Mateusz Sochowicz: Czas dla rodziny się znajdzie, ale tylko między siłownią a rehabilitacją

Zimowe
Mateusz Sochowicz: Czas dla rodziny się znajdzie, ale tylko między siłownią a rehabilitacją
fot. PAP
Mateusz Sochowicz wciąż zmaga się ze skutkami listopadowego wypadku na olimpijskim torze w Yanqing.

Saneczkarz Mateusz Sochowicz wciąż zmaga się ze skutkami listopadowego wypadku na olimpijskim torze w Yanqing. "W święta czas dla rodziny się znajdzie, ale tylko między siłownią, rehabilitacją, treningiem a odnową biologiczną" - przyznał 25-letni zawodnik z Karpacza.

W listopadzie Sochowicz testował olimpijski tor w Chinach, ale tam z powodu błędu organizatorów uderzył w bramkę, która powinna być otwarta, i doznał obrażeń kolana lewej nogi. To uniemożliwiło mu udział w międzynarodowych zawodach, w tym w Pucharze Świata, i możliwość uzyskania kwalifikacji na igrzyska olimpijskie w Pekinie. Jest jednak szansa, że uzyska ją niejako w formie zadośćuczynienia za wydarzenia z Yanqing.

 

"To bardzo trudna sytuacja, kiedy moi znajomi jeżdżą na zawody i zdobywają kwalifikacje olimpijskie, a ja na to wszystko mogę jedynie patrzeć w telewizorze. Jestem zależny od decyzji innych ludzi, którzy pozwolą mi pojechać na te igrzyska albo nie. Kwalifikacje trwają do 8-9 stycznia i ja już dostałem jasną deklarację od lekarza, który mnie prowadzi, że ja mogę o tych zawodach zapomnieć. Jeszcze nie mogę sobie pozwolić na wielkie obciążenia, jakie niesie ze sobą sport na tym poziomie" - zaznaczył 25-letni saneczkarz.

 

Jak dodał, wypadek był ewidentnie winą gospodarzy, którzy zresztą otwarcie go za to przeprosili.

 

"Międzynarodowa federacja (FIL) przeprowadziła śledztwo i odniosła się do błędu ludzkiego, ale tych błędów nałożyło się na siebie wiele. To nie zdarza się codziennie. Żeby coś takiego się wydarzyło, bardzo wiele czynników musi się zgrać w taki zły sposób" - powiedział Sochowicz.

 

Polak doznała złamania lewej rzepki oraz miał głęboką, ciętą ranę drugiej nogi. Jego zdaniem to i tak stosunkowo lekkie urazy, a nie wszystkie konsekwencje pechowego zdarzenia były negatywne.

 

ZOBACZ TAKŻE: Tomasz Pilch zakażony koronawirusem

 

"Ta rzepka to najmniejsza cena, jaką mogłem zapłacić za ten wypadek. Z perspektywy czasu mogę o sobie myśleć jako o szczęściarzu, ale dzięki szybkiej decyzji i dobremu przygotowaniu fizycznemu ja temu szczęściu pomogłem. Gdybym nie zareagował, to mogło się skończyć dużo gorzej. Przyniosło to też korzyści, np. trafiłem do psychologa, aby pomógł mi poradzić sobie z tą kraksą, ale okazało się, że pomaga mi też w przepracowaniu innych kwestii. Nawet kiedy psychika sportowca jest bardzo mocna, to i tak jest jeszcze wiele do poprawienia w aspekcie mentalnym" - wskazał.

 

Dzięki rozwiniętej ogólnej sprawności uniknął poważniejszych obrażeń, a szansę na wykurowanie się przed igrzyskami zawdzięcza też lekarzom w Chinach. Polak ma nadzieję wrócić do pełnego reżimu treningowego w połowie stycznia.

 

"Pierwszy nasz kontakt ze służbami medycznymi, bezpośrednio po wypadku, nie był najlepszy. Ale później trafiłem do szpitala i lekarze, którzy się mną opiekowali, wykazali się niesamowitą kompetencją i wsparciem z psychologicznego punktu widzenia. Jestem bardzo wdzięczny za to, co dla mnie zrobili, szczególnie, jak mnie zoperowali, bo to wszystko jest mocne i się trzyma, dzięki czemu mogę tak szybko wracać do funkcjonalności, a w przyszłości do treningów" - relacjonował.

 

Wypadek był dla niego również lekcją pokory.

 

"Przed sezonem mówiłem, że kwalifikację olimpijską mam w kieszeni, bo wjeżdżałem w ten sezon z wysokiego c, ale jeszcze przed pierwszymi zawodami Pucharu Świata zostało to zweryfikowane. Trzeba jednak więcej samozaparcia, żeby na igrzyskach się znaleźć" - przyznał Sochowicz.

 

Konieczność wykonania większej pracy niż pierwotnie planował zakłóci jego świąteczny wypoczynek, ponieważ nie może sobie pozwolić na przerwę w ćwiczeniach wzmacniających mięśnie wokół kolana.

 

"Wiadomo, że znajdzie się odrobina czasu dla rodziny, ale to tylko między siłownią, rehabilitacją, treningiem a odnową. Będę miał zapełniony kalendarz i czasu niewiele, a pracy włożyć będę musiał naprawdę mnóstwo" - nie ukrywał.

 

Jego zdaniem sport dużo stracił od początku pandemii COVID-19 jeśli chodzi o emocje i atmosferę.

 

"Przez te wszystkie wymogi, obostrzenia, uwarunkowania covidowe wszystko stało się takie sztywne. Nawet igrzyska w Pjongczangu w 2018 roku były już mocno skompresowane, miały oddzielne wioski olimpijskie, do tego położone daleko od cywilizacji, a to utrudniło integrację. W Pekinie w ogóle możemy się pożegnać z czymkolwiek, ponieważ wszystko będzie ustalone z góry, do tego dojdą codzienne testy, reżim sanitarny na pewno będzie ogromny. Dla zawodników sport straci przez to sporo magii, spadnie przyjemność z bycia zawodowym sportowcem" - ocenił.

 

Igrzyska w Chinach potrwają od 4 do 20 lutego 2022 roku.

CM, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie