Grał w Bundeslidze i Ligue 1, ale w Polsce sobie nie poradził. Josip Tadić, umiał odnaleźć się tylko w ojczyźnie i na Litwie

Piłka nożna
Grał w Bundeslidze i Ligue 1, ale w Polsce sobie nie poradził. Josip Tadić, umiał odnaleźć się tylko w ojczyźnie i na Litwie
fot. Cyfrasport
Josip Tadić (w środku) podczas meczu Korona Kielce - Lechia Gdańsk w 2011 roku.

Historia byłego napastnika Lechii Gdańsk - Josipa Tadicia, który jest piłkarskim obieżyświatem, prezentuje się nietypowo. Chociaż chorwacki zawodnik występował w trakcie swojej kariery w dziesięciu krajach na trzech kontynentach, to tak naprawdę tylko w rodzimej lidze oraz występując na Litwie zrobił furorę. W przeszłości zanim jeszcze zawitał do Polski otrzymał szansę gry w Bundeslidze i Ligue 1, ale w tych silnych ligach przepadł, podobnie jak na poziomie naszej elity.

Obecnie 34-letni Tadić niegdyś uchodził za nadzieję chorwackiego futbolu. Seniorską karierę rozpoczynał w NK Osijek, gdzie jeszcze jako nastolatek rozegrał 20 meczów ligowych, w których strzelił 7 goli. Po zaledwie jednym sezonie rozegranym w ojczyźnie o rosłego atakującego zabiegał Bayer Leverkusen, który ostatecznie za 350 tysięcy euro sprowadził ówczesnego młodzieżowego reprezentanta swojego kraju do Niemiec. Wraz z początkiem sierpnia 2005 roku, Tadić trafił do czołowej niemieckiej drużyny.

Za wysokie progi i udany powrót do ojczyzny 

Przeskok okazał się dla Tadicia zbyt duży i kompletnie nie potrafił odnaleźć się w zespole z BayArena. Zdołał jedynie zadebiutować w pierwszym zespole. Chorwat zaliczył epizod w meczu Bundesligi przeciwko Hannoverowi 96 (0:0). Gracz urodzony w mieście o nazwie Dakovo, przebywał na murawie przez pięć minut. Przez następny rok utknął w rezerwach "Aptekarzy", gdzie zagrał 25 meczów, w których zdobył 6 bramek.

 

ZOBACZ TAKŻE: Nie sprawdził się w Legii Warszawa, na Cyprze jest królem

 

1 stycznia 2007 roku Tadić otrzymał szansę na reaktywowanie swojej kariery. Pomocną dłoń do wówczas 19-letniego napastnika wyciągnął najsilniejszy chorwacki klub - Dinamo Zagrzeb. W stołecznym zespole praktycznie z miejsca został podstawowym zawodnikiem i przez dwa i pół roku gry zdobył trzy mistrzostwa kraju oraz tyle samo krajowych pucharów. W 77 spotkaniach, które rozegrał przez niespełna trzy lata, strzelił 22 gole oraz zanotował 9 asyst. Tadić miał okazję grać u boku takich zawodników jak: Vedran Corluka, Mario Mandzukić, Eduardo, czy nawet samego Luki Modricia. Dzielił także szatnię z późniejszym kapitanem Legii Warszawa - Ivicą Vrdoljakiem.

Francja (nie)elegancja i niedoszły "król Bielefeldu"

Dobry okres gry w stołecznej ekipie sprawił, że napastnik znowu zapracował na zagraniczny transfer. Tym razem przeniósł się do Francji. Związał się z ówczesnym przedstawicielem Ligue 1 - Grenoble Foot 38. W kraju znad Loary, podobnie jak w Niemczech, Tadić sobie nie poradził. W tamtejszej elicie wystąpił w 14 meczach, ale nie strzelił żadnego gola. Co ciekawe, zaliczył jedną asystę przy trafieniu byłego napastnika Legii Warszawa - Danijela Ljuboji. Ich drużyna spadła jednak z ligi z hukiem. W Ligue 2 grał przez pół roku, ale rozegrał zaledwie 5 spotkań i nadarzyła się okazja powrotu do Niemiec.

 

Tadić zapragnął zostać "królem Bielefeldu", którym wcześniej był Artur Wichniarek. Swoją drogą, do Arminii miał o wiele lepsze wejście niż obecny ekspert Polsatu Sport, ale długo w niej nie zabawił i nie został legendą tego klubu, jak polski napastnik. Chorwat spędził w niemieckim zespole rundę wiosenną sezonu 2010/11, a Arminia spadła z 2. Bundesligi. Statystyki byłego gracza Bayeru prezentowały się bardzo przyzwoicie, w 14 meczach strzelił 6 goli oraz zaliczył jedną asystę, ale ostatecznie nie uchronił drużyny z Nadrenii Północnej-Westfalii przed spadkiem do trzeciej ligi.

Wakacje na Cyprze i transfer do Polski

Bielefeld zamienił na kierunek atrakcyjny zwłaszcza turystycznie, bo trafił na Cypr. Jednak po rozegraniu dwóch spotkań w barwach Omonii Nikozja (w eliminacjach do Ligi Europy) i po półtora miesięcznym pobycie przeniósł się do Lechii Gdańsk. Po wakacyjnym pobycie na Wyspie Afrodyty, Tadić, który uchodził w przeszłości za wielki talent, nie został ulubieńcem gdańskiej publiczności. Po dziesięciu latach zapewne mało, który kibic drużyny z Trójmiasta pamięta, że w jej kadrze był taki napastnik.

 

Wielokrotny reprezentant chorwackich reprezentacji młodzieżowych, w sezonie 2011/12 rozegrał w koszulce Lechii 13 meczów (w tym jedno spotkanie w rezerwach), ale ani razu nie wpisał się na listę strzelców. Nawet we wspomnianym meczu rezerw Tadić się nie przełamał. W Ekstraklasie zaliczył jedną asystę i w rundzie wiosennej nie był już brany pod uwagę przy ustalaniu składu.

Wyjazd do Australii i kolejne transfery

Po nieudanej przygodzie w Polsce, chorwacki napastnik wybrał egzotyczny kierunek i przeniósł się do Australii, gdzie związał się z Melbourne Heart FC. Na Antypodach spędził również tylko jeden sezon, ale statystyki miał o niebo lepsze niż w naszej lidze, choć i one nie rzucały na kolana. W 22 występach w A-League strzelił 6 goli oraz zanotował 3 asysty.

 

Po zagranicznych pobytach w aż pięciu krajach, Tadić wrócił do ojczyzny, żeby grać w rodzimej lidze, w której do tej pory wiodło mu się najlepiej. Po drodze powtórzyła się historia o błyskawicznym transferze, jak w przypadku Omonii i Lechii. Początkowo napastnik związał się z HNK Rijeka, ale już po dwóch meczach zmienił otoczenie i trafił do NK Zadar. Z tym, że klub z Rijeki po dwóch miesiącach wypożyczył Tadicia do zespołu z Zadaru, a nie jak Omonia, która definitywnie się go pozbyła.

Była Australia, jest i... Austria

Sezon 2013/14 był dość udany w jego wykonaniu. W zespole NK Zadar rozegrał 28 meczów, w których strzelił 9 goli oraz zanotował 4 asysty. Po krótkim pobycie w ojczyźnie Tadić ponownie zdecydował się na zagraniczny transfer. Tym razem został zawodnikiem czołowego austriackiego klubu - SK Sturm Graz.

 

W pierwszym sezonie Tadić nie strzelił żadnego gola w lidze i w Pucharze Austrii w 22 występach, ale ku wielkiemu zaskoczeniu, klub z niego nie zrezygnował. Kolejny sezon był zdecydowanie lepszy w jego wykonaniu. W rundzie jesiennej sezonu 2015/16 na trzech frontach (liga, krajowy puchar i eliminacje Ligi Europy) w 19 meczach strzelił aż 10 goli i zapisał na swoim koncie 2 asysty. Świetną skutecznością, jak na Tadicia, zapracował na transfer do... drugiej ligi tureckiej.

Turecka klęska i powrót do domu

Po Tadicia sięgnął klub z zaplecza tureckiej elity - Balikesirspor Kulubu. Debiut w nowym klubie były gracz Lechii miał wręcz wymarzony. Po wejściu z ławki rezerwowych strzelił zwycięskiego gola w meczu z Gaziantep (2:1). Pokonał ówczesnego bramkarza tej drużyny naszego rodaka, Adama Stachowiaka. W następnym starciu z Alanyasporem (1:0), Tadić także wystąpił w roli jokera i tym razem zaliczył asystę przy zwycięskim golu.

 

I to na tyle, jeśli chodzi o jego dobrą passę w Turcji. Łącznie w 9 występach strzelił gola oraz zapisał na swoim koncie asystę. Połowę kolejnego sezonu stracił z racji tego, że był stale pomijany przez trenera. Rundę rewanżową rozgrywek 16/17 spędził w Chorwacji, a konkretnie w klubie NK Slaven (Koprivnica). W 12 występach raz skierował piłkę do bramki rywali i ponownie zmienił barwy klubowe.

Najpierw Litwa, a potem szybki skok na kasę

Tym razem Tadić zawędrował na Litwę i został zawodnikiem tamtejszego potentata FK Suduva Mariampol. W 24 meczach strzelił 13 goli i zaliczył 5 asyst. W tym czasie grał na przestrzeni dwóch sezonów w zespole z Mariampolu i zdobył dwa mistrzostwa w lidze naszych północnych sąsiadów oraz wygrał Superpuchar Litwy.

 

Po udanym, choć znowu krótkim pobycie na Litwie, Tadić jak przystało na piłkarskiego obieżyświata zawędrował aż do Hongkongu. Można zakładać, że związał się z tamtejszym klubem Kitchee FC, żeby zrobić skok na kasę.

 

Poza świetnymi zarobkami, Chorwat z azjatyckim klubem przez rok zdobył aż trzy trofea. Napastnik z Bałkanów świętował triumf w Pucharze Hongkongu, Pucharze Ligi, a także Superpucharze. W barwach Kitchee FC, Tadić rozegrał 15 meczów, w których strzelił 6 goli oraz zaliczył dwie asysty. W międzyczasie nabawił się dwóch kontuzji - zerwał więzadła i doznał urazu nosa.

Powrót do ziemi obiecanej

Po roku spędzonym w Azji zdecydował się na kolejny powrót w swojej karierze. Tym razem szybko wrócił na Litwę, gdzie piłkarsko prezentował się świetnie. Ponownie związał się z Suduvą, w której znowu błyszczał.

 

Za pierwszy razem zdobył dwa mistrzostwa kraju oraz Superpuchar, a drugie podejście zakończył z jednym tytułem mistrzowskim i Pucharem Litwy. Przez dwa sezony rozegrał 34 mecze ligowe, w których strzelił 21 goli. Natomiast łącznie podczas przygody z klubem z Mariampolu w 70 występach zanotował 36 trafień i zapisał na swoich koncie 8 asyst.

Ruszył na podbój stolicy

Po niezwykle udanym czasie spędzonym w Suduvie, Tadić trafił do innego litewskiego giganta i jednocześnie najbardziej znanego klubu w tym kraju - Żalgirisu Wilno. W ekipie ze stolicy Chorwat był nieco mniej skuteczny niż w poprzednim klubie, ale i tak zakończony niedawno sezon na Litwie może zaliczyć do bardzo udanych.

 

Tadić dołączył do Żalgirisu w połowie stycznia tego roku i zdobył z tym klubem mistrzostwo oraz puchar krajowy. Ponadto wystąpił z zespołem z Wilna w eliminacjach do Ligi Mistrzów, Ligi Europy, a także Ligi Konferencji. Żalgiris ostatecznie nie zagrał w fazie grupowej żadnych z tych rozgrywek. W lidze litewskiej 34-latek w 34 występach strzelił 10 goli i zaliczył 5 asyst, czym walnie przyczynił się do wywalczenia dziewiątego w historii mistrzostwa Litwy.

 

 

Kontrakt Tadicia z mistrzem Litwy wygasa wraz z końcem grudnia tego roku. Nie wiadomo jeszcze, czy piłkarski obieżyświat z Bałkanów znowu nie zawędruje do innego kraju, choć z pewnością nie będzie mu łatwo opuścić Litwę, gdzie czuje się doskonale.

Adrian Janiuk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie