Kamil Majchrzak: Porażka nie była podyktowana kwestią mentalną czy fizyczną. Po prostu przeciwnik był lepszy

Tenis
Kamil Majchrzak: Porażka nie była podyktowana kwestią mentalną czy fizyczną. Po prostu przeciwnik był lepszy
fot. PAP/EPA
Kamil Majchrzak wyczekiwał startu w tegorocznej edycji wielkoszlemowego Australian Open po tym, jak rok temu w ostatniej chwili wykluczyła go kontuzja.

Kamil Majchrzak wyczekiwał startu w tegorocznej edycji wielkoszlemowego Australian Open po tym, jak rok temu w ostatniej chwili wykluczyła go kontuzja, ale zakończył go po pierwszym meczu. - Liczyłem, że mój występ będzie dłuższy - przyznał tenisista.

Zajmujący 109. miejsce w rankingu ATP Majchrzak na otwarcie przegrał z 41. w tym zestawieniu Serbem Miomirem Kecmanovicem 2:6, 4:6, 3:6. 25-letni Polak nie ukrywał, że zmarnował w tym spotkaniu kilka okazji na nawiązanie bardziej wyrównanej walki z faworytem.

 

- Przy szansach na przełamanie miałem taką, którą powinienem był wykorzystać. W pozostałych sytuacjach rywal dobrze się bronił. Drugi set był na styku. Gdybym go wygrał, to najprawdopodobniej odwróciłoby to trochę losy meczu. Nie mówię, że bym go wygrał, ale wróciłbym do gry. Nie wiadomo, jakby się potoczyło to wszystko, gdyby było po 1:1 w setach lub gdyby chociaż doszło do tie-breaka w tej partii do przynajmniej bardziej wyrównanego wyniku, a Miomir nie serwowałby cały czas z przewagą przełamanie. Nie mówię tylko o "break pointach". Wielokrotnie miałem w gemie wyrównany wynik. Nie uważam, by przyczyną niewykorzystania tych szans była kwestia mentalna czy fizyczna. Po prostu przeciwnik był lepszy - podsumował.

 

Była to trzecia konfrontacja tych zawodników. Obie wcześniejsze miały miejsce w imprezach niższej rangi - challengerach. W 2018 roku górą był tenisista z Belgradu, a w kolejnym sezonie gracz z Piotrkowa Trybunalskiego. - Serb gra generalnie w podobny sposób jak wtedy, ale teraz jest dużo bardziej efektywny. Moim zdaniem poprawił bardzo serwis, więcej nim punktuje - wskazał Majchrzak.

 

ZOBACZ TAKŻE: Ile można zarobić w Australian Open?

 

Nie ukrywał, że jest rozczarowany pożegnaniem z rywalizacją w Melbourne już po pierwszym meczu. Rok temu także miał zagwarantowany występ w turnieju głównym, ale musiał się wycofać w ostatnim momencie z powodu kontuzji (przeciążeniowe złamanie miednicy). - Bardzo żałowałem, że nie byłem w stanie zagrać tu w poprzednim sezonie. Tamta kontuzja wyłączyła mnie z gry na pół roku. Bardzo się cieszyłem, że w tym roku - mimo trudnych warunków, które jako zawodnicy mamy obecnie - będę mógł zagrać. Liczyłem, że mój występ będzie dłuższy, nie będę ukrywał. Natomiast cieszę się, że w zdrowiu mogłem jednak wystąpić - zaznaczył.

 

W grudniu stwierdzono u niego zakażenie COVID-19, co zakłóciło okres przygotowań do sezonu. - Trudno powiedzieć, czy choroba pozostawiła skutki jeśli chodzi np. o moją wydolność, bo dziś nie dotrwałem do momentu, w którym mogłoby to zrobić różnice - grałem poniżej dwóch godzin. Pod tym względem więc w tym spotkaniu nie miało to wpływu. Nie wiem zaś, jakbyś się zachował w trzeciej czy czwartej godzinie gry - analizował.

 

Dodatkowe utrudnienie stanowiła dwutygodniowa kwarantanna, której poddać musieli się wszyscy zawodnicy po przylocie na antypody. - Mimo wszystko miałem to szczęście, że mogłem w trakcie niej wychodzić na te 5 godzin dziennie, bo wielu zawodników nie miało tego komfortu (72 zawodników trafiło na tzw. twardą kwarantannę). Jeśli chodzi o okres przygotowania do sezonu, to nie byłem na pewno w stu procentach przygotowany tak, jakbym tego oczekiwał. Mimo wszystko starałem się zaakceptować sytuację i wyciągnąć jak najwięcej z każdego dnia i każdego uderzenia na korcie. Jak się dziś okazało, było to zdecydowanie niewystarczające - skwitował 25-letni Polak.

 

Jak dodał, zakończenie kwarantanny w Melbourne i pierwszy dzień, podczas którego mógł się swobodnie przemieszczać, przyjął euforią. - Cieszyłem się jak dziecko. Po pierwsze, że mogłem przejść się na świeżym powietrzu, bo tego brakowało. Ale też, że mogłem pójść do restauracji, zjeść kolację, usiąść obok ludzi, widzieć w ogóle inne osoby, które cieszyły się życiem. Było to przyjemne uczucie - wspominał.

 

Od tego roku Majchrzak jest podopiecznym trenera Joakima Nystroema. Jak na razie jest zadowolony ze współpracy ze Szwedem, triumfatorem wielkoszlemowego Wimbledonu z 1986 roku w deblu. - Może nie jest to odpowiednia chwila na optymizm, bo pracujemy dość krótko na razie, ale jestem zadowolony. Z tego, co do mnie trener mówi, czego ode mnie oczekuje. Potrzeba nam jeszcze czasu. Na razie wciąż się poznajemy. Dopiero mieliśmy okazję sprawdzić, jak to w boju wygląda. Są rzeczy, nad którymi trzeba pracować i będziemy to robić. Mam nadzieję, że w trakcie kolejnych turniejów moja gra będzie wyglądała lepiej, pewniej i efektywniej - podsumował Polak.

 

Wcześniej jego szkoleniowcem był Tomasz Iwański, który słynie z tego, że przeważnie w dosadny i wyrazisty sposób przekazuje swoje opinie. - Trener Nystroem też przekazuje mi swoje uwagi. Może w trochę inny sposób, ale też mówi wprost co myśli - zaznaczył tenisista.

A.J., PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie