115 lat Białej Gwiazdy. Od Błaszczykowskiego przez Cupiała po Nawałkę

Piłka nożna
115 lat Białej Gwiazdy. Od Błaszczykowskiego przez Cupiała po Nawałkę
Fot. Cyfrasport

Z okazji przypadającego na ten rok 115-lecia Wisły Kraków wybraliśmy najważniejsze postacie legendarnego klubu. Bez nich trudno wyobrazić sobie zespół Białej Gwiazdy. Jeden wpompował gigantyczne pieniądze, drugi pokazał gest, kiedy Wisła była na dnie. Osiągali z Wisłą sukcesy, strzelali dla niej bramki, sławili jej imię po rozstaniu.

Jakub Błaszczykowski, czyli ten, który uratował Wisłę

 

Współwłaściciel klubu, piłkarz, ale przede wszystkim ten, który uratował Białą Gwiazdę w trudnym momencie. Gdy Wisła tonęła w długach, zdecydował się grać w niej za 500 złotych miesięcznie. Na dokładkę przekazał te pieniądze na bilety dla dzieci. Strach pomyśleć, co stałoby się z zespołem Białej Gwiazdy, gdyby nie odsiecz Kuby.

 

Sportowo najlepszy okres przeżył w Wiśle w latach 2005-2007. Zdobył z nią tytuł mistrza i wicemistrza Polski. Jego znakiem firmowym były wspaniałe rajdy po skrzydle. Wisła sprzedała go za 3 miliony euro do Borussii Dortmund. Obecnie wyceniany na 250 tysięcy euro, ale w najlepszy okresie nawet aż na 10 milionów.

 

Adam Nawałka, czyli ten, który dał nam nadzieję

 

Człowiek, który przywrócił nam nadzieję, że w reprezentacyjnej piłce nie jesteśmy skazani na przeciętność. Jego kadra była rewelacją Euro 2016, a naszą grą zachwycał się hollywoodzki aktor Russel Crowe. Wcześniej, w eliminacjach drużyna Nawałki, po raz pierwszy w historii, pokonała Niemców (2:0). Za to wszystko należą się panu Adamowi wielkie brawa. I choć na mundialu 2018 wypadł z zespołem blado, a potem odszedł, zwalniając miejsce Jerzemu Brzęczkowi, to niektórzy żałują, że tak się to skończyło. Jeszcze inni mieli nadzieję, że po zwolnieniu Brzęczka Nawałka wróci.

 

Ktoś zapyta, a co Nawałka robi w wiślackim zestawieniu. Od razu wyjaśniamy, że z Wisłą też miał sukcesy. Jako piłkarz i jako trener też. W tym drugim przypadku zdobył tytuł mistrza i wicemistrza kraju. To samo zrobił jako piłkarz, choć tu rejestr można poszerzyć o ćwierćfinał Pucharu Europy. Nawałka był nieustępliwym zawodnikiem, plastrem najlepszych graczy rywali Wisły. Był też odkryciem mundialu w Argentynie w 1978 oku. Jego karierę zastopowały kontuzje.

 

Andrzej Iwan, czyli złote dziecko Białej Gwiazdy

 

Zdecydowanie największy talent, ale i też największy „zły chłopak”, jaki kiedykolwiek grał w Wiśle. Nie tak dawno, bo w kwietniu tego roku mówiło się, że wróci do pracy przy Reymonta jako skaut. Nie wrócił. Opowiedział wtedy "Gazecie Krakowskiej", że wciąż jest na życiowym zakręcie, że walczy ze swoimi demonami i słabościami. Opowiedział też o wnukach, którymi się opiekuje i o tym, jak wiele radości mu to daje. Nic dodać, nic ująć poza tym, że kibice, dowiedziawszy się o możliwości powrotu Iwana do Wisły, wprost oszaleli.

 

Iwan to bowiem nie tylko „zły chłopak”, ale i też „złote dziecko”. Zadebiutował w Wiśle jako 16-latek, dwa lata później miał już na koncie mecz w reprezentacji. Był na mundialach w 1978 i 82 roku, gdzie już w pierwszym meczu doznał kontuzji. Z Wisłą mistrz, wicemistrz Polski i ćwierćfinalista Pucharu Europy. Grał przyjemnie dla oka, na niego chodzili kibice. Szkoda tylko, że nie wykorzystał w 100 procentach swojego potencjału.

 

Bogusław Cupiał, czyli ten, któremu Wisła zawdzięcza złotą erę

 

Wisła za jego czasów stała się jednym z najbardziej utytułowanych klubów w Polsce. Osiem razy zdobyła tytuł mistrzowski, dwa razy Puchar Polski, raz Puchar Ligi i raz Superpuchar. Sukcesem był też awans do 1/8 Pucharu UEFA w sezonie 2002/03.

 

Cupiał wchodził do Wisły, z której chciały uciekać największe gwiazdy, a pieniędzy brakowało nawet na wodę mineralną. Drużynie groziła degradacja. Na spotkaniu w październiku 1997 roku zdecydował, że przejmie klub. Był w nim 15 lat. W Wisłę miał zainwestować 80 milionów złotych. I choć nie zawsze miał dobrych doradców, a trenerów zmieniał niczym rękawiczki, to nie zmienia to faktu, że przed ponad dekadę Wisła była tym klubem, który skupiał na sobie największą uwagę.

 

Cupiał w ostatnim rankingu najbogatszych Forbesa zajął 19. miejsce. W zestawieniu znalazł się wraz z córką Moniką. Jego majątek jest wyceniany na 2,2 miliarda złotych.

 

Mieczysław Gracz, czyli ten, który na Reymonta trafił przez przypadek

 

Miał 163 centymetry wzrostu, ale potrafił strzelić gola mierzącemu 2 metry bramkarzowi. Kibicował Cracovii i do tego klubu skierował go legendarny gracz tego klubu i były selekcjoner reprezentacji Józef Kałuża. Jednak rekomendacja Kałuży na nic się zdała, bo kiedy przyszedł na Cracovię, to stadion świecił pustkami. Bardzo jednak chciał się zapisać do klubu, więc poszedł na drugą stronę Błoń i tak trafił do Wisły.

 

Debiutował w wieku 16 lat. Mając 17 lat i 76 dni strzelił pierwszego gola, zostając najmłodszym strzelcem w barwach Wisły. Od tamtego czasu, do momentu wybuchu II wojny światowej opuścił tylko dwa mecze. Mimo niskiego wzrostu świetnie grał głową, miał też zmysł do gry kombinacyjnej. W 1947 roku, w meczu eliminacji MP z Pogonią Siedlce (wygranym przez Wisłę 21:0) strzelił aż 7 bramek. Dostał powołanie na mecz Wielka Brytania – Reszta Świata w Glasgow, ale komunistyczne władze go nie puściły.

 

Henryk Kasperczak, czyli najlepszy trener, jakiego miała Wisła

 

Nie było przy Reymonta szkoleniowca, który osiągnąłby z zespołem większe sukcesy. Trzy razy zdobył z Wisłą tytuł mistrzowski, dwa razy Puchar Polski, ale jego wizytówką jest przede wszystkim pucharowa przygoda krakowskiej drużyny w sezonie 2002/03. Wtedy Wisła wyrzuciła za burtę włoską Parmę i niemieckie Schalke. Z Parmą wygrała 4:1 po dogrywce, z Schalke także 4:1 w regulaminowym czasie gry.

 

Tamtym startem w Pucharze UEFA emocjonowała się cała piłkarska Polska. Wisła doszła do 1/8, gdzie przegrała z Lazio (3:3 na wyjeździe, 1:2 u siebie), ale walczyła dzielnie i dała nadzieję, że za rok może zapukać do Ligi Mistrzów. To się nie udało, ale Wisła Kasperczaka to była maszyna, która w kraju miażdżyła wszystko, co napotkała na swojej drodze. Kasperczak po latach wrócił do Wisły, ale ta druga przygoda nie była już udana. Mimo to kibice uważają go za najlepszego szkoleniowca, jakiego miał ten klub.

 

Henryk Reyman, czyli ten, który zsiadł z konia i wszedł na boisko

 

Postać w historii Wisły wyjątkowa. Był żołnierzem, który brał udział w powstaniach śląskich i wojnie polsko-bolszewickiej. Był też jedną z tych osób, które miały swój udział w reaktywowaniu Wisły w 1918 roku. Strzelił dla Białej Gwiazdy 109 bramek (w jednym meczu strzelił 6 goli), w 1927 roku został królem strzelców Ekstraklasy. Dwukrotny mistrz i wicemistrz Polski, zdobywca Pucharu Polski.

Jednak to nie trofea czynią Reymana jedną z największych legend. Bardziej chodzi o to, czym była dla niego Wisła u jak ją traktował. Kiedy odbywał służbę w Wilnie, potrafił nocą przejechać całą Polskę, żeby dojechać na mecz. Kiedyś przyjechał na koniu, a po zejściu z niego pokonał resztę dystansu dzielącego go od stadionu biegiem. Gdy wpadł, powiedział, że zagra, jeśli koledzy dadzą radę przez kilka minut grać w dziesiątkę, bo on musi złapać oddech. Po złych występach mawiał, że „będzie mu wstyd pokazać się w Krakowie”.

To Reyman poderwał kolegów do walki w przerwie pamiętnego meczu z Cracovią. Pasy prowadziły 5:1 i wtedy Reyman powiedział pozostałym zawodnikom o konieczności zmazania hańby. – „Czarem i przegrać przychodzi. Nie dopuście jednak do tego, aby ludzie uznali was za niegodnych … podania ręki”.

 

Arkadiusz Głowacki, czyli wiślacki rekordzista

 

W Wiśle spędził 16 pełnych sezonów. Grał w tym klubie od 2000 do 2018 roku z krótką przerwą na występy w tureckim Trabzonsporze. Głowacki to rekordzista. Ma na koncie 461 meczów w Wiśle we wszystkich rodzajach rozgrywek. Żaden inny zawodnik nie ma więcej. Na dokładkę zdobył z zespołem 6 tytułów mistrzowskich, cztery razy był wicemistrzem, dwa razy zdobył Puchar Polski.

 

Gdy grał, mówiono o nim opoka i skała wiślackiej defensywy. Świetnie nią kierował. Grał twardo i zdecydowanie. W szóstym roku pobytu w klubie został kapitanem Wisły. Gdy po raz drugi przedłużał kontrakt z klubem, mówił, że rozważał, czy wyjechać za granicę, czy grać niemal całe życie w jednym klubie. – Zdecydowałem się na drugą opcję i jestem z tego dumny – przyznał i choć kilka lat potem wyjechał, to i tak pozostał jednym z najbardziej cenionych piłkarzy wśród kibiców.

 

Mógł zdobyć więcej, mógł wykręcić jeszcze lepszy wynik, gdy idzie o liczbę spotkań, ale pół kariery spędził w gabinetach lekarzy i fizjoterapeutów.

 

Tomasz Frankowski, czyli po prostu łowca bramek

 

Lis pola karnego, zdobywca 115 bramek, trzykrotny król strzelców Ekstraklasy w barwach Wisły. Listę trofeów uzupełnia 5 tytułów mistrza Polski, dwa wicemistrza i dwa zdobyte Puchary Polski.

 

To w Wiśle przylgnęło do niego określenie „Franek, łowca bramek”, choć w pierwszych sparingach krakowskiej drużyny grał z nazwiskiem „Paluszek” na koszulce. Słynął z podcinek, ale i też z tego, że kiedy dostał piłkę w polu karnym, to potrafił strzelić gola z niczego. Ma na koncie pięć hat-tricków, a w jednym meczu strzelił aż 4 gole.

 

Po zakończeniu kariery założył Akademię Piłkarską im. Reymana. Był trenerem napastników w reprezentacji prowadzonej przez trenera Franciszka Smudę. Teraz robi karierę polityczną. W glosowaniu w 2019 roku dostał się do Parlamentu Europejskiego. Zdobył ponad 125 tysięcy głosów.

 

Kazimierz Kmiecik, czyli ten, który w 36. minut zdobył 5 goli

 

Najlepszy strzelec w historii Wisły. Zdobył 153 bramki. Był najlepszym strzelcem drużyny w dziewięciu sezonach. W 1976 roku, w meczu z Lechem Poznań (wygrana 8:0) zdobył 5 goli w ciągu 36. minut. Zajmuje siódme miejsce w klubie 100. Z zawodników grających w Wiśle wyżej jest Frankowski, ale on 52 gole zdobył grając dla Jagielloni.

 

Kmiecik zdobył z Wisłą tytuł mistrza i wicemistrz, a w 1979 awansował do ćwierćfinału Pucharu Europy. Jest jednym z dwóch najbardziej utytułowanym zawodnikiem Wisły, gdy idzie o reprezentację Polski. Był w drużynie Kazimierza Górskiego, która zdobyła trzecie miejsce na mundialu w Niemczech w 1974 roku. Ma też na koncie dwa medale olimpijskiego, złoty z Monachium w 72 i srebrny z Montrealu w 76.

 

W 76 roku brytyjscy dziennikarze nazwali go „Polskim Cruyffem”. Wszystko, dlatego że do spółki z Michałem Wróblem załatwili w Pucharze UEFA szkocki Celtic Glasgow.


Antoni Szymanowski, czyli muzyk, który grał w krakowskiej orkiestrze

 

Słynny angielski trener Alf Ramsey nazwał kiedyś Szymanowskiego „baletnicą na boisku”. Powiedział też, że jest on wspaniałym piłkarzem, obrońcą nienagannym technicznie i taktycznie. Szymanowski był zawodnikiem, który o sobie samym mówił, że nie bawił się w napastnika, że przede wszystkim kierował się dewizą: pilnuj swojej bramki. Nie znaczy to, że trzymał się kurczowo pola karnego, ale po prostu najważniejsze było dla niego rozbicie ataku rywala i zapewnienie bezpieczeństwa w defensywie. Rywale mieli kłopot z tym, żeby go przejść. Gra  na tak była na drugim miejscu. Może dlatego strzelił dla Wisły tylko jednego gola.

 

Szymanowski jako młody chłopak śpiewał w chórze Filharmonii Krakowskiej. Dobrze zapowiadał się jako muzyk, ale ostatecznie został piłkarzem. O pasji jednak nie zapomniał. W trakcie zgrupowań kadry często znikał w swoim pokoju, żeby posłuchać muzyki.

 

Obok Kmiecika najbardziej utytułowany zawodnik Wisły w kadrze. Zdobył dwa medale olimpijskie i trzecie miejsce na mundialu. Złoty na olimpiadzie w Monachium odbierał na podium z nogą w gipsie, bo wcześniej doznał kontuzji.

 

Adam Musiał, czyli ten, który kochał życie

 

- Śpiewa dzisiaj Polska cała, nie ma chuxx na Musiała – to był stały element repertuaru kibiców Wisły Kraków, gdy grał w niej Adam Musiał. – To był zacięty krakus. Wychodząc do gry przeciwko niemu, człowiek musiał testament pisać, bo on gryzł trawę, a rywala nie puścił – tak wspominali byłego gracza Wisły jego rywale z boiska. – Na boisku nie bał się niczego, a poza nim kochał życie – dodaje kolega z drużyny Adam Nawałka.

 

Zmarły rok temu Musiał był jedną z najbardziej kolorowych postaci Wisły. Starsi kibice kojarzą go pewnie z wydarzeniami z mundialu w Niemczech w 1974 roku, kiedy to trener Kaziimierz Górski przed meczem ze Szwecją zrobił wstrząsik w drużynie i odsunął Musiała od meczu za zbyt późno i zbyt głośny powrót z zabawy na mieście. To i tak dobrze, że tylko tak się to skończyło, bo wcześniej chciał odesłać zawodnika do domu, ale wstawili się za nim koledzy.

 

W Wiśle grał do konfliktu z Orestem Lenczykiem. Odchodząc do Arki, przyznał, że przegrał z zasadami, jakie miał trener. Nie tolerował on zabawy, a Musiał, jak wspomniał Nawałka, kochał życie. Z Wisłą zdobył mistrza Polski jako piłkarz i trzecie miejsce jako trener. Miał predyspozycje, był świetnym motywatorem, ale długo w fachu szkoleniowca nie wytrzymał. Za czasów Cupiała był szefem ochrony na obiekcie Wisły. Na każdym kroku podkreślał, jak wiele mu zawdzięcza.

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl
ZOBACZ TAKŻE WIDEO: Anglia - Belgia. Skrót meczu

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie