Cezary Kowalski o występie skoczka przed kamerami, czyli dlaczego Kamil Stoch w tej tandecie lśni jak diament

Zimowe

Kamil Stoch zajął czwarte miejsce w konkursie na dużej skoczni podczas igrzysk w Pekinie. Trzykrotny złoty medalista olimpijski był tuż poza podium i wszyscy żałujemy, bo tak niewiele znów zabrakło do szczęścia. Ogromne wrażenie zrobił jednak występ skoczka tuż po zawodach przed telewizyjnymi kamerami.

Oto widzieliśmy bowiem sportowca autentycznie zdruzgotanego, złego na to, że się nie udało. Człowieka, który sam sobie zawiesił poprzeczkę najwyżej jak się dało i nie szukał żadnych usprawiedliwień. Przecież patrząc obiektywnie na sezon, który dotąd był najsłabszy w jego wydaniu, sezon, w którym zdarzało mu się nie wejść do drugiej serii, wycofywać z Turnieju Czterech Skoczni, czy walczyć o powrót do gry po kontuzji kostki, potrafił nagle dźwignąć się aż do czwartego miejsca w Pekinie, to jest ogromny sukces. Albo inaczej: byłby dla każdego, ale nie dla Stocha.

 

Kamil jest człowiekiem tak ambitnym, że nawet nie próbuje pójść drogą na skróty. Wyłgać się w takiej sytuacji, czy po prostu naprowadzić pytających reporterów na ścieżkę, dzięki której wszyscy pialibyśmy z zachwytu, byłoby banalnie proste. Kamil jest tak inteligentnym, już bardzo doświadczonym i obytym z mediami sportowcem, że mógłby po prostu odegrać dowolny korzystny dla siebie scenariusz, poszukać jakiegoś alibi, wyłgać się, puścić oko, zbajerować nas wszystkich.

 

Nie zrobił tego. Ze łzami w oczach przyznał, że przegrał. Że nie zasłużył na ten medal, że jest potężnie rozczarowany, choć zrobił wszystko co mógł i w tym momencie nie było go stać na więcej. Dodał, że akceptuje taki wynik i wie, że wielu chciałoby być na jego miejscu. Ale nie próbował szukać żadnego alibi. Wymaga od siebie, choć inni nie wymają od niego…

 

Prawie trzy dekady jestem obecny przy najważniejszych wydarzeniach polskiego sportu, przede wszystkim w piłce nożnej, ale naprawdę trudno znaleźć drugiego naszego sportowca z takim podejściem. Weźmy wspomniany futbol. Przecież nasze asy w przypadku porażek, i nie mówię tu o jakimś ocieraniu się o medal igrzysk czy mistrzostw, bo to jest po prostu dla nich nie osiągalne, zawsze są w stanie zgrabnie się wytłumaczyć. Nieco przejaskrawiając, mniej więcej wygląda to tak: „To nie ja, to Brzęczek, to nie ja, to Sousa…” - przerzucają zgrabnie winę na kogo się da, byle nie przyznać, że sami dali ciała. Czasem ktoś wymownie milczy, ktoś zasugeruje, że nie miał odpowiedniego wsparcia albo terminarz był zbyt napięty.

 

Zresztą zjawisko dotyczy całej sfery znanych postaci funkcjonujących w przestrzeni publicznej. Czy słyszeli państwo, aby kiedykolwiek jakiś polityk przyznał się do błędu, aktor, że sknocił rolę, a celebryta, że się znów skompromitował?

 

Żyjemy w bańce, w której coraz bardziej zacierają się granice między sukcesem a porażką. Wszystko jest względne, wszystko można sprzedać w dowolny sposób, nagiąć, przeinaczyć, narzucić wygodną dla siebie narrację.

 

Parafrazując fragment przeboju „Perfectu”: „W tej tandecie, Kamil Stoch lśni jak diament…”.

 

Wielki sportowiec, wspaniały prawdziwy człowiek.

Cezary Kowalski/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie