Polak, który strzelał gole Argentynie i grał przeciwko Maradonie: Messi i Ronaldo to nie ten poziom

Piłka nożna
Polak, który strzelał gole Argentynie i grał przeciwko Maradonie: Messi i Ronaldo to nie ten poziom
Fot. PAP
Andrzej Buncol był ambasadorem finału Ligi Europy, który miał odbyć się w 2020 roku w Gdańsku. Z powodu pandemii najlepsze drużyny tych rozgrywek przyjadą do Trójmiasta w 2021 roku

Raz grałem przeciwko Diego Maradonie, ale doskonale to pamiętam, choć to było 41 lat temu, na mistrzostwach świata juniorów w Japonii. Miałem nawet w szufladzie zdjęcie z Diego z tamtego meczu. Takie, na którym wymieniamy proporczyki. Gdzieś się jednak zapodziało. Szkoda, bo miałbym teraz piękną pamiątkę – tak Andrzej Buncol, były reprezentant Polski wspomina „boskiego Diego”.

Andrzej Buncol, obecnie trener młodzieży Bayeru Leverkusen, nie pamięta, że po finałach młodzieżowych mistrzostw świata w 1979 roku w Japonii został wybrany jednym z odkryć turnieju. Pamięta natomiast mecz przeciwko Diego Maradonie. – Wtedy Argentyna miała dwóch świetnych zawodników, bo jeszcze był taki Ramon Diaz, bodaj najlepszy strzelec tamtego turnieju. Podobnie jak Maradona, też grał w Napoli. Tyle że zanim trafił tam Diego – opowiada Buncol.

 

Mówiono nam, że ten mecz zapamiętamy na długo

 

Reprezentacyjna kariera Buncola zaczęła się na tamtej imprezie w Japonii. W kadrze Antoniego Piechniczka był etatowym zawodnikiem. W jego piłkarskim CV jest trzecie miejsce na mundialu 82 w Hiszpanii. Buncola śmiało można nazwać jedną z gwiazd polskiej piłki lat 80. – A Maradona był wielką gwiazdą światowej piłki, co było widać już wtedy w Japonii – wspomina Buncol. - Mieszkaliśmy w jednym hotelu, więc widziałem, jak chodził za nim sznurek reporterów. Relacjonowali każdy jego ruch, analizowali każdego jego zagranie na sto różnych sposobów. Ich tam było dwudziestu, czy nawet trzydziestu. Przyjechali dla tego jednego, jedynego człowieka. Wtedy z polską kadrą był najwyżej jeden dziennikarz na wszystkich.

 

- Diego wzbudzał olbrzymie zainteresowanie, był bardzo popularny – kontynuuje Buncol. - My oczywiście wiedzieliśmy, kto to jest i słyszeliśmy, co potrafi zrobić z piłką. Mówiono nam, że mecz z nim na długo zapamiętamy. Boleśnie się o tym przekonaliśmy, bo z Argentyną przegraliśmy 1:4. Wygraliśmy jednak dwa pozostałe mecze z grupowymi rywalami, awansowaliśmy, finalnie skończyliśmy na czwartym miejscu. Argentyna wygrała tamte mistrzostwa, a Maradona finał z Ruskimi załatwił w pojedynkę.

 

Messi czy Ronaldo to nie ten poziom

 

Maradona w tamtym meczu z Polską grał na Piotra Skrobowskiego. Dał mu nieźle popalić. Koledzy śmiali się później ze Skrobowskiego, że za bardzo nie uprzykrzył Maradonie życia, ale to się łatwo mówiło, a trudniej było zrealizować. Gdy Argentyńczyk dostał piłkę, to pod naszą bramką zaraz robił się kocioł. Skrobowski opowiadał kiedyś, że wraz z kolegami śmiał się, że „tego małego grubaska nakryje czapką”. Wyszło inaczej.

 

ZOBACZ TAKŻE: Nedved zawieszony jako wiceprezes Juventusu. Za co? 

 

– Szczerze, to nie pamiętam, jak Piotrek sobie wtedy radził. Chyba jednak nie najlepiej, skoro straciliśmy cztery bramki. Trudno jednak mieć do niego pretensje. Maradona, dla mnie, był bez dwóch zdań najlepszym piłkarzem na świecie. Przed nim był Pele, ale jego nie widziałem nigdy w akcji. Nawet w telewizji. Natomiast współcześni, w tym Messi czy Ronaldo to jednak nie ten poziom, co Diego – ocenia Buncol.

 

Skończył grać i stracił grunt pod nogami

 

Buncol wspomina, że grał jeszcze dwa razy przeciwko Argentynie, ale Maradony już nie spotkał. – To były towarzyskie spotkania, w obu strzelałem bramki. Jedno wygraliśmy (2:1 w 1981 roku), drugie zremisowaliśmy (1:1 w 1984 roku). Diego w jednym z tych meczów nie zagrał z powodu kontuzji. Jakoś nie zapamiętałem tych spotkań tak bardzo, jak tamtego jednego, gdzie mogłem zobaczyć Maradonę w akcji. To jednak było ogromne wydarzenie dla mnie – przyznaje Buncol.

 

Nasz były reprezentant uważa, że dopóki Maradona grał w piłkę, to był wielki, choć przytrafiały mu się wpadki. – Gdy skończył, to stracił grunt pod nogami. Dla piłkarza koniec kariery, to jest zawsze trudny moment. Człowiek często nie wie, jak się w tej nowej rzeczywistości odnaleźć i zastanawia się, co dalej w życiu robić. Dla takiego zawodnika, jakim był Maradona koniec grania musiał być podwójnie trudny. Był ubóstwiany i nagle to się skończyło. Przyznam, że mnie ciężko było oglądać zdjęcia grubego Maradony i czytać o jego problemach z narkotykami – mówi polski piłkarz.

 

Jego piłkarza sprzedali za 100 milionów

 

Buncol w życiu robi, to co lubi, czyli trenuje młodzież Bayeru Leverkusen. – Od lat robię to, co sprawia mi przyjemności – stwierdza, a w klubie są raczej z niego zadowoleni. Nie może być inaczej, skoro jeden z wychowanków Buncola, czyli Kai Havertz został sprzedany za 100 milionów euro do Chelsea. To był wielki hit transferowy tego lata. Havertz podpisał 5-letni kontrakt i ma zarabiać 20 milionów euro rocznie.

 

- Znaleźć takiego zawodnika jak Havertz nie jest łatwo. Dobrymi piłkarzami zostają tylko ci, którzy do talentu dołożą całe mnóstwo pracy. To musi być takie pół na pół. Mnie też mówiono, że miałem talent, ale gdybym nie pracował nad sobą, to jestem przekonany, że nic by z tego nie było. Taką naukę przekazuję moim młodym zawodnikom – stwierdza Buncol.

 

Dodajmy, że Buncol był jednym z tych piłkarzy, którzy przecierali innym polskim zawodnikom szlaki w Bundeslidze. – Teraz naszą gwiazdą numer jeden jest zdecydowanie Robert Lewandowski. Profesjonalnie podchodzi do piłki, jest w super formie. Wiem, że ma już trzydziestkę, że już pewnie w Bayernie inaczej na niego patrzą, ale wydaje mi się, że przy dobrym prowadzeniu jeszcze trochę w Monachium wytrzyma – kończy Buncol.

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie