Przemysław Iwańczyk: "Nic się nie stało" – usłyszymy i zobaczymy jeszcze przed mundialem

Piłka nożna
Przemysław Iwańczyk: "Nic się nie stało" – usłyszymy i zobaczymy jeszcze przed mundialem
fot. Cyfrasport
Robert Lewandowski będzie jedną z postaci spektaklu "Nic się nie stało"

Dokładnie 11 dni przed rozpoczęciem mundialu w warszawskim Teatrze Garnizon Sztuki będzie można zobaczyć spektakl, którego bohaterami będą największe postaci polskiej piłki. Nie zabraknie Roberta Lewandowskiego, Zbigniewa Bońka, Kazimierza Górskiego czy Ewy Pajor. Reżyserem jest Piotr Ratajczak, uznany twórca, którego pasją jest futbol.

To najprawdopodobniej jedno z nielicznych przedstawień traktujących o naszej piłce nożnej. Wprawdzie w historii polskiego teatru mieliśmy wielu reżyserów czy aktorów interesujących się tą dyscypliną sportu, ale był to zwykle temat dla polskiego kina. Ratajczak postanowił wyreżyserować przedstawienie według scenariusza Piotra Rowickiego, które ma oczywiście związek z rozpoczynającym się niebawem mundialem w Katarze. Zofia Zborowska-Wrona odtworzy postać Ewy Pajor, najbardziej uznanej polskiej piłkarki. W rolę piłkarzy i trenerów, którzy pisali historię naszej piłki, wcielili się: Michał Żurawski, Maciej Zakościelny, Jędrzej Hycnar, Marcin Korcz, Jakub Sasak, Piotr Głowacki. Rozpoznamy ich wspomnianych wcześniej Lewandowskiego, Bońka, Górskiego, ale także Ernesta Wilimowskiego, Kazimierza Deynę, Jacka Gmocha, Adama Nawałki, a nawet Janusza Wójcika czy Emmanuela Olisadebe.


Spektakl „Nic się nie stało” z tytułem nawiązującym do licznych klęsk naszej piłki, powstał z pasji i miłości do futbolu. Tak zapowiada go Teatr Garnizon Sztuki. – To hołd złożony kultowym postaciom polskiej piłki – opowieść o zawodowej i życiowej drodze piłkarzy, zawsze niełatwej, często też obfitującej w dramatyczne wydarzenia – czytamy w zapowiedzi.


Przemysław Iwańczyk: Jeśli ktoś ze świata sztuki zabiera się za futbol, to znaczy, że jest jednym z nielicznych twórców, który nie traktuje tej dziedziny życia jako mało poważnej, niewartej uwagi. Dlaczego Pan to zrobił?


Piotr Ratajczak: To moje drugie spotkanie ze sportem, zdarzyło nam się kiedyś zrobić przedstawienie pod tytułem „Królowie strzelców” według reportaży Zbigniewa Rokity w Teatrze Nowym w Zabrzu. Opowiadaliśmy w nim o sportowcach uwikłanych w system polityczny, komunizm. W tym wypadku to wynik mojej fascynacji futbolem, bycia kibicem piłki, zwłaszcza w wydaniu reprezentacyjnym. Po wygranej w barażach o mundial ze Szwecją w wielkiej radości, w wielkiej ekstazie pobiegłem do Grażyny Wolszczak, dyrektorki Teatru Garnizon Sztuki w Warszawie. Powiedziałem, że musimy zrobić spektakl o piłkarzach, o polskiej piłce. Może niech to będzie nawet spektakl krytyczny, ale niech będzie rodzajem hołdu dla historii tego sportu. Ku mojemu zaskoczeniu Grażyna Wolszczak zgodziła się na ten szalony pomysł i od września go realizujemy. Prowadzimy próby z grupą fantastycznych aktorów, niebawem premiera.


Będą to portrety polskich piłkarzy, wybraliśmy ich przy niemałych dyskusjach i polemikach, ponieważ zebrali się do dyskusji ludzie mający swoich ulubieńców w futbolu. Będą spotkania z piłkarzami, ale i trenerami. Mówiąc krótko paleta ludzi znanych ze świata piłki z różnymi historiami, ale i losami osobistymi. Spoglądając na wybór bohaterów łatwo się domyśleć, że każdy z nich niesie jakieś doświadczenie wykraczające poza karierę sportową. Jest jakimś zderzeniem w kulturą, polityką, każda z tych postaci niesie jakąś historię, jakiś dramat.


Jakoś Panu nie ufam i jakoś Panu nie wierzę… Nie dlatego, że jest Pan człowiekiem niegodnym zaufania, ale dlatego, że powiedział Pan o hołdzie składanym ludziom polskiej piłki. Tak w sztuce, jak i życiu codziennym, w odbiorze kibica polski futbol jest obiektem kpin, a nie pretekstem do składania hołdu.


Wiem, wiem. Zaczynając swoje spotkanie z futbolem, miałem siedem lat. 1982 rok to pierwsze mistrzostwa świata. Gole i strzały Zbigniewa Bońka, wspaniała kadra. Oczywiście jest we mnie wielki potencjał sentymentalny i wiara, że nasza reprezentacja odniesie jeszcze kiedyś sukces, ale wiadomo, jaka ona jest. Staramy się ją lubić, kochać, jednak najczęściej przysparza nam frustracji, stąd zresztą wziął się tytuł naszego spektaklu „Nic się nie stało”...


Czyli hasło nierozerwalnie związane z poczuciem klęski.


Nie znoszę tego hasła, bo zawsze uważam, że jednak się stało, jeśli przychodzi niepowodzenie. To jest dramat, kładę się na podłodze i leżę przez godzinę po przegranym meczu. Jest w naszym scenariuszu scena „Ich porażki”, gdzie nasi bohaterowie opowiadają, jak radzą sobie po porażkach, jak pokonują wynikającą z tego permanentną depresję. Może naszym spektaklem coś odczarujemy, pokazując, że także coś pięknego zdarzyło się w naszym futbolu. Z takim marzeniem, że jeszcze jest to możliwe, że naszemu pokoleniu zdarzą się jeszcze fantastyczne wieczory związane z mundialem i mistrzostwami Europy.


Tęskni Pan…


No pewnie, że tęsknię.

 

ZOBACZ TAKŻE: Symulacja MŚ 2022 w grze FIFA 23. Jak poszło reprezentacji Polski?


Mam wrażenie, że tęskni Pan za polską piłką z czasów, kiedy jako młodzi ludzie bezkrytycznie na nią spoglądaliśmy. A zbliżający się mundial w Katarze będzie przesyconą komercją i krzywdą innych imprezą.


No pewnie, ale ponieważ nie pozostajemy obojętni na to, co dzieje się we współczesnym futbolu, jest w naszym scenariuszu scena, która nazywa się „Nepalczycy”. Oddajemy w niej głos budowniczym stadionów w Katarze. Ludziom, którzy za kilka dolarów, z narażeniem życia budowali obiekty dla bogatych szejków na tę jednorazową imprezę. Sugeruję tym samym, że nasz spektakl nie jest jedynie laurką dla futbolu, ma również potencjał i spojrzenie krytyczne. To także próba zastanowienia się, gdzie dziś jesteśmy jako kibice. Może na końcu spektaklu pojawi się w każdym z nas tęsknota, by wziąć piłkę, pójść na podwórko, założyć koszulkę z nazwiskiem Bońka czy Deyny i grać między sobą dla przyjemności.


Skoro jednym z bohaterów jest Janusz Wójcik, musi paść wiekopomna fraza „Kiełbasy w górę i golimy frajerów”.


Niestety, fraza ta pada w spektaklu jako pewien symbol polskiej myśli szkoleniowej lat 90.


Czy aktorzy nie mieli wątpliwości, by przyjąć rolę? Z uwagi na mundial to pewnie spektakl sezonowy.


Repertuarowo spektakl przewidziany jest na kilka sezonów, jest trasa objazdowa, więc trzeba będzie go aktualizować. W pierwszej scenie nasi kibice wchodzą na scenę i kłócą się, co jest najważniejszym wydarzeniem w historii polskiej piłki. Oczywiście pada Wembley, mecz z Argentyną w 1978 roku, z Belgią w 1982 roku, a kończy tę wyliczankę mecz ze Szwecją na wiosnę, który dał awans na mistrzostwa. Jak było, tak było, ale to w sumie najważniejsze wydarzenie ostatnich lat. Mam nadzieję, że po listopadzie będziemy musieli zmienić tę scenę i uzupełnić ją o ekscytujące wydarzenia z Kataru.


Jeśli znajdziemy w polskiej sztuce wątki piłkarskie, są one niezwykle krytyczne wobec środowiska. Weźmy np. „Piłkarski poker”.


Chyba tak wychodzi, że w polskiej sztuce nie ma nic pozytywnego w polskim futbolu. Nieustanny temat korupcji, piłkarzy-gamoni, którzy nie są w stanie niczego osiągnąć poza piłką, mylących się sędziów. To wszystko jest pożywką dla kabaretów czy memów. A może naszym spektaklem oczyścimy teren, skłonimy do poważnych dyskusji o futbolu z wielką akceptacją i radością przeżywania meczów.


Jako reżyser marzy Pan pewnie, by po spektaklu widzowie zebrali się i długo dyskutowali, co było najistotniejszym wydarzeniem w historii. Ale co do bohaterów dyskusji też pewnie będzie mnóstwo.


Są momenty w przedstawieniu, że aktorzy wychodzą z ról i dyskutują na temat postaci, którą odgrywają. Chodzi np. o Ernesta Wilimowskiego i jego historię, kiedy najpierw grał dla Polski, a później wcielony do Wehrmachtu grał dla reprezentacji Trzeciej Rzeszy. Możemy też przywołać historię Anatolija Tymoszczuka, Ukraińca, który po wybuchu wojny został w Sankt Petersburgu i pracuje dla rosyjskiego klubu. Podobnie jest przecież z Maciejem Rybusem, który został w Moskwie. Przypadki dwóch ostatnich stwarzają nowe konteksty dla historii Wilimowskiego. Nieoczywiste są też losy Kazimierza Deyny i trudny okres jego depresji i alkoholizmu, co skończyło się tragicznie. Każdy widz będzie niósł ze sobą własne emocje, własne spojrzenie, własne sentymenty i będzie spierał się z innymi, co i kto było ważniejsze w historii naszej piłki. Już teraz, stanowiąc kilka generacji pokoleniowych przy tej pracy, widzimy, że dla każdego istotne jest co innego. Dla mnie najważniejszy będzie Zbigniew Boniek, Hiszpania i Meksyk. Dla młodszych jedynym i najważniejszych jest Lewandowski. Problem mają ci, którzy zakochiwali się w futbolu w latach 90. Oni pewnie nie mają żadnych idoli. Są to subiektywne i fascynujące sytuacje.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie