Mariusz Pudzianowski: "Juras" słabo wygląda. Przyda mu się znieczulenie
W walce wieczoru gali KSW 61 spotkają się Mariusz Pudzianowski (14-7, 9 KO) oraz wracający do klatki po dwuletniej przerwie, ikona polskiego MMA, Łukasz Jurkowski (17-11, 7 KO). "Pudzian" podczas oficjalnego ważenia pojawił się z pizzą dla "Jurasa" oraz dodatkowym "znieczuleniem", o którym opowiedział w rozmowie z Igorem Marczakiem.
Igor Marczak: Najpierw Roman Szymański wniósł dla swojego rywala pączki, ale później Mariusz Pudzianowski zrobił jeszcze milszy prezent dla swojego rywala. Rzadko to się zdarza...
Mariusz Pudzianowski: Mamy z "Jurasem" jednego wspólnego kolegę z USA, który powiedział: "Mariusz, Juras słabo wygląda. Weź mu trzy pizze. Dlatego w jego imieniu przekazałem trzy pizze, dwie dołożyłem od siebie. No i oczywiście znieczulenie na ból po walce, bo na pewno będzie bolało. To jest waga ciężka i parę lub kilkadziesiąt "strzałów" poleci albo na głowę albo na korpus. (...) Oczywiście podchodzimy do tego z dystansem, bo się kolegujemy. Ale kiedy zamknie się klatka, będą szły bomby i będą sypać się iskry.
Nie przestraszyłeś się, jak Łukasz szedł taki "napompowany"?
Oczywiście, jakby złapał jeszcze trochę mięśnia i jakieś 10 kilogramów, to by było po prostu zabójstwo dla niego. Nie wiem czy skończyłoby się to w dwóch minutach. Im mniej ważymy, w tym przypadku około 115 kg, tym jest lepiej, bo człowiek jest bardziej mobilny. 120 kg to dla samego mnie byłoby zabójstwo wydolnościowe i kondycyjne.
Poczułeś tę namiastkę kibicowską? Trochę fanów się tutaj pojawiło na ważeniu...
Oczywiście, że jest to fajne, miłe i przyjemne. Kiedy jednak wchodzę do klatki to tak naprawdę tych kibiców nie widzę. Skupiam się tylko na walce. Ale po zakończeniu pojedynku już zauważam fanów. Robimy to dla nich i dzięki nim. Fajnie, że wrócili.
Jak ocenisz całe przygotowania do walki z "Jurasem"?
Od 20 marca miałem tak naprawdę tylko dwa dni wolne. Większych kontuzji nie było, chociaż cały czas coś bolało - czy to noga, czy jakieś naciągnięcie. To normalne treningowe urazy. Trenowało się z głową, mądrze. Nie robiło się zabójczych sparingów, bo czasami one są gorsze niż walka. Chodziło o to, żeby do tej walki doszło. Czasami wychodzimy na sparingi, a później nie jesteśmy w stanie wyjść do walki. Teraz sparingpartnerzy byli dobierani tak, żeby nie stała nam się krzywda.