Jacek Gmoch: Chciałbym na mundialu w 1978 roku mieć Lewandowskiego zamiast Lubańskiego

Piłka nożna
Jacek Gmoch: Chciałbym na mundialu w 1978 roku mieć Lewandowskiego zamiast Lubańskiego
Fot. PAP

Nigdy nie powiedziałem, że jedziemy do Argentyny po mistrzostwo świata. I nieprawdą jest, że w 1978 roku mieliśmy najsilniejszą reprezentację w historii. Przed mundialem w Katarze nie skreślajmy Messiego. On nie zapomniał jak się gra w piłkę. Nawet Arabii Saudyjskiej nie można lekceważyć. W Katarze kluczowa będzie aklimatyzacja. I żadnych ćwiczeń kondycyjnych przed turniejem, nie można gonić zawodników – ostrzega były piłkarz i selekcjoner reprezentacji Polski Jacek Gmoch

Robert Zieliński: Losowanie rywali Polaków w finałach mistrzostw świata w Katarze zapewne wywołało szybsze bicie serce u Pana i przywołało wspomnienia, bo przecież prowadzona przez Pana reprezentacja Polski na mundialu w Argentynie grała właśnie z gospodarzami i Meksykiem, które teraz mamy w grupie.


Jacek Gmoch: To już historia i nie ma za bardzo co do tego wracać. Można pod jednym względem do tego wracać i porównywać – mistrzostwa w Katarze będą rozgrywane poza Europą i tamte w Argentynie też były poza Europą, a to dla drużyn ze Starego Kontynentu jest bardzo ważny czynnik. Przecież do 2010 roku, przez dziesiątki lat, gdy finały mistrzostw świata były w Ameryce Południowej, Północnej, czy Azji, nigdy nie udało się wygrać drużynie z Europy. Dopiero w 2010 roku w RPA triumfowała Hiszpania, a pierwsze zwycięstwo europejskiej reprezentacji na kontynentach amerykańskich było dopiero w 2014 roku w Brazylii, gdy Niemcy pokonali w finale po dogrywce Argentynę. Wcześniej, od 1930 roku, na mundialach w Ameryce Południowej i Północnej, zawsze zwyciężały drużyny południowoamerykańskie.


Zakłada Pan, że Polsce i innym reprezentacjom z Europy, w Katarze też będzie bardzo ciężko?


W pewnym stopniu zapewne tak, ale co innego chciałbym jeszcze podkreślić. Gdy moja reprezentacja w 1978 roku na mundialu w Argentynie zajęła piąte miejsce, to zarzucano mi, że to jest wynik do kitu. Służalczy dziennikarze za czasów komuny, gdy trzeba było pisać na zlecenie bardzo źle, to tak o mojej drużynie pisali. A przecież to piąte miejsce w finałach MŚ, rozgrywanych w Ameryce Płd, było dobre, nawet bardzo dobre. Oczywiście Holandia nas trochę przebiła, bo grała z Argentyną w finale, ale piąte miejsce to nie wstyd.


Gdybyśmy teraz zajęli piąte miejsce w mistrzostwach świata, to wszyscy pewnie pialiby z zachwytu.


Niektórzy dziennikarze to teraz nawet już zapominają, że takie mistrzostwa w 1978 roku były, że ktoś taki jak ja był trenerem. Natomiast usłyszałem od takiego jednego polskiego piłkarza, który nawet grał w Grecji, a który jest komentatorem w telewizji, że piłkarze z jego pokolenia to właściwie już byli na wszystkich imprezach. Czyli to pokolenie piłkarzy jest spełnione. Dziwi mnie takie podejście. I co mam na to powiedzieć? No bohaterowie, żyjcie sobie, umierajcie w chwale.


Jak Pan ocenia obecną reprezentację Argentyny, która będzie najtrudniejszym rywalem Polski w grupie podczas mundialu w Katarze?


