Maciej Mojżyszek: Z Andrzejem Gołotą chodziłem po górach, gdy był jeszcze w kadrze narodowej

Sporty walki
Maciej Mojżyszek: Z Andrzejem Gołotą chodziłem po górach, gdy był jeszcze w kadrze narodowej
fot. PAP
Maciej Mojżyszek opowiedział o swoich wędrówkach w górach z polskimi sportowcami

Maciej Mojżyszek to przewodnik po Tatrach, który po górach chodził z wieloma polskimi sportowcami. 75-latek wspomina swoje wędrówki z najlepszymi pięściarzami.

To pan w okresie karier naszych najlepszych pięściarzy hasał z nimi po górach. Żeby wymienić tylko sławy z ostatnich dekad, czyli Dariusza Michalczewskiego, czy Andrzeja Gołotę, który niedawno znów gościł w Polsce.

 

Maciej Mojżyszek: Wszystko prawda. A z Andrzejem chodziłem po górach jeszcze w czasach, gdy był w kadrze narodowej, zanim wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. To były lata 80. i 90. Z kolei przed igrzyskami w Seulu (1988 rok) prowadziłem całą grupę, wtedy trenerem był śp. Andrzej Gmitruk. Z najlepszymi polskimi pięściarzami chodziłem po górach jeszcze wcześniej, gdy trenerem drużyny narodowej był Czesław Ptak.

 

ZOBACZ TAKŻE: Porażka Oskara Safaryana w 1/32 finału MŚ w boksie

 

"Fajnie, że trzyma się dobrze i jeszcze biega po górach" - usłyszałem od Gołoty pod pana adresem.

 
Jeszcze parę lat temu, bodaj trzy, gdy Andrzej przyjechał już jako bokserski emeryt, spotkaliśmy się. I obaj byliśmy m.in. w Dolinie Pięciu Stawów oraz na Kopie Kondrackiej. O jego ostatnim pobycie w Zakopanem wiem, bo nawet do mnie dzwonił, ale nie miałem czasu się spotkać. Jednak z tego, co się orientuję, wybrał się na Giewont. Andrzej dzwoni zawsze, jak jest w Polsce i nieraz wypijemy jakąś kawę.

 

A pan jak wspomina Gołotę z lat wspólnej pracy?

 

Należał do grupy bardzo ambitnych ludzi. Przecież trochę kilogramów masy ciała dźwigał, ale starał się nadążać w górach za chłopakami z niższych kategorii, ważących po 60 kilogramów. Mam z nim bardzo miłe wspomnienia.

 

Mówiło się, że pod względem kondycyjnym i atletycznym Gołota zawsze był przygotowany nienagannie.

 

Zgadza się, pracował bardzo sumiennie, sam też się motywował. Pamiętamy, już z boksu zawodowego, jak przegrał słynne dwie wygrane walki (z Riddickiem Bowem - przyp. AG) na swoje życzenie. Był też pojedynek z Michaelem Grantem. Nie wiem, chyba głowa coś nie zafunkcjonowała.

 

Podczas rozmów wracacie wspomnieniami do tych porażek? Jest przestrzeń do takich rozmów, czy temat jest zbyt drażliwy?

 

Andrzej traktuje to już na dystans, jako historię. Potrafi podchodzić z żartem i, że tak powiem, macha ręką. Nie robi problemu ani z tych ostatnich walk z Adamkiem i Saletą, czy tych z okresu, gdy był na topie w Ameryce. Nie przeżywa tego tak, żeby wraz z upływającym czasem nie mógł się z tym pogodzić.

 

Tylko wąska grupa osób ma szansę przekonać się, że jeśli Gołota kogoś polubi i nabierze zaufania, wtedy lubi żartować i opowiada ciekawie, a nie półsłówkami. Jest zupełnie inny niż w opinii osób, które znają go tylko z publicznych wypowiedzi.

 

Tak jest, pełna zgoda, Andrzej ma spore poczucie humoru. A dodatkowo, jeśli chodzi o mnie, zawsze pamięta. Co jakiś czas bywa w Zakopanem i nawet jeśli nie zawsze się spotykamy, to słyszę od różnych osób, że pytał się co u mnie słychać i czy jestem zdrowy. Czyli nie zapomniał i jest to bardzo miłe.

 

Którzy inni pięściarze też o panu pamiętają?

 

Krzysztof Włodarczyk, z którym widziałem się niedawno, gdy przebywał w Zakopanem na obozie. Przyjechał do mnie do Nowego Targu. Ale również Maciej Zegan. Po górach chodziłem też z Tomkiem Adamkiem.

 

A Dariusz Michalczewski? Rozmawialiśmy i kazał pana, przekażę dosłownie, ucałować.

 

Dziękuję bardzo. Z Darkiem nie miałem kontaktu już wiele dobrych lat. Akurat on do mnie nie dzwoni. A widzieliśmy się bodaj 12 lat temu. Chodziliśmy wtedy po górach, bo przygotowywał się do niedoszłej walki weteranów ze Svenem Ottke (istotnie do walki miało dojść w maju 2008 roku w Hanowerze - przy. AG). Jeśli dobrze pamiętam, to rozbiło się o pieniądze, bo nie znalazła się taka suma, która by ich zadowoliła.

 

Brał pan udział w niezliczonej liczbie wypraw ze sportowcami, głównie pięściarzami. Jakaś przygoda na szlaku szczególnie utkwiła panu w pamięci?

 

Były sytuacje typu, że ktoś zgubił szlak i trzeba było czekać godzinę lub dwie. Wtedy wkradała się nerwówka, czy coś mu się nie stało. Jednak nie przypominam sobie jakiejś drastycznej historii, bo na pewno ciągle miałbym ją w głowie. Pojawiały się drobne kontuzje, typu skręcenia czy potłuczenia, ale chyba nawet nigdy nikt się nie połamał.

 

Pięściarze nigdy nie byli grzecznymi chłopcami. Ktoś szczególnie podczas obozów dawał się we znaki?

 

Były różne historie, ale nie pamiętam dokładnie kogo dotyczyły, więc nie chciałbym pochopnie kogoś z nazwiska z nimi złączyć. Mogę powiedzieć ogólnie, że zdarzało się, gdy trener usuwał zawodnika ze zgrupowania, gdy ten na przykład nie wrócił na noc. Po prostu taki delikwent musiał zbierać manatki i wracać do domu. Znam z opowiadań różne przeboje legendarnego trenera Feliksa Stamma, który miał w reprezentacji niepokornych chłopców, ale też dzięki charakterom sięgali po sukcesy. Choćby z Jerzym Kulejem różnie bywało we wczesnej młodości, czy mającym opinię "zabijaki" Marianem Kasprzykiem, z którym nie było żartów.

 

Dobrze szacuję: obecnie ma pan 75 lat?

 

Co do roku, dokładnie tyle. W tej chwili jestem z wycieczką nad Morskim Okiem.

 

Czyli nadal pan śmiga po górach?

 

A jakże! Jestem na emeryturze, ale mam działalność gospodarską jako przewodnik i dalej ruszam w wyprawy z wycieczkami. Choć wiadomo, że jest ich teraz mniej, bo epidemia zrobiła swoje. Jednak gdy tylko ktoś zadzwoni, to idę z nim na szlak. Natomiast już raczej nie ze sportowcami.

 

Rozumiem, że zdrówko cały czas dopisuje?

 

Coś tam zawsze człowiekowi dolega, ale nie na tyle, żebym nie mógł iść do Morskiego Oka, do Doliny Pięciu Stawów czy na Giewont. To cały czas jest w zasięgu moich możliwości.

 

Jaki jest przepis na długowieczność, jeśli chodzi o chodzenie po górach?

 

Przede wszystkim trening. Cały czas trzeba w nim pozostawać. Mniej patrzę na dietę, w myśl zasady, że jak jest dużo ruchu, to i z dietą można sobie trochę pofolgować. Czyli można jeść wszystko, ale w rozsądnych ilościach.

 

O jakim treningu pan mówi?

 

Trzeba chodzić, biegać, podciągać się na drążku oraz robić pompki. I to wszystko systematycznie. Należy być cały czas w ruchu.

 

I nadal wszystkie te elementy treningu pan stosuje?

 

Tak, nieustannie. I trzeba powiedzieć, że wcale nie jestem ewenementem w Polsce, bo są równie aktywni ludzie w moim wieku, a nawet starsi. Zresztą niektórzy mogą pochwalić się lepszymi osiągami w bieganiu. Choć oczywiście, pod względem aktywności, jestem ponad przeciętność.

 

Czytaj więcej na sport.interia.pl.

sport.interia.pl
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie