Zieliński: Nawałka 2.0 zacznie pracę z głębokich okopów

Piłka nożna

Ponowny wybór Adama Nawałki na selekcjonera kadry podzieli polskie media i kibiców. Zjednoczyć wszystkich może tylko sukces – zwycięskie baraże o mundial w Katarze. W przypadku niepowodzenia, sytuacja stanie się katastrofalna i trzeba będzie szukać kolejnego selekcjonera. Nawałka po blamażach w Rosji i w Lechu nie ma już takiego autorytetu w zespole i notowań u kibiców jak w 2016 roku.

Burza w szklance wody i skazani na Nawałkę – tak można określić spektakl, który urządził za pośrednictwem mediów na przełomie roku prezes PZPN Cezary Kulesza ze swoimi współpracownikami i doradcami. Oby tylko polscy kibice nie byli pod koniec marca niczym bohaterowie filmu „Skazani na Shawshank” – za grubymi więziennymi murami, oddzielni kratami od wielkiej światowej piłki i mundialu w Katarze.

 

Tak jak można było cały czas podejrzewać, ten wielotygodniowy cyrk ze zbieraniem CV od przeróżnej maści trenerów i wymyślaniem własnych kandydatów z Polski i zagranicy, był tylko po to, aby i tak wybrać tego, który miał być wybrany od samego początku. Zamieszanie trzeba było zrobić z dwóch powodów. Po pierwsze, aby prezes Kulesza mógł pokazać, że nie wybiera jednoosobowo selekcjonera według własnej zachcianki, ale że jest głęboka analiza, rozważanie wielu kandydatur, merytoryczne rozmowy z najpoważniejszymi pretendentami.

 

Szwajcarski granat nie wybuchnie


Drugi powód tych długotrwałych poszukiwań selekcjonera, rozmów z gwiazdorami z zagranicy, podrzucania mediom kolejnych głośnych nazwisk – to była potrzeba wywarcia presji na Nawałce podczas negocjacji. Prezes Kulesza to szczwany lis i wytrwany negocjator, który lubi prowadzić rozmowy na własnych zasadach, chciał w ten sposób wyrobić sobie dobrą pozycję przetargową i pohamować zapędy Nawałki do stawiania wygórowanych żądań.

 

Nawet w ostatnich godzinach, kiedy już nominacja Nawałki została w zasadzie ogłoszona, usłyszeliśmy, że prezes jeszcze niby się waha i podejmuje rozmowy z Marcelem Kollerem. W tym momencie żart pracowników PZPN dla jednego z portali, że „trwa właśnie telekonferencja z udziałem trzech faworytów: Szewczenki, Zidane'a i Beckenbauera” – zabrzmiał bardziej jak szydera z własnego szefa, niż z doniesień mediów.

 

ZOBACZ TAKŻE: Lewandowski skomentował triumf w plebiscycie FIFA

 

Trudno bowiem na poważnie brać możliwość zatrudnienia w naszej kadrze Marcela Kollera, skoro polecił go Kuleszy były menedżer Roberta Lewandowskiego Cezary Kucharski. I nie chodzi o dokonania trenerskie Kollera, ani menedżerskie „Kucharza”, bo mają się tu czym pochwalić, ale o fakt, że Kucharski i Lewandowski są totalnie skonfliktowani. Chyba nawet wrzucenie odbezpieczonego granatu do szatni polskich piłkarzy wywołałoby mniejszy wybuch niż zafundowanie „Lewemu” selekcjonera zaproponowanego przez Kucharskiego. Wygląda to nawet trochę na złośliwy żart ze strony Czarka.

 

Teatr pozoru


Było trochę jak w starym przeboju zespołu RSC - „Życie to teatr (pozoru)”: „Kolejny raz w teatrze tym, zmieniano dekoracje. Na pustej scenie w świetle ramp, zakryto stare tło. Zastąpi dramat farsa znów, komedia i owacje. Odbije sufit brawa i wybrzmi głośny śmiech. Na stare maski z dawnych sztuk, aktorzy włożą nowe. Życie to teatr, gdzie los włada każdym aktem. Gdzie kwestie kończy czasem śmierć. Gdzie błazen kocha i drwi”.

 

Wcześniej przyleciał do Polski zdobywca Złotej Piłki Fabio Cannavaro, wybierany trenerem roku w Chinach, niby bardzo poważnie porozmawiał z Kuleszą i włoskie media obwieściły, że PZPN jest zdeterminowany, aby go zatrudnić za 2 miliony euro rocznie. Znakomita robota PR menedżera Cannavaro i zaprzyjaźnionych dziennikarzy, która z pewnością podniesie notowania Włocha na rynku trenerskim i pomoże mu w podpisaniu kolejnego kontraktu. Smaczku i powagi tej mistyfikacji dodawał fakt, że wpływowy Pini Zahavi jest nie tylko menedżerem Cannavaro, ale i Lewandowskiego. Robert widać rekomendacji Fabio na selekcjonera naszej kadry nie wystawił, ale czemu miał nie wyciągnąć pomocnej dłoni do swego menedżera i jego rozgrywek, by znaleźć Włochowi posadę.

 

Zatrudnialiśmy też w Polsce Szewczenkę i Bilicia, którzy zarabiają rocznie od 3 milionów euro w górę, a więc przez trzy lata to jest więcej niż zarobili łącznie w PZPN wszyscy polscy selekcjonerzy po drugiej wojnie światowej. Tak czy inaczej wyszedł z tego trochę festyn disco polo, a nie koncert muzyki poważnej z udziałem trzech tenorów. Mamy więc swojego Zenka Martyniuka zamiast Placido Domingo, Jose Carrerasa i Luciano Pavarottiego, którzy zaśpiewali na otwarcie mistrzostw świata we Włoszech w 1990 roku i w USA w 1994.

 

Karty rozdaje „Wielki Szu”


Biorąc pod uwagę fakt, że po grudniowej rejteradzie Paulo Sousy zostało bardzo mało czasu do marcowych meczów barażowych o mistrzostwa świata w Katarze i potrzeba było szkoleniowca, który świetnie zna piłkarzy naszej kadry, praktykę działania w PZPN – wybór będącego obecnie bez pracy i zobowiązań Nawałki wydawał się oczywisty. Zwłaszcza, że jest – mimo swoich dużych, jak na polskie warunki, wymagań – znacznie tańszy od trenerów z zagranicy. Jedynym w zasadzie argumentem przeciwko Nawałce był fakt, że Kuleszy nie bardzo pasowało ponowne nominowanie trenera, wymyślonego i namaszczonego przez Bońka, od którego polityki nowy szef PZPN się odcina.

 

Nie oszukujmy się jednak, póki co „Wielkim Szu” nie tylko w polskiej, ale i światowej piłce jest nie Cezary Kulesza, ale Robert Lewandowski. Skoro „Lewy” i najważniejsi piłkarze kadry oświadczyli, że chcą pracować z Nawałką i on najlepiej w krótkim czasie przygotuje drużynę do barażu z Rosją, to w zasadzie Kulesza nie miał wyboru. Nie mógł narzucić Lewandowskiemu i spółce swojego kandydata, którego oni by nie chcieli. Przynajmniej na razie, do barażów. Później zobaczymy. Jak awansujemy, to dobrze. Jak nie – wtedy już stery w swoje ręce weźmie w stu procentach były prezes Jagiellonii Białystok i nie będzie się nawet specjalnie oglądał na to jakie sugestie napłyną z Bawarii.

 

Póki co, w temacie polskiej kadry - kapitanem, głównym trenerem, a poniekąd i prezesem jest najlepszy piłkarz świata 2021 roku w wyborach FIFA. W praktyce „Lewy” swoimi wypowiedziami i zachowaniem zwalnia nam i zatrudnia selekcjonerów. Nie było chemii między nim, a Waldemarem Fornalikiem, co odbiło się na wynikach kadry i „Waldek King” został przez Zibiego pożegnany. Podobnie było z Brzęczkiem, który narzucał piłkarzom psychologa, nie chciał słuchać kapitana i prezesa, tylko podejmować niezależne decyzje (nie chciał też lecieć do Monachium dogadywać się z mistrzem), więc w efekcie… wysłuchał ośmiu sekund ciszy i pożegnał się z posadą tuż przed Euro 2020.

 

„Każdy, tylko nie Nawałka”


Nawałka w wersji 2.0 będzie miał mocno pod górkę. Po tym jak pod jego wodzą drużyna narodowa w kompromitującym stylu przegrała mundial w Rosji, a później nie poradził sobie w Lechu Poznań – przystępuje do pracy z kadrą z głębokich okopów. Wielu dziennikarzy nie ma przekonania do trenerskich umiejętności Nawałki, choć są też tacy, którzy ciągle w niego wierzą. Gdy uważnie poczyta się fora internetowe, to na 10 wpisów, średnio 7-8 to są bardzo negatywne opinie o Nawałce. Nawet jak odsieje się z tego grona typowych hejterów, to i tak wyraźnie widać, że kibice już tak nie cenią byłego selekcjonera. Do tego stopnia, że wielu z nich pisze: „Każdy, tylko nie Nawałka”. Nie jest to „pole position” na starcie.

 

Dla Pana Adama na szczęście taka sytuacja to nie nowość, bo gdy Boniek mianował go Narodowym, było to wtedy dużym zaskoczeniem, oceniono, że to nominacja na wyrost i większość osób sceptycznie przyjęła nowego selekcjonera. Nawałka zamknął usta oponentom awansem na Euro 2016 i ćwierćfinałem, ale później było już gorzej. Trener na pewno zdaje sobie sprawę, że nie ma już takich notowań u kibiców i w mediach jak kilka lat temu, że może już nie mieć takiego autorytetu wśród piłkarzy jak podczas mistrzostw we Francji.

 

Nawałka przypomina… Sousę


Generalnie wśród naszych rodaków pokutuje też opinia, że „proszę, tylko nie polski trener”. Kibice nie mają zaufania do polskiej myśli szkoleniowej. Nawet Paulo Sousa, mimo że odszedł w brzydkim stylu, bez klasy, uciekł niczym tchórz, a jeszcze przegrał nam Euro 2020 i dokonał sabotażu z niewystawieniem Lewandowskiego z Węgrami – i tak jest przez kibiców lepiej wspominany i oceniany od Jerzego Brzęczka. Większość uważa, że w zremisowanych meczach z Hiszpanią, czy Anglią Polska grała lepiej i bardziej dojrzale taktycznie niż w wygranych eliminacyjnych spotkaniach za kadencji Brzęczka.

 

Sousa został nazwany w Polsce „Siwym bajerantem”. Nawałka trochę Sousę przypomina. I fizycznie i pod względem wizerunkowym i z uwagi na to, co mówi, a w zasadzie czego nie mówi. Obaj przystojni, elegancko ubrani, grzeczni, kulturalni i powtarzający frazesy na konferencjach prasowych, trudno się od nich czegoś konkretnego dowiedzieć. Obaj uważani są za dobrych motywatorów, potrafią zrobić atmosferę w drużynie, pobajerować piłkarzy.

 

Nawałka już zapowiedział Kuleszy, że chce się wybrać do każdego piłkarza, którego rozpatruje do kadry, by z nim porozmawiać, zmotywować, nakreślić plany i system gry. Mistrz bajery w akcji. Czy ten rajd po Europie sprawi, że Bednarek ze Szczęsnym i Bereszyńskim w marcu nie będą kiksować na boisku, jak na mundialu w Rosji, czy Euro 2020? Oby.

 

Nawet opalenizną Nawałka nie ustępuje Sousie, lubi zadbać o karnację i pamiętał o tym podczas ostatnich wczasów na Malediwach. Na pewno będzie się wyróżniał na tle bladych Rosjan podczas moskiewskiej zimy. Oby nasi piłkarze błyszczeli tak na boisku na tle zawodników Sbornej.

 

Kulesza, Nawałka, Lewandowski i inni, mają o co walczyć. Baraże o mundial w Katarze to dla PZPN wyprawa po złote runo. Premia od FIFA za zakwalifikowanie się do finałów mistrzostw świata, plus dochody związane z awansem, działalnością reklamową i marketingową, sprzedażą biletów i gadżetów, można spokojnie ocenić na 15-20 milionów dolarów. Nasza nieobecność w Katarze może kosztować PZPN nawet 100 milionów złotych, a to już potężna wyrwa w budżecie. Presja będzie więc rosła.

 

Nie chcą go na dyrektora


Pytanie też jak długi kontrakt podpisze Nawałka, na jakich warunkach wypowiedzenia. Początkowo Kulesza zapowiadał, że szuka trenera nie tylko na baraże, ale na dłużej, do Euro 2024 we Francji. Ostatnio jednak pojawiły się przecieki, że kontrakt z Nawałką może być tylko na ten rok, a nawet do końca marca. Trener i jego menedżer chcieliby, aby była to umowa minimum do końca 2022 roku, czyli do zakończenia mistrzostw świata w Katarze.

 

Co jednak się stanie, jeśli Polska przegra baraż z Rosją, albo kolejną rundę z Czechami lub Szwecją? I tak już nadszarpnięte zaufanie kibiców, mediów, piłkarzy do Nawałki, może spaść na bulę, jak polscy skoczkowie narciarscy w tym sezonie. Będziemy musieli wtedy znów szukać nowego selekcjonera. Kulesza zdaje sobie z tego sprawę. I Nawałka też. Dlatego – jak wynika z informacji, które wyciekły do mediów – on i jego menedżer Jerzy Kopiec, rozmawiali z Kuleszą o tym, by w przypadku niepowodzenia w barażach Nawałka pozostał w PZPN, ale nie w roli selekcjonera, ale dyrektora sportowego.

 

Zdaje się jednak, że ten pomysł nie bardzo przypadł do gustu szefowi PZPN, dlatego negocjacje się przedłużały. Kwestią sporną było też wynagrodzenie selekcjonera. Nawałka chciał zarabiać około 300 tysięcy złotych miesięcznie, ale to okazało się nierealne. Ma podobno zarabiać około 200 tysięcy zł. Brutto. To więcej niż za swojej pierwszej kadencji i więcej niż otrzymywali wcześniej inni polscy selekcjonerzy. Ale sporo mniej od zarobków Sousy, który inkasował miesięcznie 75 tysięcy euro, a więc sporo ponad 300 tysięcy złotych. Nawałka jest twardym negocjatorem, ceni swoją pracę, a trafił na godnego siebie przeciwnika. Stąd wypustki z Szewczenką, Biliciem, a teraz Kollerem. Taki szwajcarski bat na Nawałkę.

 

Nabawić się w Moskwie Kataru


Jednak obaj panowie raczej nie mają wyjścia – muszą się dogadać, znaleźć kompromis, są na siebie skazani, przynajmniej na dwa miesiące. Nie ma już czasu na fanaberie. 24 marca mecz z Rosją w Moskwie. Przecież Kulesza nie wybierze Kollera i nie będzie drażnił monachijskiego lwa (tego z Bayernu, nie z TSV).

 

Jeden z kibiców na forum napisał trochę złośliwie i sarkastycznie: „Całe szczęście, że całe to zamieszanie z Nawałką skończy się po jednym meczu z Rosją i Kulesza zacznie szukać nowego trenera”. Chciałbym, aby się mylił w swoich przewidywaniach, tak jak i my wszyscy w swoich obawach o ponowne podejście Nawałki do reprezentacji. Co prawda drugie części znakomitych filmów zwykle nie są udane, ale niech w przypadku „Nawałki 2.0” ta reguła się nie potwierdzi. Dla dobra polskiej piłki. Jesteśmy w stanie, razem z tym sarkastycznym kibicem, to wszystko odszczekać i nabawić się w Moskwie Kataru. Tylko tym razem ten katar będzie przez duże K i będzie miał pozytywne, a nie pejoratywne znaczenie.

 

Robert Zieliński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie