Kubot-Koolhof, czyli polsko-holenderska fuzja tenisa z... futbolem

Tenis
Kubot-Koolhof, czyli polsko-holenderska fuzja tenisa z... futbolem
Fot. Cyfrasport
Łukasz Kubot wygrał aż 27 turniejów w grze podwójnej. Piętnaście spośród nich wygrał wspólnie z Brazylijczykiem Marcelo Melo. Kubot ma na koncie dwa wielkoszlemowe skalpy: Australian Open’2014 z Robertem Lindstedtem i Wimbledon’2017 z Melo.

Tata Łukasza Kubota – Janusz, przed laty grał w piłkę nożną, reprezentując chociażby Zagłębie Lubin. Ojciec Wesleya Koolhofa – Jurrie Jochen zdobywał bramki dla holenderskich klubów, w tym dla PSV Eindhoven. W sezonie 2021 Polak i Holender juniorzy połączą siły na tenisowym korcie, aby poszerzyć gablotę z trofeami.

Łukasz Kubot wygrał aż 27 turniejów w grze podwójnej. Piętnaście spośród nich wygrał wspólnie z „Żyrafą” z Belo Horizonte – Brazylijczykiem Marcelo Melo. Kubot ma na koncie dwa wielkoszlemowe skalpy: Australian Open’2014 z Robertem Lindstedtem i Wimbledon’2017 z Marcelo Melo.

 

Wesley Koolhof jak dotąd złowił 6 deblowych skalpów. 31-letni Holender wystąpił w finale US Open’2020 oraz wygrał niezwykle prestiżowy turniej Nitto ATP Finals w Londynie. W sezonie 2020 Wesley stworzył dynamiczny i świetnie rozumiejący się duet z Chorwatem Nikolą Mekticiem.

 

Co niezwykłe, aż do przyjazdu nad Tamizę deblowa para: Koolhof/Mektić nie wygrała ani jednego turnieju. Koolhof triumfował w stolicy Kataru – Doha, u boku znakomitego deblisty rodem z Indii: Rohanna Bopanny, a Mektić, choć zdobył wielkoszlemowy tytuł w mikście w Melbourne u boku Czeszki Bary Krejćikovej, nie powąchał triumfu z Koolhofem. Dopiero w opustoszałej hali O2 Arena w Londynie udało się sforsować bramy niebios. I co intrygujące: w drodze po końcowe zwycięstwo, para: Koolhof/Mektić doznała zaledwie jednej porażki.

 

W ostatnim meczu fazy grupowej Nikola Mektić i Wesley Koolhof przegrali szalenie zacięty mecz z parą: Łukasz Kubot/Marcelo Melo… I pomyśleć, że w styczniu 2013 roku młodziutki Wesley Koolhof stał po drugiej stronie siatki podczas finału turnieju futures w Niemczech. Wówczas partnerem Koolhofa był jego rodak Stephan Fransen, a rywalami: Nikola Mektić i Tomislav Brkić… Ależ nieodgadnione są zakręty historii…

 

Poczciwy, solidny Jurrie

 

Kiedy Jurrie Koolhof miał 14 lat, holenderski futbol świętował wicemistrzostwo świata zdobyte w Republice Federalnej Niemiec. W finale mundialu’74 Johan Neeskens już w drugiej minucie zdobył prowadzenie dla tulipanów wykorzystując rzut karny. Na nieszczęście dla Holendrów, Paul Breitner wyrównał egzekwując jedenastkę w 25 minucie. Na domiar złego tuż przed przerwą (w 43 minucie) Gerd Mueller strzelił bramkę dla RFN, która okazała się decydującą o losach mistrzostwa świata. Legendarny Johan Cruyff (ówczesny kapitan reprezentacji Holandii) i Rob Rensenbrink musieli uznać wyższość ekipy Helmuta Schoena.

 

Cztery lata później Holendrzy znów sięgnęli po wicemistrzostwo świata, tym razem ulegając Argentynie. Kapitan Ruud Krol, bracia bliźniacy Van de Kerkhof i Dick Nanninga stawali na rzęsach, lecz tytuł zdobyli podopieczni Cesara Luisa Menottiego. Sukcesy rodaków na arenie międzynarodowej rozpaliły wyobraźnię Jurrie Koolhofa, który w chwili, gdy selekcjoner Ernst Happel sięgał po wicemistrzostwo świata w Buenos Aires, zaliczał swój ligowy debiut. Koolhof stracił dziewictwo z BV Veendam. Następnie Jurrie reprezentował barwy Vitesse Arnhem, a w okienku transferowym sezonu 1981/82 przywdział koszulkę PSV Eindhoven.

 

Koolhof był bardzo solidnym napastnikiem. Pierwsze dwa sezony w barwach PSV Eindhoven były znakomite. Jurrie był niezwykle pracowity, imponował dojrzałymi dryblingami, potrafił zachować zimną krew w trudnych sytuacjach. Nawet w nieznośnych warunkach atmosferycznych, przy padającym śniegu, Jurrie pracował jak mróweczka. Ogółem dla PSV Eindhoven strzelił 69 bramek.

 

Kto wie jak potoczyłaby się klubowa kariera Koolhofa, gdyby nie kontuzja odniesiona w 1984 roku, po której nie powrócił już do dawnej sprawności. Tak czy owak, w kraju słynącym ze znakomitych napastników, Jurrie został dostrzeżony i rozegrał 5 spotkań w reprezentacji Holandii. Co prawda nie zdobył ani jednej bramki grając w kadrze, ale sam fakt występów musi budzić szacunek.

 

Ostatni mecz ligowy Jurrie rozegrał w barwach De Graafschap w 1994 roku. 190 strzelonych goli na przestrzeni klubowej kariery jest bardzo przyzwoitym wynikiem. Podczas sportowej emerytury, Koolhof poświęcił się pracy z uzdolnioną holenderską młodzieżą w akademiach, choć nie stronił również od pracy asystenta oraz trenera. Zostawiał serce w pracy, ale nie miał końskiego zdrowia.

 

Po długiej chorobie Jurrie Koolhof, człowiek bezgranicznie kochający futbol, zmarł 28 stycznia 2019 roku w wieku 59 lat. Osierocił dwóch synów: sportowców – Deana Koolfoha, który poszedł w ślady taty  wybierając piłkę nożną i Wesleya, który postanowił, że dołączy do sław debla takich jak Tom Okker, Jacco Eltingh, Paul Haarhuis i Jean-Julien Rojer. Wdowa po Koolhofie – Monique przez 5 lat grała w reprezentacji Holandii w hokeju na trawie. Cóż za usportowiona familia, chciałoby się rzec…

 

Sportowe geny

 

Holenderska reprezentacja kobiet w hokeju na trawie należy do największych sław na świecie. Laskarki z Niderlandów trzykrotnie sięgnęły po mistrzostwo olimpijskie (Los Angeles’84, Pekin’2008, Londyn’2012). Aż osiem razy holenderska reprezentacja pań sięgnęła po World Cup! Monique Koolhof, mama Wesleya i Deana, zna doskonale smak tego pięknego sportu, gdyż grała w kadrze od 1983 do 1987 roku. Monique występowała w wielu prestiżowych meczach jeszcze pod panieńskim nazwiskiem Westerdijk. „Prawda, że to bardzo logiczne, że wybrałem tenis? Wszak jestem synem piłkarza i laskarki, więc tenis był naturalną konsekwencją.

 

Pamiętam jaki stres przeżywałem kiedy rodzice przyszli obejrzeć mnie w akcji podczas deblowego meczu u boku Stephana Fransena. Taka sytuacja miała miejsce w lutym 2013 roku. Grałem wówczas ze Stephanem na korcie centralnym w hali Ahoy przeciwko parze: Colin Fleming/Jonathan Marray, a Marray to jak wiadomo deblowy mistrz Wimbledonu’2012. Cóż to było za przeżycie… Przegraliśmy po zaciętym meczu dopiero w supertiebreaku: 64, 16, 2-10. Rodzice czują sport i wiedzą ile poświęcenia kosztuje gra na wysokim poziomie. Byłem spięty, ale idealnie weszliśmy w mecz, bo pierwsze piłki zagrałem rewelacyjnie pomimo bacznych spojrzeń rodziców. Ta świadomość mnie niosła” – wyznał Wesley.

 

Halowy turniej w Rotterdamie to oczko w głowie Richarda Krajicka, mistrza Wimbledonu w 1996 roku. W sezonie 2013, Koolhof i Fransen mieli sporo szczęścia. Byli drugimi rezerwowymi w drabince deblowej i modlili się, żeby nikt nie pisnął słówka o kontuzji barku Fransena… Los im sprzyjał. Najpierw gorączka zwaliła z nóg wybitnego francuskiego deblistę: Michaela Llodrę, dzięki czemu do turnieju głównego awansowała para pierwszych rezerwowych: Jerzy Filip Janowicz/Jarkko Nieminen.

 

Uraz biodra Michaiła Jużnego sprawił, że do turnieju głównego awansowała para drugich rezerwowych: Koolhof/Fransen! „Kiedy po treningu zerknąłem na telefon i zobaczyłem 4 nieodebrane połączenia, w lot pojąłem co się święci. Graliśmy w turnieju głównym. Pomyślałem: będzie pięknie, wreszcie poczujemy się jak gwiazdy i będziemy rozdawać autografy przez 20 minut! A po meczu kiedy emocje opadły, zrozumiałem, że czas wrócić do rzeczywistości. Przez najbliższe trzy tygodnie zamierzam grać w Izraelu we futuresach. Nie będzie tak miło jak w Rotterdamie. Tu mamy darmowe jedzonko!” – śmieje się Wesley.

 

Polscy fani tenisa mieli okazję oglądać Koolhofa w akcji podczas challengera w Szczecinie w 2013 roku. Wesley przyjechał wówczas do Polski piekielnie zmęczony i wyczerpany po dwóch challengerach, w których docierał do finałów. Najpierw w parze z Simonem Greulem osiągnął finał turnieju na kortach ziemnych w Alphen aan den Rijn, a tydzień później ze Stephanem Fransenem zagrał w finale w Sewilli.

 

Nie dziwota, że w Szczecinie zabrakło amunicji i Koolhof z Fransenem odpadli już w pierwszej rundzie z parą: Alessandro Motti/Simon Greul: 26, 26. Rok później w tymże portowym Szczecinie duet: Wesley Koolhof/Alessandro Motti przegra z polskim deblem: Kamilem Majchrzakiem i Janem Zielińskim w dwóch setach – 46, 57…  A w lipcu 2014 roku Wesley Koolhof zawitał do Poznania, gdzie stworzył parę z Piotrem Gadomskim, aktualnym partnerem Urszuli Radwańskiej… W pierwszej rundzie challengera ATP w Poznaniu, Piotr Gadomski i Wesley Koolhof pokonali belgijską parę: David Goffin/Germain Gigounon!

 

Tymczasem sezon 2013 okazał się bardzo mozolną wspinaczką po punkty i pieniążki. W listopadzie Koolhof i Fransen obrali kurs na okolice wulkanu Cotopaxi. W Ekwadorze oszaleli z radości wygrywając challenger w Guayaquil! Wypłata za tytuł: 1550 dolarów amerykańskich na głowę… Naciągu nie urywa od takiego honorarium, nieprawdaż? Na szczęście Wesley to sportowa dusza, więc wiedział, że szczytu nie zdobywa się wjeżdżając nań kolejką wysokogórską, jeno tytaniczną pracą…

 

Młodszy o 5 lat brat Wesleya – Dean Koolhof wciąż wierzy, że karta się odwróci. Dean gra na pozycji ofensywnego pomocnika. Strzelał bramki dla De Graafschap, MVV Maastricht i Helmond Sport. Skoro brat dojrzał do wielkich sukcesów w wieku 30 lat, to dlaczego Dean miałby odbierać sobie nadzieję? On też chce zaznać choćby rąbka sławy Ruuda Gullita, Marco van Bastena czy Robina van Persie…

 

AC Milan kontra Zagłębie Lubin

 

Kiedy Wesley Koolhof tułał się po Iranie w lutym 2014 roku w poszukiwaniu punktów do rankingu, Łukasz Kubot miał już na koncie wielkoszlemowy triumf. Polski fenomen i perfekcjonista wygrał Australian Open’2014 grając w parze z sarkastycznym Szwedem z Sundbyberg – Robertem Lindstedtem. Łukasz był na innym etapie kariery aniżeli wspinający się mozolnie w rankingu deblistów Wesley. Jednakowoż, w życiu Łukasza piłka była obecna, nie tylko z racji profesjonalnych występów taty – Łukasza Kubota.

 

Mama Dorota zakochana po same uszy w koszykówce po części była „odpowiedzialna” za miłość Łukasza do basketu. Charlotte Hornets – to była ulubiona ekipa młodego adepta tenisa. „W tamtych czasach ani ja ani żaden z moich kolegów nie posiadał komputera. Chciałeś pograć w kosza czy w nogę, musiałeś wyjść na podwórko. A królem podwórka był ten, kto posiadał piłkę” – wspomina Łukasz Kubot.

 

Tata Janusz grał w piłkę nożną (pomocnik) w BKS Bolesławiec, Zagłębiu Lubin i TUB Brukmulen. Przed laty przyznał, że rzadko spotyka się tak oddanego dla sportu brzdąca, który szybko dojrzewa, nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim emocjonalnie. A tata Janusz ma spore doświadczenie w pracy z grupami dziecięcymi i młodzieżowymi. Jako trener odwiedził takie kluby jak Pomerania Police, Orlen Płock, Kania Gostyń, Miedź Legnica, Czarni Żagań, Chrobry Głogów, Zawisza Bydgoszcz czy Kolejarz Stróże.

 

Łukasz już jako dziecko czerpał gigantyczną radość z uprawiania sportu. Do szkółki piłkarskiej Zagłębia Lubin przyjmowano 10-letnich chłopców, a ośmioletni Łukasz dźwigał w sobie ogromny bagaż energii, więc gdzieś musiał eksplodować… Gdy usłyszał o naborze do sekcji tenisowej, sam się zgłosił, lecz rodzicom nie pisnął ani słowa. Przyznał się dopiero wtedy kiedy go przyjęto… Cały „Łuki”!

 

Młody Łukasz uwielbiał oglądać popisy piłkarzy AC Milan. Cóż to były za piękne czasy… Decyzją dyrekcji szkoły, wszyscy uczniowie zostali zwolnieni z obowiązku uczestniczenia w lekcjach, tylko po to, aby młodzież mogła w skupieniu obejrzeć rewanżowy mecz pomiędzy Zagłębiem Lubin a AC Milan w Pucharze UEFA! Co prawda 12 września i 26 września polska drużyna klubowa nie podbiła Europy, ale jakież to było przeżycie dla Mirosława Dreszera i spółki, kiedy piłkarze Zagłębia Lubin wybiegli na murawę stadionu Giuseppe Meazza.

 

W AC Milan same sławy: Franco Baresi, Paolo Maldini, Zvonimir Boban, Roberto Donadoni, George Weah… Dotkliwa porażka 0-4 w Mediolanie, a w rewanżu 1-4, ale liczył się kontakt z legendami futbolu. Kontaktową bramkę dla „Miedziowych” zdobył Jarosław Krzyżanowski, który w 73 minucie doprowadził do stanu 1-2. W końcówce meczu niezmordowany Chorwat Zvonimir Boban dwukrotnie trafił do bramki strzeżonej przez Mirosława Dreszera… Łukasz Kubot miał wówczas 13 lat…  

 

Wesley Koolhof jak przystało na syna piłkarza, posiada wiedzę o futbolu i pamięta, że w barwach AC Milan przed laty grali znakomici Holendrzy: Frank Rijkaard, Marco van Basten, Ruud Gullit i Clarence Seedorf…

 

Ani słowa o nudziarzach

 

Wesley Koolhof zaczął grać regularnie u boku rodaka Matwe Middelkoopa w sezonie 2015. Podobnie jak Wesley, Matwe jest praworęczny i gra oburęcznym bekhendem. Wspólnie wygrali trzy turnieje: w Sofii (2016), Kitzbuhel (2016) i w Sydney (2017). Obaj Holendrzy zafundowali sobie solidną porcję włóczęgostwa. W sezonie 2015 zagrali w hali Orbita we Wrocławiu, ale los zagnał ich również do Glasgow, Bogoty, Rzymu, Newport, Liberca, Trnavy i Kuala Lumpur.

 

Przed turniejem 2020 Nitto ATP Finals, wszystkie pary deblowe wzięły udział w ciekawej sesji pytań. Producenci materiałów telewizyjnych przyjęli interesującą konwencję biorąc w przyjazny, acz krzyżowy ogień pytań szesnastu uczestników turnieju. Łukasz Kubot uznał (zanim rozpoczął się turniej), że najlepiej returnującą parą są… Wesley Koolhof i Nikola Mektić. Z kolei Marcelo Melo najlepiej returnujących upatrywał w duecie: Mate Pavić/Bruno Soares. Chorwat i Brazylijczyk zostali najlepszą parą sezonu 2020.

 

Rzecz jasna nie samym tenisem żyje człowiek, więc pojawiły się również pytania o to kto jest najlepszym tancerzem, modnisiem, kto jest spóźnialskim, kto najbardziej wykłóca się o rację z sędzią i kogo zaprosiliby debliści na wieczerzę wigilijną. Łukasz i Marcelo wyznali, że przy stole chętnie spędziliby czas z dwukrotnymi mistrzami Roland Garros – Niemcami: Andreasem Miesem i Kevinem Krawietzem, bo… wyglądają na grzecznych chłopaków. Melo dodał, że choć nie zna słowa po niemiecku, to podskórnie czuje, że Krawietz i Mies są porządnymi ludźmi… Niemcy zrewanżowali się parze: Kubot/Melo mówiąc, że Polak i Brazylijczyk są najbardziej zabawni w stawce deblistów.

 

Wesley Koolhof ma wiele atutów. W istocie, jak przyznał Łukasz, Holender imponuje returnem, gra bardzo solidnie przy siatce, a ponadto... W półfinałowym starciu przeciwko hiszpańsko-argentyńskiemu deblowi: Marcel Granollers/Horacio Zeballos, Holender wykazał się żelazną determinacją i odpornością na stres. Podawał na mecz i nie zadrżała mu ręka. To bardzo dobrze wróży w kontekście walki o największe laury, a Wesley z pewnością nie zamierza poprzestać na wygranym turnieju mistrzów.

 

W sezonie 2019 Koolhof grał olśniewająco wraz ze Stefanosem Tsitsipasem (finał w Miami i półfinał w Madrycie). Australijska publiczność nagradzała brawami grę pary: Koolhof/Marcus Daniell podczas turnieju w Brisbane. Nowozelandczyk Daniell grał jak natchniony podczas finałowego starcia z Rajeevem Ramem i Joe Salisburym. Wesley gra bardzo dobrze na korcie trawiastym, czego ilustracją był awans do finału turnieju w ‘s-Hertogenbosch w 2019 roku wraz z Marcusem Daniellem. To dobry prognostyk przed Wimbledonem’2021.

 

Skoro tak dobrze Koolhof czuł się u boku deblisty z nowozelandzkiego Masterton, to dlaczego tak niepochlebnie zażartował z Kiwilandii i Australii w przedturniejowej sesji pytań? Otóż Nikola Mektić zasugerował w luźnym komentarzu, acz przed kamerami ATP, że odpowiadając ani razu nie wymienili pary: Michael Venus/John Peers. Wniosek: nie tańczą, nie szokują modą, nie są żartownisiami… „Hej, czyż to nie dziwne, że ani słowem nie wspomnieliśmy o Michaelu i Johnie?” – zapytał Chorwat. Wesley udowodnił, że błyskotliwe poczucie humoru nie jest mu obce. „Bo to nudziarze, więc po cóż mamy o nich rozprawiać?” – uśmiechnął się Wesley Koolhof.

 

Czuję, że na korcie będzie bardzo profesjonalnie, a poza nim wesoło, bo Kubot i Koolhof nie tylko imponują zaangażowaniem w to co robią, nie tylko darzą sentymentem futbol, ale nade wszystko lubią uroczo żartować…

 

Tomasz Lorek, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie