Amerykanie zrobią film o polskim hokeiście!

Zimowe
Amerykanie zrobią film o polskim hokeiście!
fot. Archiwum domowe Sylwestra Flisa
Na zdjęciu od lewej: Karol Sulka, Michał Sulka, Gabriel Flis. Przed nimi: Sylwester Flis

- W listopadzie ukaże się książka o naszym niespodziewanym sukcesie dwadzieścia lat temu. Niebawem zostanie nakręcony także i film, właśnie na wzór „Miracle on Ice”, a więc tego „Cudu w Lake Placid” ponad czterdzieści lat temu. To będzie także film zrobiony z bardzo dużym rozmachem i nawet jest już znany aktor, który wcieli się w moją rolę – mówi Sylwester Flis, pierwszy polski hokeista na sledżach, który znalazł się Galerii Sław Olimpijskich i Paraolimpijskich Stanów Zjednoczonych.

Sylwester Flis to reprezentant Polski w hokeju na sledżach (sankach), a w marcu tego roku był ekspertem telewizji Polsat Sport podczas Igrzysk Paraolimpijskich w Pekinie. Urodził się w Stalowej Woli, ale jeszcze jako nastolatek wyjechał z rodziną do Stanów Zjednoczonych. Tam rozpoczął swoją przygodę z tą dyscypliną sportu. W 2002 roku grając w reprezentacji Stanów Zjednoczonych wywalczył historyczny złoty medal Igrzysk Olimpijskich w Salt Lake City w hokeju na sledżach. W 2010 roku – już jako reprezentant Polski – startował w Igrzyskach Paraolimpijskich w Vancouver w narciarstwie biegowym. Niesamowitą historię naszego sportowca możecie przeczytać tutaj.

 

Grzegorz Michalewski: Niedawno popularny „Sly” został wraz z kolegami z hokejowej reprezentacji USA wprowadzony do Galerii Sław Olimpijskich i Paraolimpijskich Stanów Zjednoczonych. Jak do tego doszło?

 

Sylwester Flis: W kwietniu dowiedzieliśmy się, że jako reprezentacja Stanów Zjednoczonych w hokeju na sledżach, która w 2002 roku zdobyła złoty medal na Igrzyskach Paraolimpijskich w Salt Lake City zostaliśmy finalistami w głosowaniu, którego zwycięzca został włączony do Galerii Sław Olimpijskich i Paraolimpijskich Stanów Zjednoczonych. Naszym finałowym rywalem była Paraolimpijska Reprezentacja Żeglarska Stanów Zjednoczonych z Igrzysk w Pekinie w 2008 roku. Głosować można było internetowo tylko na terenie Stanów Zjednoczonych. Wysłałem link do głosowania do wszystkich moich znajomych, którzy mieszkali lub byli w tym czasie w USA. A przyjaciół mam tam naprawdę bardzo wielu, bo mieszkałem przecież w Seattle, New Jersey i na Alasce, więc wszyscy z naszej drużyny zajęliśmy się zbieraniem głosów nasz zespół. Jak się okazało to my otrzymaliśmy ich więcej i wygraliśmy tę rywalizację.

 

ZOBACZ TAKŻE: Sylwester Flis: Hokej na sledżach to sport dla twardzieli

 

W nagrodę otrzymaliście zaproszenie do wzięcia udziału w trwającym trzy dni „Hall od Fame Festival”, który odbył się w Colorado Springs.

 

Zgadza się. Bez względu na wyniki głosowania już wcześniej miałem zaplanowany lot do Stanów Zjednoczonych, aby spotkać się z rodziną. Żartuję, że niepotrzebnie tak szybko zaplanowałem mój wylot do Stanów Zjednoczonych, bo Amerykański Komitet Olimpijski i Paraolimpijski zapewniał cały przelot oraz pobyt dla mnie i dla dwóch osób wskazanych przeze mnie. Przynajmniej pokryli koszty mojego przelotu z Chicago do Colorado Springs, gdzie ma siedzibę ten Komitet. Zresztą powstał pomysł, aby w pobliżu wybudować Muzeum Sportu przy Komitecie Olimpijskim i Paraolimpijskim Stanów Zjednoczonych.

 

Kto towarzyszył Ci w podróży na ten Festiwal?

 

Jako jedyny, który kontynuuje tradycje hokejowe w mojej rodzinie to jest syn mojej siostry – Karol. Wiedziałem, że muszę go tam zabrać ze sobą. Jest jeszcze jego brat Michał, którego lata temu potrącił samochód. Był w śpiączce farmakologicznej, ale na szczęście powoli wraca do zdrowia. Z drugiej strony w rodzinie mojego brata mam chrześniaka, który trenuje lekką atletykę. W głosowaniu rodzinnym doszliśmy do porozumienia, że polecą ze mną siostrzeniec i bratanek, a Michał z mamą dojadą do nas.

 

Przyznasz mi chyba rację, że to dla waszej drużyny nie tylko ogromne wyróżnienie, ale też miłe, że o was pamiętają.

 

To prawda. To miłe jest otrzymać tak prestiżową nagrodę za sukces, który odnieśliśmy dokładnie 20 lat temu. Fajnie, że o nas pamiętano i doceniono ten nasz złoty medal wywalczony w Salt Lake City.

 

Przypomnijmy wszystkim, że w 2002 roku wystąpiłeś na Igrzyskach Paraolimpijskich w hokeju na sledżach w Sal Lake City i z reprezentacją Stanów Zjednoczonych sięgnąłeś po złoty medal, a Tobie dodatkowo przypadły w udziale nagrody MVP dla najbardziej wartościowego zawodnika turnieju oraz dla najlepszego strzelca i najlepiej punktującego zawodnika.

 

W tamtym czasie dokonaliśmy czegoś fantastycznego. Nie byliśmy faworytami, a zdobyliśmy pierwszy medal olimpijski w hokeju na sledżach - w dodatku złoty - w historii Stanów Zjednoczonych. Wtedy Amerykanie byli gospodarzem Igrzysk Olimpijskich i w tradycyjnej odmianie hokeja na lodzie – zarówno wśród kobiet jak i mężczyzn – zdobyli srebrne medale. Nasze osiągnięcie było wtedy szeroko komentowane w całym środowisku. Wreszcie dostrzeżono, że taka drużyna istnieje i odnosi sukcesy.

 

Wszyscy doskonale pamiętamy legendarny turniej hokejowy podczas Igrzysk Olimpijskich w Lake Placid w 1980 roku i słynny „Cud na lodzie”, czyli wygraną reprezentacji Stanów Zjednoczonych opartej na zawodnikach z ligi uniwersyteckiej nad reprezentacją Związku Radzieckiego 4:3. Ta wygrana dała Amerykanom złoto. Zresztą ten „Cud na lodzie” jest również tytułem filmu pokazującym kulisy tego sukcesu.

 

Właśnie podczas tego Festiwalu dowiedziałem się, że w listopadzie ukaże się książka o naszym niespodziewanym sukcesie dwadzieścia lat temu. Niebawem zostanie nakręcony także i film, właśnie na wzór „Miracle on Ice”, a więc tego „Cudu w Lake Placid” ponad czterdzieści lat temu. To będzie także film zrobiony z bardzo dużym rozmachem i nawet jest już znany aktor, który wcieli się w moją rolę. Przyznam się szczerze, że nie spodziewałem się, że kiedykolwiek ktoś będzie grał w filmie moją osobę. Film będzie miał nazwę „Tough Sledding”, co można dwojako tłumaczyć. Po pierwsze jako idiom oznacza ciężką pracę, a więc idealnie pasuje do naszego wydarzenia. Druga nazwa to przenośnia, bo słowo „sledding” czyli sled (sanka) jest dopasowane do nawy dyscypliny sportowej sled hockey, czyli hokej na sankach (sledżach). Książka, która została napisana przez osobę niepełnosprawną Shea C. Megale pt. „Hockey's Hidden Gods: The Inspiring Story of a Paralympic Miracle on Ice” co w przełożeniu na język polski oznacza „Ukryci bogowie hokeja: Nieopowiedziana historia paraolimpijskiego cudu na lodzie”. Książka pojawiła się już w przedsprzedaży, ale oficjalna premiera planowana jest na listopad.

 

Podczas tego trzydniowego Festiwalu w Colorado Springs byliście komplecie? Świetnie w rolę konferansjera wcielił się wasz bramkarz Manuel Guerra Jr.

 

Z naszej „piętnastki”, która zdobyła złoto w Salt Lake City zabrakło tylko, zresztą mojego bardzo dobrego kolegi z Chicago, Matta Coppensa, który opiekuje się ciężko chorą mamą i nie mógł do nas przylecieć. A „Junior” świetnie wywiązał się z roli prowadzącego. Zresztą to on był bohaterem rzutów karnych w finałowym meczu z Norwegią. Skapitulował w dwóch pierwszych seriach, ale potem wybronił już wszystko, zapewniając nam złoty medal. Na jednym z takich spotkań nasz trener Rick Middleton przypomniał nam tę historię, że właśnie wtedy po tej drugiej serii powiedział mu, że jak zamierza coś zmienić w swoim bronieniu, to teraz jest najlepszy moment. I faktycznie od tej chwili bronił karne jak w transie. Ja z kolei trochę się pożaliłem trenerowi, że jako pierwszego wyznaczył mnie wtedy do wykonywania rzutu karnego. Byłem wtedy bardzo zmęczony, grałem najwięcej z całej drużyny, a w dogrywce grałem bez zmiany. Nie strzeliłem wtedy tego karnego, ale riposta trenera była krótka. Powiedział, że „położyłeś bramkarza, a uderzenie z bekhendu jest zawsze loterią”. Miałem zmęczone ręce i zabrakło mi wtedy świeżości.

 

Doskonale wiesz, że przy rzutach karnych w hokeju na lodzie w uprzywilejowanej sytuacji jest bramkarz. A Twoje liczby w tamtym turnieju mówią wszystko: w sześciu meczach strzeliłeś 11 goli i miałeś 7 asyst.

 

To prawda, w tamtym turnieju byłem w niesamowitym gazie. Wychodziło mi w zasadzie wszystko. Strzeliłem kilka naprawdę efektownych goli i wiem, że miałem bardzo duży wkład zdobycie tego historycznego złotego medalu.

 

Zapewne dużo radości sprawiła Ci nie tylko sama uroczystość, ale również możliwość spotkania się z kolegami z drużyny?

 

Oczywiście. To była dla nas wszystkich wielka frajda spotkać się praktycznie w komplecie. Rywalizowaliśmy ze sobą na poziomie klubowym czyli East Coast kontra Midwest, ale w reprezentacji zawsze stanowiliśmy jedną wielką całość. Mieliśmy co wspominać, więc wspólnych tematów do dyskusji nie brakowało.

 

Jesteście pierwszym zespołem w hokeju na sledżach, który otrzymał to prestiżowe wyróżnienie, a Ty pierwszym polskim hokeistą, który znalazł się w Galerii Sław Olimpijskich i Paraolimpijskich Stanów Zjednoczonych.

 

Tak to prawda, zresztą być może jestem w ogóle pierwszym Polakiem, który otrzymał takie wyróżnienie. Do 2002 roku reprezentacja Stanów Zjednoczonych w hokeju na sledżach nie zdobyła żadnego medalu mistrzostw świata czy igrzysk olimpijskich. To złoto, które zdobyliśmy w Salt Lake City było historyczne, stąd też ten nasz sukces ma taką wymowę. Wprawdzie byliśmy wtedy gospodarzami, ale nie byliśmy wymieniani w gronie faworytów. I tak jak w Lake Placid Amerykanie zdobyli złoty medal w tradycyjnej odmianie hokeja na lodzie, tak myśmy skopiowali ich wyczyn właśnie w 2002 roku. I właśnie ten „Cud na lodzie” w Lake Placid w 1980 roku był inspiracją do napisania o nas książki i nakręcenia także filmu fabularnego o naszym sukcesie. Ta nasza reprezentacja na turniej w Salt Lake City została zbudowana niemal od podstaw praktycznie w 2,5 roku. To też pokazuje skalę sukcesu, który myśmy tam osiągnęli.

 

Wśród gości Festiwalu „Hall of Fame” nie zabrakło wybitnych sportowców. W Colorado Springs pojawili się między innymi łyżwiarka figurowa Michelle Kwan, pływak Michael Phelps czy legendarny trener koszykówki Lenny Wilkens. Był również legendarny paraolimpijczyk David Kiley, który zdobywał medale olimpijskie w narciarstwie alpejskim i koszykówce na wózkach.

 

Faktycznie goście dopisali. To było święto całego sportu olimpijskiego i paraolimpijskiego Stanów Zjednoczonych. Był znany łyżwiarz figurowy Brian Boitano, piłkarka Brandi Chastain, koszykarka Teresa Edwards czy wielokrotna medalistka igrzysk paraolimpijskich w pływaniu, Trischa Zorn-Hudson i wielu innych sportowców. Przez trzy dni komitet organizacyjny przygotował dla nas szereg atrakcji. Były sesje, gdzie rozdawaliśmy autografy, ludzi było naprawdę dużo, bo Amerykanie kochają sport. Jednego dnia uczestniczyliśmy w paradzie, gdzie jechaliśmy kabrioletami, które sprowadzono specjalnie dla nas. Po raz pierwszy byłem uczestnikiem takiej parady ulicami miasta, nie jako widz, lecz jej uczestnik. To było dla nas bardzo miłe, czuliśmy się docenieni za to co zrobiliśmy.

 

Warto wspomnieć, że w 2002 roku w Salt Lake City zdobyłeś z reprezentacją Stanów Zjednoczonych złoty medal w hokeju na sledżach. Osiem lat później – już jako reprezentant Polski – wystartowałeś w Igrzyskach Paraolimpijskich w Nagano, już nie jako hokeista, ale narciarz biegowy.

 

Byłem przekonany, że wykonując na lodzie miliony razy przez dwadzieścia lat ten ruch narciarza biegowego, bo jest on podobny do tego wykonywanego w hokeju, myślałem, że to będzie dla mnie pryszcz. Wskoczę na te „sitski” i po prostu polecę. Guzik! Im krótszy dystans, tym ja miałem przewagę, ale im dłuższy, czy to dziesięć lub piętnaście kilometrów, to od „piątki” wzwyż zaczynały się schody. Mam inaczej zbudowane mięśnie i nic na to nie poradzę. Ale sam udział w kolejnych igrzyskach, w dodatku z orzełkiem na piersi, był dla mnie sporym przeżyciem.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie