osiągnął, ba, nawet nie zbliżył się do takich liczb jakie już wykręcił i wciąż śrubuje "atomowa pchła". Figo nie zdobył także tylu trofeów, co Messi, ale to akurat nie było najważniejsze. Figo był bowiem symbolem, kapitanem, dyrygentem, liderem drużyny, która z kolei była uosobieniem biednego klubu, mieszczańskiego, który rywalizuje na równi z arystokratycznym teamem "Królewskich" z Madrytu.

 

I wyobraźmy sobie sytuację, w której Messi przechodzi teraz lub kilka lat temu - będąc u szczytu swojej kariery, mając rocznikowo 28 lat (tyle, ile Figo, kiedy podpisywał kontrakt z Realem) z Camp Nou na Santiago Bernabeu. Jeżeli młodsi kibice mają już takie wyobrażenie, to wiedzą już, co czuli starsi pokoleniowo fani "Barcy" dwadzieścia lat temu.

 

To był cios nie do przyjęcia. Kibice Barcelony nie potrafili uwierzyć ani zaakceptować tego, że ich lider, ktoś za kim poszliby w ogień, odszedł do odwiecznego rywala. Figo w Barcelonie spędził pięć lat (1995-2000), rozegrał dla niej 249 meczów i zdobył 45 bramek. Ktoś powie, że to niewiele, ale tak jak wcześniej było wspomniane - nie o same liczby tu chodzi, tym bardziej, że będąc skrzydłowym urodzony w Almadzie piłkarz miał często inne zadania na boisku. Tu chodzi o rolę jaką pełnił w drużynie, tym, że dla kibiców był idolem. Ci wypominali mu słowa, które kiedyś powiedział - że pozostanie wierny Barcelonie... - Moim jedynym błędem było stwierdzenie, że nigdy nie odejdę - przyznał po latach Figo.

 

Figo z Barceloną sięgnął po dwa mistrzostwa Hiszpanii, dwa Puchary Króla, Superpuchar Króla oraz Puchar Zdobywców Pucharów i Superpuchar Europy. W jego kolekcji brakowało jednak tego najważniejszego trofeum - za zdobycie Ligi Mistrzów. Portugalczyk wiedział, że z Barceloną będzie mu ciężko przekroczyć pewną barierę. Skuszony gwiazdorskim kontraktem proponowanym przez Florentino Pereza, który budował wtedy pamiętne "Galacticos" w Realu, postanowił przenieść się do Madrytu. Pieniądze z pewnością odegrały ważną rolę, ale dla Figo liczyła się perspektywa zwycięstwa w najbardziej prestiżowych rozgrywkach na Starym Kontynencie. Kiedy Luis podpisywał umowę z Realem, ten był świeżo upieczonym zdobywcą Pucharu Europy, sięgając po to trofeum również dwa lata wcześniej. Perez nie liczył się z wydatkami, chciał mieć w swoich szeregach najlepszych, osłabiając jednocześnie rywali w walce o Ligę Mistrzów. Figo musiał mieć świadomość, że jego transfer nie zostanie przyjęty pozytywnie w Barcelonie, ale miał za sobą jeden z najlepszych sezonów w karierze, za który dostał z resztą Złotą Piłkę w 2000 roku. Sam zainteresowany doszedł do wniosku, że jako topowy piłkarz świata, powinien występować w najmocniejszym klubie - a takim był wówczas Real.

 

Wielu fanów z pewnością pamięta jak Figo zjawił się na Camp Nou, już jako piłkarz Realu. Do tego najbardziej spektakularnego "comebacku" Portugalczyka doszło 23 listopada 2002 roku. Wycieczka Figo z jednego narożnika do drugiego to była prawdziwa wyprawa. Na boisku wylądowała nawet butelka whisky, ale to co przeszło do historii to świńska głowa, która trafiła tuż pod nogi Portugalczyka. Pomocnik Realu zdołał to zauważyć, ale nie był w stanie wznowić gry. I na nic dały się prośby Carlesa Puyola, który apelował do kibiców o zachowanie spokoju. Sędzia tego spotkania przerwał mecz na kwadrans i dopiero po przerwie, kiedy zawodnicy wrócili z szatni, wychowanek Sportingu Lizbona był w stanie wykonać rzut rożny. Z trybun dało się usłyszeć „Zdrajca”, „Najemnik”, „Judasz przy tobie to prawdziwy przyjaciel”, „Tak bardzo jak cię kochaliśmy, jak teraz cię nienawidzimy”, „Byłeś królem, a teraz wracasz jako łachmaniarz” - to tylko namiastka tych bardziej cenzuralnych i nadających się do cytowania obelg zadedykowanych w stronę Figo.

 

Zobacz także: Totti był o krok od dołączenia do giganta. "Chcieli mnie za Figo"

 

Mecz zakończył się bezbramkowym remisem. Jedni i drudzy stworzyli sobie bardzo mało dogodnych sytuacji, ale ten mecz i tak przeszedł do historii i zostanie jeszcze na długo zapamiętany. Na pewno przez pewnego Portugalczyka.

 

- Nigdy w życiu nie słyszałem takiego hałasu na Camp Nou wobec jednej osoby. Wydaje mi się, że oni w tym meczu nie byli przeciwko Realowi Madryt. Byli przeciwko Luisowi Figo. To było coś niewiarygodnego - powiedział Francesc Arnau, jeden z byłych piłkarzy Barcelony. - Nigdy nie widziałem takiego zachowania kibiców wobec jednego piłkarza. I nigdy już nie zobaczę - przyznał kataloński dziennikarz, Ernest Macia Ballus.

 

Ballus wspomina, że plotki o przenosinach Figo z Barcelony do Realu pojawiały się już wcześniej. Perez chcąc wygrać wybory na prezydenta Realu obiecywał sprowadzenie wielu gwiazd, w tym właśnie Portugalczyka. Nikt jednak nie wierzył tym słowom. - Podczas kampanii wyborczej możesz opowiadać wiele rzeczy. Byliśmy przekonani, że to obietnica bez pokrycia - rzekł Ballus.

 

- To było coś, jak eksplozja bomby w szatni. Piłkarze tacy jak ja, nie wierzyli, że to jest w ogóle możliwe. Straciliśmy bardzo ważnego zawodnika. Figo był naszym światłem. Jednym z trzech kluczowych graczy, poza Patrickiem Kluivertem oraz Rivaldo - powiedział Arnau.

 

- Czuliśmy eksplozję gniewu oraz nienawiści, ponieważ Figo był idolem miasta. Nie było większej zdrady. To tak, jakbyś ufał swojej żonie lub mężowi, a nagle okazałoby się, że prowadzą podwójne życie - rzekł Ballus.

 

W obronie Figo stanął jego rodak, były piłkarz Atletico Madryt i reprezentacji Portugalii, Paulo Futre, który uczestniczył w negocjacjach przy tym transferze. - Wczuj się w jego rolę. Był jednym z najlepszych piłkarzy na świecie, jednocześnie jednym z najgorzej opłacanych. Dostał ofertę sześć razy wyższą - przyznał.

 

 

Na jaw wyszła ciekawa klauzula, którą Figo podpisał z Perezem. Jeżeli Perez wygrałby wybory na prezydenta Realu, a Figo odmówiłby opuszczenia Barcelony, wówczas ten drugi musiałby zapłacić karę około 34 milionów dolarów. Jeżeli Perez przegrałby wybory, Figo zarobiłby około dwóch milionów euro. I jeszcze jedno - gdyby Perez wygrał wybory, ale nie chciał podpisać kontraktu z Figo, wówczas musiałby wypłacić piłkarzowi rekompensatę w wysokości 25 milionów dolarów. Zdaniem Arnau, Figo zgodził się na takie warunki, będąc przekonany, że Perez nie wygra wyborów...

 

Mijały lata, ale wciąż kibice Barcelony nie zapomnieli o przeszłości. Wystarczy przypomnieć sobie słowa Jose Mourinho, który będąc trenerem Interu Mediolan chciał wziąć ze sobą Figo na ławkę trenerską, kiedy to jego drużyna grała w półfinale Ligi Mistrzów z Katalończykami na Camp Nou. Triumfator Złotej Piłki był wówczas dyrektorem sportowym mediolańskiego klubu. Jeden z dziennikarzy zapytał Mourinho o motywy takiej decyzji, ten odpowiedział z uśmiechem. - Tam będzie ok. stu tysięcy ludzi krzyczących „Ty portugalski skurw.....”. Kiedy jednak wezmę Figo ze sobą, połowa ludzi będzie obrażać jego, a druga połowa mnie – zdradził The Special One z rozbrajającą szczerością.

 

Figo zostawał „nagradzany” gwizdami prawdopodobnie największymi w historii futbolu (specjaliści obliczyli, że hałas na stadionie przewyższał moment startu Boeinga). Wydaje się, że wraz z nowym pokoleniem kibiców Barcelony, ich wściekłość wobec Figo będzie powoli przemijała. W historii futbolu dochodziło przecież do wielu kontrowersyjnych transferów, ale żaden nie wywołał tyle emocji co ten. Aby przyszłe pokolenia fanów "Barcy" nie zapomniały o tym, co zrobił Portugalczyk, ci starsi z pewnością będą im o tym konsekwentnie przypominać. Na razie uczynił to sam zainteresowany za pośrednictwem Twittera...

 

Krystian Natoński, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie