Cezary Kowalski: W Hiszpanii zauważają pierwsze pęknięcia na pomniku Lewandowskiego

Piłka nożna
Cezary Kowalski: W Hiszpanii zauważają pierwsze pęknięcia na pomniku Lewandowskiego
Fot. PAP/EPA
Cezary Kowalski: W Hiszpanii zauważają pierwsze pęknięcia na pomniku Lewandowskiego

„Nie oszukujmy się. W tym momencie Barcelona w Europie jest drużyną śmieszną” – pisze madrycki poważny dziennik „El Mundo”. I nawet jeśli jest w tym przesada odzwierciedlająca podziały pomiędzy Madrytem a Barceloną, to nieznaczna.

To oczywiście opinia na podstawie ostatniego meczu z Bayernem Monachium (0:3 u siebie), który był po prostu blamażem. Ekipa Xaviego odgrywała w tym starciu rolę przestraszonego królika, a jedynym zawodnikiem, który był w stanie zaoferować coś ofensywnego był Dembele.

 

Jasne, że trudno było gospodarzom podnieść głowę po tym, jak kilka chwil wcześniej okazało się, że Inter wygrał wysoko z Viktorią i Barca nie ma szans awansu, ale żeby grać aż tak słabo? Przecież w pierwszej połowie Katalończycy nie oddali ani jednego strzału. Raz była nadzieja, kiedy Robert Lewandowski przewrócił się w polu karnym, ale sytuację negatywnie dla Barcelony zweryfikował VAR.

 

ZOBACZ TAKŻE: Wojciech Szczęsny odejdzie z Juventusu? Klub znalazł potencjalnych następców 

 

Dziś grzechem jest wspomnieć o tym w Polsce, ale felietonista „El Mundo” Julian Ruiz zauważa, że mając 34 lata na karku wspaniałemu napastnikowi czasem brakuje już tego ułamka sekundy, aby strzelić w odpowiednim momencie.

 

I gorzko zauważa, że dla Polaka śródziemnomorskie słońce musi być warte więcej niż znoszenie krytyki za upadek klubu w Europie i brak znaczenia jego jako napastnika w decydujących meczach. A gest Xaviego, który zdjął RL9 z boiska w końcówce, kiedy Barca była już kompletnie bezradna, to było uczynienie go winnym tragedii. Jakby trener chciał powiedzieć mu: „Robert, nie byłeś w stanie skrzywdzić swojego Bayernu”.

 

Patrząc prawdzie w oczy: Lewandowski jest jedną z największych ofiar porażki Bracelony. Przyszedł tu w poszukiwaniu nowego impulsu, skupienia, niesiony iluzją nowego wspaniałego projektu Joana Laporty. Nie odległego w czasie, bo z oczywistych powodów Polak już zbyt długo czekać nie może, ale aby realizować go natychmiast. A efekt, jest taki, że po raz pierwszy od dziesięciu lat na wiosnę nie zagra już w Lidze Mistrzów.

 

Przecież Robert nie grał w Lidze Europy od zamierzchłych już czasów Borussii Dortmund, a później przez lata tylko raz nie dotarł do ćwierćfinału najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywek świata. Owszem, strzelił teraz w samej Lidze Mistrzów pięć gol (trzy Viktorii Pilzno i dwa Interowi), ale przecież najbardziej chodziło o te ewentualnie wbite Bayernowi. Dziś Polak ma 91 goli w Lidze Mistrzów i zajmuje trzecie miejsce w historycznej klasyfikacji po Cristiano Ronaldo (141) i Leo Messim (129). A prześladuje go jeszcze Karim Benzema (86).

 

Rezultat genialny, ale w tym sezonie ani już nie podgoni prowadzących, ani nie będzie miał jak się bronić przed zepchnięciem z podium. I to też jest wymierna porażka, biorąc pod uwagę sferę wyboru nowego klubu przed sezonem.

 

Zwykle po meczach, w których „Lewy” nie strzela, wkracza narracja o tzw. braku serwisu ze strony kolegów. Być może coś w tym było i tym razem. Po pochwałach dla Xaviego za pomysły taktyczno-personalne w ostatnim meczu ligowym z Atletikiem Bilbao tym razem trener znów zebrał cięgi. Pedri jako lewoskrzydłowy nie istniał, Busquets „czołgał się po boisku” zamiast biegać, a Bellerin na prawej obronie na tle Mane to była kpina.

 

Można było odnieść wrażenie, że gdyby Bayern naprawdę chciał, to wynik oscylowałby w granicach „manity”, czyli piąteczki.

 

Fakt, że Barca ze swoją tradycją, ambicjami, wydanymi pieniędzmi i wielkimi nazwiskami spadła do drugiej ligi europejskiej to dla całej społeczności z katalońskim klubem związanej katastrofa.

 

I teraz w Hiszpanii szuka się tylko odpowiedzi na pytanie kto po wydaniu ośmiuset milionów euro na całą operację, ze słynnymi dźwigniami finansowymi włącznie, minionego lata, jest bardziej winny.

 

Trener, zawodnicy, sędziowie, na których Xavi lubi zrzucić winę, a może wyjątkowy pech, który sprawił, że drużynie przyszło grać w naprawdę mocnej grupie Ligi Mistrzów?

 

Najwięcej wskazań jest na tego, który stworzył tego „potwora”, czy prezydenta Joana Laportę. Jego spektakularna biznesowa „ucieczka do przodu”, wyprzedaniu majątku rodowego na najbliższe lata i zatrudnienie trenera, którego tak naprawdę nie chciał, a następnie uległość wobec jego propozycji transferowych sprawiły, że Barca jest tam gdzie jest.

 

Czyli w Lidze Europy. Bez zdolności do pokonania żadnej drużyny z prestiżem.

Cezary Kowalski/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie