Michał Białoński: Barcelona Xaviego pęka w szwach. Nawet Robert Lewandowski jest bezradny

Piłka nożna

Grube miliony wydane latem na transfery, na czele z tym Roberta Lewandowskiego, nie uratowały Barcelony Xaviego Hernandeza. W kluczowych czterech meczach jego drużyna zawiodła, a on sam nie wyciąga wniosków po waleniu głową w mur, choć czoło już solidnie krwawi.

Gdy od oglądania siermiężnego futbolu za kadencji Ronalda Koemana wszystkich rozbolały zęby, 11 miesięcy temu Joan Laporta oddał stery w szatni w ręce Xaviego. To było jak przestawienie wajchy i analogie były oczywiste: to tylko kwestia czasu, jak były wirtuoz środka pola uczyni z Dumy Katalonii fabrykę marzeń na miarę tej z epoki Pepa Guardioli.

 

ZOBACZ TAKŻE: Robert Lewandowski zabrał głos po porażce z Realem Madryt. Wymowne słowa

 

Problem w tym, że Xavi najwyraźniej nie radzi sobie z ciężarem porównań do wielkiego poprzednika, a przede wszystkim ma słabszy potencjał w szatni i to na kluczowych pozycjach.


Nie bacząc na to, Xavi obrał kurs na futbol ultraofensywny, z pełną dominacją nad rywalem. Nie wziął jednak pod uwagę, że choć ma nadal świetnego Roberta Lewandowskiego, to na większości pozycji nie może się równać z Barcą Giardioli. Pedri i Gavi wielką przyszłość mają przed sobą, ale na razie daleko im do Iniesty i Xaviego, Lewandowski z pewnością nie byłby odcięty od podań, gdyby na boisku był Lionel Messi z okresu świetności.


Kluczowa i największa różnica sprowadza się jednak do defensywy. O ile Gerard Pique z Carlesem Puyolem tworzył jedną z najlepszych w La Liga par stoperów, o tyle teraz jego gra może obrazować powiedzenie: "drzewa umierają stojąc".

 

W El Clasico Pique nie wystąpił, ale jego wpadki w rewanżu z Interem Mediolan były tematem najśmieszniejszych memów z serii "Spokojnie, mamy pełną kontrolę pod bramką".


Problem w tym, że Eric Garcia w defensywie nie zagrał znacząco lepiej od Pique.

 

Podczas ofensywy transferowej Xavi wcale nie zapomniał o obronie, wszak wydał krocie – 50 mln euro - na Julesa Kounde, sprowadził też z Chelsea Andreasa Christensena, którego wyeliminowała kontuzja, podobnie zresztą jak Ronalda Araujo i inny nowy nabytek - Hectora Bellerina.

 

Pożar w tyłach nie sprowadza się tylko i wyłącznie do słabej jakości piłkarzy. Jego ogniskiem jest brak umiejętności bronienia zespoły jako całości. Zapamiętale atakująca ekipa potrafi wrócić we własne pole karne, ale jej piłkarze mają problem z agresywnym doskokiem, twardym zaatakowaniem rywala na pograniczu faulu. Zachowaniem taki, jakie w stosunku do Roberta Lewandowskiego prezentowali obrońcy Interu i Realu. Byli bezpardonowi, momentami chamscy. I w taką stronę zmierza współczesny futbol, na takie sędziowanie przestawia się La Liga, która nie chce miękkich karnych.

 

Weźmy choćby sytuację, w której Dani Carvajal, nie mając szans zagrania piłki, wpakował się w tor biegu "Lewego", powodując jego upadek. Sędzia główny, ani ci z VAR-u nawet nie zareagowali. Bo nie chcą miękkich karnych.

 

Widząc tendencję podostrzenia gry, Xavi Hernandez chce być romantykiem futbolu i jedynym jego siłowym piłkarzem pozostaje Franck Kessie, który akurat jest pomocnikiem. Takiej mocy, mięśni i agresji trzeba dziś w obronie.


Tymczasem Blaugrana nie dość, że nie ma silnych fizycznie i dobrych technicznie stoperów, to jeszcze cała jej gra defensywna jest rozregulowana i to od początku sezonu.

 

W meczach ze słabszymi rywalami problemy z sitem obronnym przykrywał Marc-Andre ter Stegen, ale gdy poprzeczka poszła w górę w starciu z Bayerem w Monachium, w dwumeczu z Interem, czy w El Clasico z Realem, nawet on był bezradny.

 

Dlatego w tym wypadku nie kamyczek, ale głaz leży w ogródku Xaviego. Trener nie zwalnia nogi z gazu, nadal upiera się przy dominacji w posiadaniu piłki. Nie dostrzega, że dla każdego poważnego rywala staje się czytelnym, by nie rzec, że naiwnym taktycznie.


Obrazowo ujmując, Xavi walnął głową w mur w Monachium, w Mediolanie, a także w rewanżu z Interem. Choć ściana nawet nie drgnęła, on jednak postanowił poprawić i jeszcze mocniej huknąć w nią na Santiago Bernabeu, czyli w jaskini najgroźniejszego w świecie piłki lwa.

 

Efekt? Po 35 minutach rywalizacja była niemal rozstrzygnięta i to w jaki sposób? Po dwóch bramkach straconych z kontry!

 

Dodajmy na jego obronę, że Xavi chciał pewnie oddalić grę od własnego pola karnego, wiedząc, że jego defensywa pęka w szwach pod naporem, ale musiał też wiedzieć, że takim ustawieniem zespołu pozostawia rywalowi wolną przestrzeń za plecami obrońców. A Vinicius Jr. i jego koledzy tylko na to czekają. Nie musieli się męczyć z rozgrywaniem ataku pozycyjnego, jak choćby w poprzednim meczu u siebie z Osasuną Pampeluna, zremisowanym 1-1, pomimo tego, że rywal kończył mecz w "dziesiątkę".

 

Bezradność taktyczna Barcy spowodowała, że byliśmy świadkami jednostronnego widowiska, a przewaga, dojrzałość i wyrachowanie Realu były poza dyskusją. Tym bardziej, że jego trener Carlo Ancelotti od strony taktycznej dostał rywala jak na patelni. Wystarczyło tylko włączyć ogień.

 

Dla kibiców „Dumy Katalonii” zatrważające pewnie jest to, że Xavi nadal nie wyciąga wniosków. Po porażce w Madrycie mówił o konieczności zmiany mentalności, dynamiki i poprawie negatywnych nastrojów wokół klubu. Tylko ani słowa o nowe strategii i taktyce.


"Za dużo jest negatywnych głosów" - skwitował. Nie zastanawia go dlaczego one się pojawiają?

 

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie