Cezary Kowalski: Kaczmarek za Kaczmarka, czyli dlaczego Lechia wreszcie nie pudłuje
Ostatnia drużyna w tabeli Lechia ma nowego trenera. Został nim Marcin Kaczmarek, przed laty zawodnik gdańskiego klubu, a także szkoleniowiec, który wywalczył z nim dwa awanse. Środowisko w kwestii oceny tego wydarzenia jest podzielone. Jedni twierdzą, że Kaczmarka wsadzono na minę, inni, że lepszego ruchu Lechia nie mogła wykonać. Skłaniam się ku tej drugiej tezie.
Na początek przypomnijmy: czwarta drużyna ubiegłego sezonu, która reprezentowała Polskę w europejskich pucharach (po całkiem przyzwoitej grze odpadła z Rapidem Wiedeń), z jakichś powodów stała się chłopcem do bicia. Na dziewięć rozegranych meczów przegrała sześć zaliczając tak spektakularne lania jak 1:4 od Radomiaka czy 0:3 od Lecha Poznań. A zawodnicy, zwłaszcza linii obrony, zachowywali się tak, jakby przestali umieć grać w piłkę.
ZOBACZ TAKŻE: Tomasz Hajto o Arkadiuszu Miliku: On teraz jest numerem jeden
Szatnia została rozbita, potworzyły się zwalczające się grupki wewnątrz drużyny. Weterani Dusan Kuciak i Flavio Paixao pokłócili się, ówczesny trener Tomasz Kaczmarek (zbieżność nazwisk z nowym szkoleniowcem przypadkowa) odebrał opaskę kapitańską Portugalczykowi. Kibice protestują przeciwko władzom klubu, na czwartkową wizytę na stadionie przyszykowali symboliczną taczkę dla prezesa Żelema. Właściciele chcą sprzedać klub, ale na razie nie ma chętnych, a ci, którzy byli zainteresowani, obawiają się ewentualnych trupów wypadających z szafy
Na mecze na najpiękniejszym stadionie w Polsce, mieszczącym ponad 43 tysiące widzów przychodzi mniej więcej pięć tysięcy. Jednym zdaniem: obraz nędzy i rozpaczy.
Choć to dopiero początek sezonu, to przy takich tendencjach nietrudno sobie wyobrazić, jak to się może zakończyć. Wydaje się oczywiste, że same działania w obszarze czysto sportowym mogą nie wystarczyć, aby klub uratować. Lechia wymaga porządku strukturalnego, wiadomo przecież, że ryba psuje się od głowy. Zdumiewającym był choćby pomysł, aby zlikwidować drugą drużynę. W ten sposób zdolni młodzi zawodnicy, których zawsze w Lechii było mnóstwo, nie mają gdzie się ogrywać. Na same treningi skazani są też ci, którzy nie mieszczą się w pierwszym składzie.
Gołym okiem widać, że nie został wykorzystany potencjał jaki zrodził się po udanym poprzednim sezonie. Na meczu ze znaną austriacką marką w rozgrywkach europejskich po obiecującym pierwszym starciu na wyjeździe (0:0) było... 20 tysięcy wolnych miejsc. I chyba nie jedynie z winy piłkarzy nie udało się zrobić z tego w Gdańsku wydarzenia. Nie udało się stworzyć mody na Lechię, choć w teorii - instrumentów ku temu było mnóstwo.
Zmiana trenera w takiej sytuacji jest oczywistą drogą, bardzo często na skróty, bo zmiennik nie jest przygotowany i w niczym nie jest w stanie pomóc. W tym przypadku jednak tego powiedzieć nie można. Wydaje się, że po raz pierwszy od długiego czasu zmiana na najistotniejszym stanowisku, czyli Kaczmarek na Kaczmarka, ma potencjał strzału w dziesiątkę.
ZOBACZ TAKŻE: Mateusz Łęgowski: Czuję bardzo duże wsparcie od Kamila Grosickiego
Dlaczego? Bo to lechista z krwi i kości, jeszcze dość młody (48 lat), a już bardzo mocno doświadczony (w swojej karierze wywalczył siedem awansów (po dwa z Lechią, Wisłą Płock, Olimpią Grudziądz, jeden z Widzewem), zna Lechię od podszewki, niczego nie będzie się musiał uczyć.
Do tego jest spragniony pracy, bo od momentu zwolnienia z Widzewa (ponad dwa lata temu) nie prowadził już żadnego zespołu. Jedną z najistotniejszych rzeczy, którą Lechia musi pilnie odzyskać jest tożsamość. A w tej kwestii Marcin Kaczmarek (kiedyś Lechię prowadził też jego słynny ojciec „Bobo”) może pomóc, jak mało kto. Weryfikacja sportowa, i to bardzo wymierna, bo Lechię czekają trudne wyjazdy na Pogoń Szczecin, Cracovię, a później mecz u siebie z Rakowem, nastąpi zaraz po meczach reprezentacji.
Przejdź na Polsatsport.pl