Ktoś powiedział po losowaniu takie zdanie, chyba Antoś Piechniczek, że Messi to już nie jest ten Messi, mówiąc delikatnie, bo on tam użył bardziej dosadnego porównania. A ja mogę powiedzieć tak: zawodnicy tacy jak Messi nigdy nie zapomną, jak się gra w piłkę. Mogą pod koniec kariery gorzej wyglądać pod względem fizycznym, ale umiejętności pozostają. Poza tym tacy zawodnicy jak Cristiano Ronaldo, nasz Robert Lewandowski, czy właśnie Messi, po trzydziestce też pokazywali i pokazują, że mogą bardzo dobrze grać i odnosić wielkie sukcesy. Byli w ostatnich latach nawet zaprzeczeniem tego, że w pewnym wieku nie da się grać na najwyższym poziomie.

 

ZOBACZ TAKŻE: Koniec pewnej ery w Bayernie. Lewandowski może odejść


Tak a propos. Ja chciałbym mieć na mundialu w 1978 roku w swojej drużynie Lewandowskiego zamiast Włodka Lubańskiego, wtedy moglibyśmy zrobić jeszcze lepszy wynik. Bo Włodek był po ciężkiej kontuzji i nie grał już tak dobrze jak wcześniej. Wygrał nam jeszcze mecz w eliminacjach tych MŚ, 1 maja 1977 roku z Danią, wygraliśmy 2:1 i strzelił dwa gole, ale później był już po całych trudnych sezonach i to jego kolano nie było w dobrej kondycji.

 

Był podczas mundialu w Argentynie poza swoją optymalną formą i dlatego został przeze mnie odsunięty od składu, a nie dlatego, że ja miałem jakieś anse do niego. To była merytoryczna ocena, miałem już wtedy dobrych fizjologów, którzy pracowali z użyciem nowoczesnych technologii. Wystawiłem go w podstawowym składzie na pierwszy mecz mistrzostw z Niemcami i nie był on dla Włodka dobry. Mógł nam ten mecz wygrać, ale nie za bardzo mu tam poszło, podobnie z Tunezją, z którą wygraliśmy 1:0 po golu Grzegorza Laty. Na mecz z Meksykiem sięgnąłem już po młodszych – Zbigniewa Bońka oraz Andrzeja Iwana i wygraliśmy 3:1.


Lubańskiemu na pewno trudno było wrócić na ten najwyższy poziom, bo przecież prawie trzy lata nie grał w piłkę po ciężkiej kontuzji, a w Argentynie miał już 31 lat, a to na standardy tamtych czasów było sporo.


Włodek przeszedł poważne operacje kolana i miał przy tym niebywałego pecha. Lekarze przy pierwszym zabiegu wycięli mu zdrową łąkotkę, a zostawili chorą. Dopiero z Heniem Loską, który był wtedy wiceprezesem PZPN, zorganizowaliśmy mu wyjazd na operację do Wiednia, pomogliśmy znaleźć na to pieniądze i tam mu zrobili operację tej uszkodzonej łąkotki.


Gdyby mógł się Pan cofnąć w czasie i jeszcze raz decydować o tym, kto będzie wykonywał rzut karny w meczu z Argentyną, to ponownie postawiłby Pan na Deynę, czy zmienił decyzję?


Nie, nigdy bym nie zmienił Deyny. Przed turniejami, na turniejach, rzuty karne zawsze są ćwiczone i Kaziu to robił najlepiej. Ja go świetnie znałem, ufałem mu. W Legii za czasów trenera Vejvody był taki zwyczaj, że doświadczeni zawodnicy dostawali pod opiekę tych młodszych. Ja właśnie dostałem pod opiekę Deynę. To było moje dziecko. Jedzenie w ośrodku wojskowym Legii było wtedy marne i Kazik jadł nawet u mnie w domu obiady, żebym mógł mieć porządne jedzenie.

 

Władek Grotyński też przychodził do mnie do domu na obiady. Z Deyną często zaciekle rywalizowaliśmy w trakcie treningów. Mieliśmy tak zwane bomboniki-cukierki, które miały kształtować motorykę, czyli bieg na 400 metrów na czas i grę jeden na jednego przez pięć minut na całym boisku, z bramkarzami. Na 400 m to zwykle ja z nim wygrywałem, albo byliśmy pierś w pierś. A w tych gierkach, to ani on nie wygrywał, ani ja. Remisy były zawsze, tak zaciekle walczyliśmy.


Ale gdyby wtedy Deyna wykorzystał tę jedenastkę z Argentyną na 1:1, to być może miałby Pan dziś w swoim CV tytuł mistrza świata w roli trenera?


Nie, nie. Proszę nie powtarzać po tych dziennikarzach z lat komuny pewnych stereotypów. Nigdy nie powiedziałem, że jedziemy do Argentyny po złoty medal, że będziemy mistrzami świata. To była rozgrywka polityczna i te słowa włożona mi w usta. Obarczono mnie tym, że ja to obiecywałem. Ja sobie zdawałem sprawę, że mundial w Ameryce Południowej będzie bardzo trudny dla drużyn z Europy, że żadna drużyna tam wcześniej nie wygrała tytułu. Jakim byłbym durniem, gdybym w tej sytuacji obiecywał mistrzostwo świata. Piłka nożna zawsze była mocno wkręcona w politykę, a ten rząd generałów w Argentynie po przejęciu władzy, bardzo potrzebował zwycięstwa do celów propagandowych i ciężko tam było wygrać.


Panowała też opinia, że teoretycznie miał Pan wtedy do dyspozycji najsilniejszą reprezentację Polski w historii, bo byli w niej jeszcze zawodnicy, którzy zdobyli trzecie miejsce w MŚ w 1974 roku, a do tego doszło utalentowane młode pokolenie z Bońkiem, Iwanem, czy Nawałką, wrócił też po kontuzji Lubański.


I to jest kolejne przekłamanie. Proszę przeczytać komentarze po igrzyskach olimpijskich w Montrealu,, po tym srebrnym medalu drużyny Górskiego. Co zrobiono z zawodników i trenera. Była totalna krytyka. A ja z tego „gówna”, które się wtedy nagromadziło, wygrałem eliminacje MŚ, stworzyłem drużynę, ale w życiu, nawet we śnie, nie było takich deklaracji, że ja mam zdobyć mistrzostwo świata, czy dojść do finału. Zdawałem sobie sprawę, że dla tej drużyny jest to niemożliwe.


Gdyby jednak ułożyło się to trochę bardziej szczęśliwie w Argentynie, to chyba różnie mogło być, w tym zespole było wielu klasowych piłkarzy.


Nie mogło się bardziej szczęśliwie ułożyć. To mnie bardzo boli, że ukuto taką teorię, że miałem lepszą reprezentację niż w 1974 roku. A to nie jest prawda. Po igrzyskach w Montrealu pisano, że ci zawodnicy są pijakami, że nie potrafią i nie chcą grać w piłkę. A ja wziąłem ich zaraz po Montrealu. To w jaki sposób miałem lepszą reprezentację? Złożoną z wypalonych piłkarzy? Miałem trudne zadanie, musiałem dla tych starszych zawodników znaleźć motywację do pracy. A jaka jest najlepsza motywacja? Konkurencja. I ja tych młodych, zdolnych zawodników do kadry znalazłem – Bońka, Nawałkę, Iwana, wielki talent, który ten talent kompletnie zmarnował.

 

Ale moją największą stratą z tych młodych wilków był Stanisław Terlecki, który grał za Latę, Szarmacha i radził sobie świetnie. Niestety, tuż przed mundialem doznał poważnej kontuzji i do Argentyny nie mógł polecieć. A ci zawodnicy z 1974 roku nie byli już tak dobrzy jak cztery lata wcześniej, byli starsi, w gorszej formie, po kontuzjach, różnie było z motywacją.


Wracając do teraźniejszości i mundialu w Katarze, czy to mogą być jeszcze mistrzostwa Leo Messiego, czy to jest już dla niego, jak w 1978 roku dla Lubańskiego, trochę za późno?


Mistrzostwa świata zawsze mobilizują wielkich piłkarzy. On może mieć na tym mundialu 1-2 takie mecze, że zagra na swoim najwyższym poziomie, jaki prezentował w Barcelonie, także pod względem energetycznym i rozstrzygnie swoimi umiejętnościami o wyniku. Także nie lekceważmy tego Messiego.


Messi ciągle ma ogromną motywację w kadrze Argentyny, zwłaszcza w mistrzostwach świata, bo nigdy nie zdobył z reprezentacją tytułu i pozostaje w cieniu Diego Maradony.


W tej reprezentacji często mu nie szło. Nie wiem czy Pan pamięta, ale była nawet taki okres, kiedy Messi nie chciał za bardzo grać w kadrze Argentyny. Był bliski tytułu mistrza świata w 2014 roku, ale Argentyna przegrała w finale z Niemcami. Ciężko mu się mierzyć z legendą Maradony w drużynie narodowej.


Abstrahując od Messiego, jak Pan ocenia obecną reprezentację Argentyny jako drużynę?


Jest to już nowe pokolenie argentyńskich piłkarzy. Są jeszcze Messi, czy Di Maria, ale Aguero już skończył grać, a doszło wielu młodych ciekawych zawodników, którzy są ciągle głodni sukcesu, a już grają w bardzo dobrych europejskich klubach i w związku z tym mają już odpowiednie doświadczenie. Argentyna to na pewno nie jest dziecko do bicia dla potentatów. Wygrywając w 2021 roku Copa America, pokazali, że ta nowa generacja, wsparta Messim, może ponownie zaistnieć na tym najwyższym poziomie. Taki sukces na pewno buduje też zespół mentalnie, wzmacnia wiarę w swoje możliwości. To na pewno będzie dla nas bardzo trudny przeciwnik, są faworytem grupy.


Stać ich na zdobycie mistrzostwa świata?


Ale czy tak naprawdę na bazie tych informacji, które teraz mamy, możemy mówić, że ktoś jest faworytem mistrzostw, albo nie jest, gdy finały będę w listopadzie i grudniu, w tak egzotycznym miejscu? A ktoś jakiś czas temu myślał, że będzie pandemia, albo wojna w Europie? Nie wiemy, którzy piłkarze za pół roku będą zdrowi, którzy w formie. Trudno prognozować.


Pierwszy arcyważny mecz w grupie gramy z Meksykiem. Jak Pan ocenia ich obecną drużynę?


To bardzo mocny zespół, w Meksyku od lat jest bardzo dużo pieniędzy na piłkę, na kluby, to sprawia, że poziom rośnie. Oczywiście nie można lekceważyć Meksyku, w żadnym przypadku. Podobnie Arabii Saudyjskiej. Żeby znów nie było tak, jak na wcześniejszych wielkich imprezach, że Polska gra mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o honor.


Arabia Saudyjska jest najsłabsza w naszej grupie, ale czy to w Pana ocenie jest rywal, z którym łatwo sobie poradzimy?


W tej chwili nikogo nie można lekceważyć, a już wszyscy uważają, że Arabia Saudyjska to jest taki chłopiec do bicia. Pamiętajmy, że gramy na Półwyspie Arabskim, gdzie ta drużyna będzie się czuła jak u siebie w domu. Gramy w innym klimacie, który będzie im odpowiadał. Jest cała masa nowości, różnic, jak choćby to, że turniej będzie rozgrywany w listopadzie, na to wszystko trzeba zwrócić uwagę i być odpowiednio przygotowanym. Natomiast na dziś nie znam dobrze drużyny Arabii Saudyjskiej i w detalach nie mogę się wypowiadać na jej temat. Jeszcze jest sporo czasu do mundialu, zdążę się przygotować. Niby nie jestem formalnie do tego przed nikim zobowiązany, tylko przed sobą, ale chcę też być w porządku przed moimi kibicami, czytelnikami i wtedy z nim podzielę się swoimi bardziej szczegółowymi uwagami na temat Arabii Saudyjskiej.


Ciągle przestrzega Pan jednak, że ten mundial to może być bardzo trudne wyzwanie pod każdym względem.


Tak, bo w tych warunkach to nawet mecz z Arabią może być trudny. Jest tyle elementów – Katar, klimat, termin mistrzostw, różne godziny rozgrywania meczów, raz gramy rano, raz w dzień, raz wieczorem.

 

Poradzą sobie najtwardsi, najlepiej zorganizowani i przygotowani fizycznie i logistycznie?


Weźmy pod uwagę, że aż sześciu piłkarzy naszej reprezentacji gra w lidze angielskiej i to może być minus. Co prawda Jakub Moder ma zerwane więzadła i wypadł na kilka miesięcy, ale miejmy nadzieję, że zdąży się wykurować i wróci. Z wyleczeniem się w pełni – zdąży. Czy zdąży z formą meczową, tego nie wiadomo. Ale chodzi mi o to, że zawodnicy, którzy grają w Anglii, w tym roku - oprócz tego obecnego sezonu - w listopadzie będą mieli już w nogach trzy miesiące gry w kolejnym sezonie, w bardzo trudnej lidze, gdzie są duże wymagania i obciążenia, gdzie gra się często co trzy dni, bo oprócz ligi są jeszcze dwa krajowe puchary do rozegrania plus puchary europejskie. Oni grają w najtrudniejszej lidze europejskiej. Siłowej wręcz. Ryzyko jakichś urazów, czy przeciążeń jest bardzo duże. Zawodnicy, którzy idą do Anglii bardzo ciężko tam się aklimatyzują, czy asymilują. Niech pan zobaczy tego Timo Wernera z Chelsea. Zapłacili za niego ogromne pieniądze, a długo miał kłopoty, by wskoczyć do składu. Takich graczy było wielu.


Nie szukając daleko geograficznie, ale głębiej czasowo, Kazimierz Deyna, który już w zaawansowanym wieku przeszedł z Legii do Manchesteru City, miał kłopoty z zaaklimatyzowaniem się i z dobrą grą w lidze angielskiej.


Uczestniczyłem w rozmowach na temat transferu Kazia. Chodziło wtedy już bardziej o pieniądze, żeby jakoś ułożył sobie życie, a mniej o stronę sportową, chociaż też. Manchester City potrzebował wtedy zawodnika do gry z kontrataku, który długim dokładnym podaniem rozpocznie akcję. Dzwonił do mnie wtedy menedżer Manchesteru City. Powiedziałem mu: bierzesz zawodnika, który ma swój wiek i ganiać bez piłki to on nie bardzo lubi i jeśli będziesz od niego tego wymagał, to będzie problem. Bo to bieganie to był problem Kazia, a wtedy wszystkie drużyny angielskie mocno stawiały na kondycję i wybieganie, mieli tych treningów co niemiara i jeszcze na intensywności bardzo dużej. Ale Kaziu nie musiał biegać do kontrataku, a i tak nie było w tym elemencie lepszego od niego. Bo jak Manchester ruszał spod swojej bramki, to on potrafił na 60 metrów rzucić piłkę do napastnika na nos, tak dokładnie podawał.


Wracając do współczesnych czasów. Panuje przekonanie, że reprezentacji Polski zwykle pasowały jesienne terminy, że wtedy grała najlepiej, a w czerwcu często zawodnicy byli bez formy po ciężkich sezonach. Czy to, że mundial w Katarze będzie rozgrywany w listopadzie i grudniu może być atutem Biało-Czerwonych?


Tak, tylko trzeba pamiętać o tym, że w dawnych czasach, gdy większość polskich piłkarzy grała w kraju, a wcześniej to nawet wszyscy, to mieliśmy długą przerwę letnią i zimową, kiedy zawodnicy mogli i odpocząć i przez wiele tygodni popracować wspólnie na zgrupowaniach kadry. Nawet zawieszaliśmy rozgrywki ligowe pod potrzeby reprezentacji. W 1966 roku grałem w reprezentacji Polski, która zremisowała w Liverpoolu z 1:1 Anglią, późniejszym mistrzem świata.

 

Przed tym spotkaniem „Faja”, trener Ryszard Koncewicz, to z sześć tygodni nas trzymał na zgrupowaniu. Teraz takich możliwości w pracy z reprezentacją nie ma. Wtedy było tak, przy tym naszym północnym klimacie, kiedy dobrych hal za bardzo nie było, to robiliśmy sporo motoryki. I rzeczywiście w dawnych latach taką meczową największą zdolność to mieliśmy w okolicach końca września i w październiku.

 

Wiele meczów znaczących w historii, wygraliśmy właśnie w takich terminach. Teraz większość kadrowiczów gra w różnych ligach zagranicznych i trudno mówić o jakiejś zasadzie. Kluczowe we współczesnej piłce jest to, że ogromne postępy zostały poczynione w grze defensywnej, znacznie trudniej jest rozegrać akcję, strzelić gola. Dlatego trzeba podziwiać Roberta Lewandowskiego, że on daje sobie z tym świetnie radę, że potrafi strzelać ważne gole. Trzeba doceniać jego olbrzymi talent, umiejętności, połączone z wielką pracą. To jest fenomen.


W XXI wieku, podczas finałów mundiali i Euro, reprezentacja Polski miała problem z trafieniem z formą, odpowiednim przygotowaniem motorycznym, świeżością, szybkością, zwłaszcza na te pierwsze mecze, jak choćby ze Słowacją na ostatnim Euro.


Rzeczywiście błędów narobiliśmy mnóstwo przy okazji kilku imprez. I przed mundialem w Korei i w Niemczech, także przed Euro 2012 i 2021 roku, czy MŚ 2018. Trzeba wyciągnąć wnioski i tych błędów uniknąć. W Katarze, podobnie jak to było w Korei, kluczowa będzie aklimatyzacja, ona będzie miała ogromny wpływ na dyspozycję poszczególnych zawodników i całego zespołu. To nic, że w listopadzie to niby będzie takie polskie lato tam w Katarze. Samo przemieszczenie się na inny kontynent, zmiana klimatu, powietrza, wody itd., to jest problem. Trzeba być tam na full przygotowanym. Taka pełna aklimatyzacja, to jest 14 dni. To jest warunek sine qua non, żebyśmy mogli dobrze się czuć i zaprezentować. W Korei się to nie udało, zawodnicy nie byli odpowiednio zaaklimatyzowani na pierwsze dwa mecze i dopiero w spotkaniu ze Stanami Zjednoczonymi byliśmy na odpowiednim poziomie meczowym i wygraliśmy. Bo wtedy właśnie zaczął się prawidłowo ten dwutygodniowy cykl aklimatyzacji.


Jak kadra powinna się przygotowywać do takiego turnieju? Jakich błędów powinniśmy uniknąć?


Żadnych ćwiczeń kondycyjnych. Było już u nas taki jeden selekcjoner, co przed wielkim turniejem zamówił z Ameryki specjalistów od fizycznego przygotowania i pamiętamy jak wyszło. Przed Katarem tylko trochę siłowni, trenażery, które utrzymują w formie i wzmacniają poszczególne grupy mięśni. Są teraz badania, które pokazują, u których zawodników, które partie mięśni są słabsze, potrzebują wzmocnienia, które są przeciążone i pod tym kątem można pracować. Poza tym jeszcze tylko trening szybkościowy i taktyka. Nic więcej. Nie można zawodników gonić. Oni i tak będą gonieni przez cały sezon. Przed poprzednimi finałami Euro i MŚ popełnialiśmy błędy. Teraz mam nadzieję, że trener Czesław przygotuje się, wyciągnie wnioski z przeszłości i uniknie tych błędów.


Wierzy Pan w Michniewicza?


Mądry człowiek nie popełnia dwa razy tych samych błędów. Trener Michniewicz jest już bardziej nowoczesny od większości poprzedników. Poza Adamem Nawałką jest jednym z najbardziej nowoczesnych trenerów w ostatnich latach w Polsce, szuka nowinek, szuka różnych rozwiązań.


Można mieć różne zastrzeżenia do trenera Michniewicza, ale rzeczywiście przywiązuje on dużą wagę do taktyki, pracuje z laptopem, obserwuje przeciwnika, szuka nowinek w futbolu.


To jest trener reprezentacji Polski, zapomnijmy o tym, co było – wspierajmy go z całych sił. Co do tych zastrzeżeń i połączeń z Fryzjerem, ja akurat nigdy w ciemnych sprawach polskiej piłki nie uczestniczyłem, ale już nie dokuczajmy mu. To nie jest tak, że tylko dany człowiek jest winien, ale proszę pamiętać, że to był cały układ – i sędziowie i piłkarze i trenerzy i działacze i wojewódzcy i z centrali. Taka Polska wtedy była.


Miał Pan trochę szczęścia, że akurat w tych najczarniejszych czasach, gdy w polskim futbolu kwitła korupcja, Pan wyjechał na wiele lat do Grecji i w dużej mierze uniknął tych klimatów.


Jakoś mi się udało, nawet w trudnych czasach, nie uczestniczyć w tym procederze. Czy to było, czy nie było w moich czasach – nie będą się wypowiadał. Wielu tych moich kolegów, przyjaciół z drużyny, już nie żyje, nie ma co do tego wracać, nie można mówić źle o zmarłych. Proszę tylko pamiętać, że korupcja w futbolu nie dotyczyła tylko Polski. Choćby w lidze angielskiej na korupcji przyłapano bramkarza Liverpoolu Bruce’a Grobbelaara, w Niemczech też była afera z Fischerem i innymi. W lidze włoskiej były potężne afery, Juventus był nawet zdegradowany do Serie B za kupowanie meczów. Piłka zawsze przyciągała takich ludzi i tworzyła okazje, a teraz są jeszcze większe pieniądze. Wiemy jakie grupy ludzi krążą wokół FIFA i UEFA, jak odbywają się wybory gospodarzy mistrzostw świata i co za tym idzie.


Pieniądze rzeczywiście psują futbol, sprawiają, że staje się bardzo skomercjalizowany, jest bardziej biznesem niż sportem, ale poniekąd może Pan żałować, że był Pan trenerem w latach 70 czy 80-tych, a nie teraz, bo gdyby współcześnie zajął Pan piąte miejsce na mundialu, zdobył mistrzostwo Grecji, doszedł do półfinał Pucharu Mistrzów z Panathinaikosem, to kontrakty i premie byłyby ogromne i byłby Pan bardzo bogatym człowiekiem.


Oni wtedy nas Polaków na Zachodzie traktowali jako bardzo dobrych pracowników za małe pieniądze. Nie wszyscy, mimo dobrych wyników, się wzbogacili. Drogi panie, żyliśmy w innym systemie. Ale ja się tak nie dałem traktować. Ja byłem wcześniej w Stanach, miałem odpowiednie wykształcenie, osobowość, skończyłem Politechnikę i AWF, ja nie dawałem sobą sterować.


Znów wracamy do teraźniejszości i mundialu w Katarze. Czy na bazie swoich doświadczeń z pracy z kadrą, startu w mundialu, obserwacji przez lata kolejnych reprezentacji Polski, miałby Pan jakieś uwagi, rady, pomysły, przed tymi mistrzostwami?


Ja bym nawet w sprzyjającym terminie wysłał wcześniej młodzieżową reprezentację Polski, może wzmocnioną kilkoma zawodnikami z pierwszej drużyny, na taki rekonesans do Kataru, żeby tam pojechali, zobaczyli jak to wygląda, jak organizmy reagują, rozegrali jakiś towarzyski mecz. Żeby przywieźć raport, który pomoże w przygotowaniach do mundialu. My przed mundialem w 1978 roku rok wcześniej pojechaliśmy na tournée do Ameryki Południowej, zagraliśmy wtedy z Argentyną, Peru, Boliwią i Brazylią. To było bardzo cenne.


Teraz jest znacznie mniej czasu do mundialu i trudno znaleźć wolny termin, FIFA i UEFA tym skrupulatnie zarządzają, a są jeszcze mecze Ligi Narodów do rozegrania.


Dlatego mówię – niech reprezentacja młodzieżowa pojedzie.


Nasza młodzieżówka zwykle się nie kwalifikuje do finałów mistrzostw Europy, to rzeczywiście mogłaby na taki rekonesans do Kataru polecieć.


Takie możliwości trzeba wykorzystać. Można również skorzystać z wiedzy polskich trenerów, którzy pracowali w krajach arabskich, w podobnych warunkach, z dwóch czy trzech tam było, mają wiedzę na ten temat.


Przed barażowym meczem ze Szwecją wypadł z powodu kontuzji Arkadiusz Milik, który w ostatnich latach dwa razy zerwał więzadła. Ciągle powinniśmy na niego liczyć w kontekście mundialu w Katarze, czy już bardziej postawić na młodszych – Adama Buksę, czy Karola Świderskiego?


Nie powinniśmy z niego rezygnować. Nigdy bym nie powiedział, że to nie jest ten dawny Milik i że już nie zagra w kadrze tak jak dawniej. To jest bardzo wartościowy zawodnik, powinien być do reprezentacji powoływany, ma ciągle ogromny potencjał, co potwierdza, strzelając gole we Francji dla Olympique Marsylia. Dobrze, że mamy dużą konkurencję w ataku, dawno takiej konkurencji w ofensywie nie mieliśmy.


Piotr Zieliński ma ogromne umiejętności piłkarskie, co prawda strzelił arcyważnego gola na 2:0 ze Szwecją w meczu o mundial, ale nie zawsze w pełni je w kadrze wykorzystuje. Po świetnych występach w Napoli miał ostatnio trochę gorszy okres. Jak Pan ocenia tego zawodnika?


To jest zadanie dla trenera Michniewicza, żeby zbudować pozycję Zielińskiego w reprezentacji, tak jak trener Spalletti i on sam wyczytali dla niego najlepszą pozycję i sposób gry w Napoli. Poza tym jeden piłkarz się nie liczy, kto by nim nie był. Liczy się cała drużyna, bo to jest sport zespołowy. A Zieliński niech stara się być tej drużynie pomocny, grać na pozycji, którą zna bardzo dobrze, na której dobrze się czuje. Wtedy będzie bardzo wartościowy w nagrywaniu piłek kolegom, a sam także pokazał, że potrafi strzelać gole. Ma przede wszystkim technikę na wysokim poziomie, drybling, potrafi wygrać jeden na jeden, a nawet jeden na dwóch, może się łatwo wyłączyć spod krycia, stworzyć przewagę, możliwość strzału, czy podania. Trzeba go tylko wkomponować w zespół, ustawić tak, by w pełni były wykorzystane jego umiejętności.


Jakie podsumowanie od Pana dla polskich piłkarzy przed przygotowaniami do mundialu w Katarze?


Pamiętajmy, że mistrzostwa świata mają swoją specyfikę, mają prawa i obowiązki. Jesteśmy na mundialu i jest to powód do szczęścia i dla kibiców i dla piłkarzy. Miejmy świadomość, że doprowadził to tego ten pierwiastek naszego „fighterstwa” i ta synergia między kibicami, a zespołem, trenera z zawodnikami, one dały nam awans. Kocioł czarownic znów ożył. Ja zawsze miałem taki duchowy związek i z tą widownią na Śląskim i z tym stadionem. Mamy już dwa stadiony Narodowe, gdzie jest ta synergia między kibicami, a zawodnikami – w Warszawie i Chorzowie. Pokazaliśmy w meczach ze Szkocją i ze Szwecją taką reprezentację jak dawniej, która walczy. W tym ostatnim meczu pokazaliśmy, jak powinna grać reprezentacja Polski, co to znaczy założyć koszulkę z orłem na piersi. Mam nadzieję, że tak będzie dalej, że mamy już zaczątek, fundament drużyny.


Czyli przypomniały się dobre czasy polskiej piłki i rodzi się wielka drużyna?


Bardzo nam pomógł mecz ze Szkocją. On bardzo dobrze przestraszył i trenera i zawodników i wszystkich nas. Poszliśmy po rozum do głowy, wyciągnęliśmy wnioski, posunął nas do przodu. Myśmy w Glasgow nie mogli wyprowadzić żadnej trzy-czteropodaniowej akcji. Ale już w meczu ze Szwecją wyglądało to inaczej. Dwóch dobrze wyszkolonych technicznie piłkarzy, Szymański i Zieliński, dawali szansę na to, że utrzymamy się przy piłce, rozegramy akcje, że piłki będą docierały do partnerów.

 

Dobrze wychodził nam wysoki pressing, po nim Zieliński strzelił gola na 2:0. To piękna sprawa. A ten Szymański był wszędzie. Podniósł się poziom techniczny reprezentacji. Mogliśmy już prowadzić akcje. I wokół tego trzeba budować drużynę na mundial w Katarze, zostało jeszcze kilka miesięcy na wypracowanie automatyzmów, zgranie drużyny, wcześniej tego czasu Michniewiczowi brakowało, przejął zespół w trudnym momencie. Jeszcze wiele nam brakuje, dużo trzeba poprawić, ale najważniejsze jest, że zawodnicy zaufali trenerowi, a trener zaufał im. I jeszcze jedna ważna sprawa. Pan Kazimierz Górski zwykł mawiać: to jest bardzo dobry trener, tylko cośkolwiek nie ma szczęścia i wyniki nie takie. A Czesław Michniewicz to jest trener, który ma szczęście.

Robert Zieliński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie