Turniej Czterech Skoczni. Czy poza Stochem mamy jakieś nadzieje?

Zimowe
Turniej Czterech Skoczni. Czy poza Stochem mamy jakieś nadzieje?
Fot. Cyfrasport
W ostatnich pięciu latach Polacy aż cztery razy wygrywali TCS: trzy razy Stoch, raz Kubacki.

29 grudnia startuje 70. edycja Turnieju Czterech Skoczni. Patrząc na dotychczasowe wyniki Polaków w turniejach Pucharu Świata, trzeba stwierdzić, że nie mamy am czego szukać. Jednak sport uwielbia niespodzianki. W skoki są one wręcz wpisane, bo to dyscyplina mocno nieprzewidywalna. Wystarczy wspomnieć sezon 2013/14 i wygraną w TCS Thomasa Dietharta.

Austriak pojawił się znikąd, zwyciężył i zniknął. Może w tym najbliższym turnieju taką niespodziankę sprawi nasz zawodnik. Byle tylko była to wygrana na miarę Adama Małysza, którego wielka kariera zaczęła się od wygranej w prestiżowym Vierschanzentournee.

 

Turniej Czterech Skoczni to w świecie skoków impreza wyjątkowa. Dla Niemców znaczy nawet więcej niż mistrzostwa świata. Niemcy na wygraną w turnieju czekają już 20 lat. W 2002 Sven Hannawald, jako pierwszy zawodnik w historii, wygrał wszystkie cztery konkursy. Od tamtego czasu nasi zachodni sąsiedzi czekają na kolejnego Hannawalda. W ostatnich sezonach zajmują drugie, trzecie miejsca, bo wciąż czegoś brakuje, żeby Niemiec stanął na najwyższym stopniu podium.

 

Wygrać TCS nie jest łatwo

 

– Twój organizm pracuje na najwyższych obrotach przez dziewięć dni. Nie ma chwili na rozluźnienie, dochodzi stres, presja. Tego nie można się nauczyć, tego nie da się wytrenować. Z takim stanem trzeba sobie radzić raz w roku, w trakcie Turnieju Czterech Skoczni – powiedział kiedyś Hannawald i już wiadomo, dlaczego ten prestiżowy turniej jest taki trudny i zarazem wyjątkowy.

 

ZOBACZ TAKŻE: Kamil Stoch zdradził swój cel na TCS

 

- Dla mnie TCS jest jak wielki szlem w tenisie. Cztery konkursy, dziesięć dni i niesłychany wysiłek fizyczny i psychiczny – mówi Dariusz Wołowski z Interii, a Kamil Wolnicki z Przeglądu Sportowego dodaje: - Cztery Skocznie są niczym Tour de France dla kolarzy. Tam trzeba jechać po sześć, osiem godzin dziennie, tu są dwie dziesiąte sekundy na uwolnienie mocy. Przez chwilę turniej stracił na znaczeniu, bo Norwegowie w Raw Air płacili więcej. Jednak wielu zawodników oddałoby wszystko, żeby wygraną w TCS mieć w CV.

 

Ostatnio to ulubiony turniej Polaków

 

Vierschanzentournee przez lata nie był polską specjalnością. Nie stał się nią nawet po wygranej Adama Małysza w sezonie 2000/2001. – Adam jakiś czas potem tłumaczył, że my nie mamy skoczków gotowych do takiego wysiłku fizycznego i psychicznego, jaki trzeba znieść, żeby wygrać TCS. On sam podkreślał, ze jemu się udało, bo był w obłędnej formie. Teza Adama sprawdzała się przez wiele lat. Aż do sezonu 2016/2017 – komentuje Wołowski.

 

Od sezonu wspomnianego przez eksperta Interii TCS stał się polską specjalnością, ulubionym turniejem Polaków. Wtedy wygrał Kamil Stoch przed Piotrem Żyłą, a tuż za podium znalazł się Maciej Kot. W ostatnich pięciu latach Polacy aż cztery razy wygrywali TCS: trzy razy Stoch, raz Kubacki.

 

Teraz musimy marzyć, by Polak skoczył jak Dietchart

 

Niewiele jednak wskazuje na to, że dobra passa będzie trwać. Nasi skoczkowie prezentują się w tym sezonie słabo. Jakub Kot mówi, że mamy zawodników po trzydziestce, którzy muszą być odpowiednio prowadzeni, ale i tak nie są w stanie wygrać wszystkiego. Jan Szturc, wujek Małysza, podkreśla, że Polacy mają złą pozycję dojazdową i jeśli tego błędu nie wyeliminują, to wyniki się nie poprawią. – Skoki są jednak sportem wariackim. Kubacki wygrał TCS, choć w poprzedzających turniej zawodach w Engelbergu raz był w trzeciej dziesiątce, a za drugim razem w ogóle nie wszedł do drugiej serii – przypomina Wołowski.

 

- Gdyby patrzeć na nasze ostatnie wyniki, to faktycznie nie mamy szans. W zasadzie możemy liczyć wyłącznie na niezłe skoki Kamila. Z drugiej strony w turnieju zdarzały się już wielkie niespodzianki. TCS wygrywał Dietchart, który pojawił się znikąd, wygrał te jedne zawody i zniknął, dziś go nie ma, już nawet nie skacze. Dlatego nie możemy wykluczyć dobrego wyniku naszych – zauważa Wolnicki.

 

Stoch faluje, a Kubacki już dawno nie był taki słaby

 

Dziennikarz Przeglądu Sportowego rozmawiał ze Stochem, który przyznał, że zawodnicy kadry mają problem, który muszą rozwiązać, wyregulować. – Kamil, choć jego forma faluje, pojedzie na ten najbliższy turniej z dużym spokojem, bo on już trzy wygrane ma na koncie. Nie wiem natomiast, co myśleć o trzecim rok temu Kubackim. W mistrzostwach Polski skoczył przyzwoicie, ale skakano z dużych rozbiegów. Przy niższej belce łatwiej o błędy.

 

Duże wątpliwości co do Kubackiego ma też Wołowski. – Tak słabego Dawida nie widziałem od czasu kiedy kadrę prowadził Łukasz Kruczek. Dla niego jest to powrót do złej przeszłości, gdzie wysoko się wybijał, a potem szybko spadał.

 

Czeka nas pojedynek Geigera z Kobayashim

 

Jeśli nie Polacy, to kto? – Kobayashi na pewno, Geiger też, trudno skreślić Eisenbichlera, choć on skacze nierówno, a to może być przeszkodą. Jeśli chodzi o Norwegów, to pewnie do walki o wygraną włączą się Lindviq i Granerud. Zaskoczyć może Kraft, który notorycznie ma kłopoty zdrowotne i raz skacze dobrze, by innym razem nie złapać się do trzydziestki – analizuje Wołowski.

 

- Na zdrowy rozum wszystko rozegra się między Geigerem i Kobayashim. Japończyk już raz to zrobił, Geiger rok temu był blisko, ale nie wyszło. Z drugiej linii mogą zaatakować Granerud i Kraft, może nasz Kamil – dodaje Wolnicki.

 

Jedno jest pewne, szykuje się niesamowita walka o wygraną i wielkie pieniądze. Zwycięzca imprezy otrzyma 100 tysięcy franków szwajcarskich, zwycięzca konkursu 10 tysięcy, a najlepszy zawodnik kwalifikacji 3 tysiące. TCS to znowu nie tylko prestiż, ale i ogromna kasa do podniesienia ze skoczni.

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie