Kowalski: Liga Konferencji nie może być dla Legii alibi

Piłka nożna
Kowalski: Liga Konferencji nie może być dla Legii alibi
Fot. Cyfrasport
Kowalski: Co prawda po starciach z przeciętnymi rywalami, ale jednak jak na razie Legia ma komplet zwycięstw na arenie międzynarodowej w czterech kolejnych meczach. Kiedy tak było ostatnio?

Nie oszukujmy się. Awans Legii do nowopowstałej Ligi Konferencji nie jest szczytem marzeń i nie powinien być. Chodzi o to, aby zagrać przynajmniej w znacznie bardziej prestiżowej i dochodowej Lidze Europy. Aby tego dokonać, mistrzowie Polski muszą wyeliminować kolejnego rywala – Dinamo Zagrzeb. Marzeniem byłoby przejście jeszcze kolejnego rywala w czwartej rundzie eliminacji i awans do Ligi Mistrzów. Czy drużynę Czesława Michniewicza stać na pokonanie choćby tego najbliższego szczebla?

Biorąc pod uwagę siłę drużyn, wartość zawodników, liczbę reprezentantów, jakość lig i doświadczenie na arenie międzynarodowej, to nie. Nie ma co owijać w bawełnę, Chorwaci, choć wcale przecież nie z najwyższej półki europejskiej, w wielu kwestiach wydają się być poza zasięgiem.

 

W zeszłym roku Dinamo dotarło do ćwierćfinału Ligi Europy, bijąc m.in. Tottenham, a odpadając dopiero po wyrównanej walce z późniejszym triumfatorem – Villarrealem. To w Dinamie gra czterech reprezentantów Chorwacji, którzy byli nie niedawnych mistrzostwach Europy: bramkarz Dominik Livaković, pomocnicy Mislav Orsić, Luka Ivanuśec, napastnik: Bruno Petković.

 

Na Euro debiutowali również Macedończycy: obrońca Stefan Ristovski oraz pomocnik Arijan Ademi. W ataku do dyspozycji jest także reprezentant Szwajcarii Mario Gavranović, który pognębił na mistrzostwach Francuzów strzelając wspaniałego gola na 3:3.

 

Dla porównania z Legii na Euro zagrali jedynie Josip Juranović i Tomas Pekhart.

 

Przyglądając się mękom Legii zwłaszcza z Flora Tallin, w której zbliżający się do czterdziestki były gracz naszej Ekstraklasy Konstantin Wasiljev potrafił ośmieszać obronę mistrza Polski, można mieć poważne obawy przed starciem tej formacji ze świetnymi w ataku pozycyjnym Chorwatami.

 

Niepowetowaną stratą jest nieobecność z powodu kontuzji Bartosza Kapustki. To on w linii pomocy sprawiał, że tyle komfortu miał schodzący od pewnego czasu bardziej do osi boiska Luquinhas. To były reprezentant Polski był obok niego najbardziej kreatywny, potrafiący zawalczyć o piłkę, przetrzymać ją podryblować, rozerwać linię obrony rywala.

 

Zastępujący go Josue, to owszem inteligentny dobry technicznie piłkarz, ale jednak o zupełnie innej charakterystyce. Jak twierdzi Michniewicz, do gry inteligentnej, kombinacyjnej, nie żaden harpagan. Kilka jego zagrywek w rewanżu z Florą mogło się podobać, ale poziom jego gry w starciu z silniejszym rywalem jest obecnie zagadką. Nie jest to jeszcze z pewnością zawodnik w optymalnej dyspozycji, raczej melodia przyszłości. Nie mówiąc o będącym w Warszawie już od pół roku Erneście Mucim. Owszem, Albańczyk strzelił pięknego gola Wiśle Płock, ale Michniewicz nie przez przypadek widzi go raczej w drugim garniturze Legii. Do poziomu międzynarodowego wciąż mu sporo brakuje.

 

Michniewcz pytany przed meczem ligowym z Radomiakiem o nieobecności w składzie użył sformułowania „jak zwykle kontuzjowany” wobec wciąż niedysponowanego Uzbeka Jasura Jakszibojewa. Ściągany do Warszawy jako gwiazda ligi białoruskiej, jest na razie totalnym rozczarowaniem.

 

Spodziewanych postępów nie robi Bartosz Slisz, Andre Martins gra wszystko i zużywa się fizycznie szybciej niż inni, lot obniżył Filip Maldenović. Mateusz Hołownia popełnia błędy w defensywie, a Tomas Pekhart nie wrócił jeszcze do formy z ubiegłego sezonu po dłuższym urlopie. Luki i słabości w drużynie są bardzo widoczne. Aż się prosi o wartościowych zmienników.

 

W czwartek właściciel klubu spotkał się z trenerem Michniewiczem i dyrektorem sportowym. Jeśli uda się pokonać Chorwatów, być może jakieś realne wzmocnienia pojawią się. Na razie jedynym graczem, którego śmiało można określić wartością dodaną jest Azer Mahir Emreli. Nawet jak nie zdobywa gola, widać jego klasę i potencjał. Oddaje groźne strzały niemal z każdej pozycji, często jest bliski celu, w pięciu meczach zdobył trzy bramki. Od razy poczuł się w Legii znakomicie. Ewidentnie na niego można liczyć.

 

Samego siebie przy nim przechodzi także przeciętny wcześniej Rafael Lopes. Drugą młodość przeżywa 41-letni Artur Boruc w bramce. Prawdziwy przywódca. Jakieś atuty przed starciem z Dinamem Legia jednak ma.

 

Można liczyć też na umiejętność zarządzania drużyną przez Michniewicza. Były trener młodzieżówki nie tak dawno potrafił sposobem ogrywać dużo silniejszych Portugalczyków, Włochów czy Belgów. Może Legia pod jego wodzą nie imponuje widowiskową grą, ale skuteczna jest jak nigdy. Co prawda po starciach z przeciętnymi rywalami, ale jednak jak na razie ma komplet zwycięstw na arenie międzynarodowej w czterech kolejnych meczach. Kiedy tak było ostatnio?

 

Ekipa Dinama prowadzona przez Damiana Krznara jest oczywiście o klasę lepsza od Flory Tallin i Bodo Glimt. Boruc, który po pierwszym meczu z Florą grzmiał, że „z takim zaangażowaniem i ambicją nie pasujemy do Europy” miał oczywiście rację. Bo mimo rozsądnej, wyważonej gry, która wystarczyła na Estończyków, nie można było powiedzieć, że legioniści „zasuwali aż miło”.

 

Wypada wierzyć, że wstrząsnął młodszymi kolegami i nie uznali oni, że Liga Konferencji to cel, który został zrealizowany i już można spocząć na laurach. Awans do tych dalszoplanowych rozgrywek (złośliwcy nazywają je „pucharem pasztetowej”) nie może być traktowany jak alibi.

 

Formuła Ligi Konferencji, w której Legia ma już zapewniony start, była proponowana m.in. przez Dariusza Mioduskiego, udzielającego się w stowarzyszeniu europejskich klubów. Właściciel Legii radzi przyzwyczaić się do sytuacji, w której „Liga Mistrzów jest dla polskiej drużyny jedynie wynikiem ogromnego szczęścia, a nie normalnej działalności”. Próbuje on polepszyć ranking swojego klubu, właśnie dzięki grze w trzeciej lub drugiej lidze europejskiej i twierdzi, że to jest szansa dla Polski…

 

Być może ma rację, ale skoro jest okazja (wystarczy ograć dwóch rywali i będzie w Polsce Liga Mistrzów), aby nie zadowalać się jakimś kolejnym tworem wymyślonym przez UEFA, który jest bardzo daleko od najlepszej piłki w Europie, to wypada położyć wszystkie ręce na pokład i zawalczyć.

 

Bo chyba jednak lepiej co kilka lat, nawet nieco szczęśliwie, dostać się do grona najlepszych, niż systematycznie ciułać punkty w trzeciej lidze.

Cezary Kowalski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie