Bożydar Iwanow: Kryteria czy "nos"? Czy jest przepis na wybór selekcjonera?

Piłka nożna

Pożegnanie z Czesławem Michniewiczem najbardziej zabolało oczywiście samego selekcjonera i współpracujących z nim ludzi. Ale wprawiło też w spore zakłopotanie prezesa PZPN Cezarego Kuleszę. Dla niego najlepiej byłoby nie dokonywać kolejnej roszady na stanowisku trenera najważniejszej sportowej reprezentacji. Bo konia z rzędem temu, kto wskaże dziś właściwego człowieka, który będzie idealnie pasował do tej roli.

W każdej szanującej się firmie, która szuka pracownika, a w szczególności lidera, musi on spełnić pewne kryteria. Czy analizując ostatnie wybory szefów naszego związku, możemy znaleźć spójność w założeniach i wymogach dotyczących objęcia tak istotnego stanowiska? Co powinno znaleźć się w CV, jakie osiągnięcia, czy istotne jest doświadczenie w pracy w roli selekcjonera, która różni się znacznie od działań klubowych? A może najistotniejsze jest to coś, czego nie da się zawrzeć w kilku wypowiedzianych czy zapisanych zdaniach: umiejętność dotarcia do zawodników, zdobycia ich zaufania, dar zarządzania ludźmi, szczególnie ważny, gdy ma się do czynienia z piłkarzami, charakterami często niełatwymi do okiełznania? Nie mam pojęcia.

 

ZOBACZ TAKŻE: Były selekcjoner o następcy Czesława Michniewicza. "Żaden zagraniczny trener nie zrobi niczego specjalnego"


Tym bardziej przed Kuleszą nie lada wyzwanie. Najpierw stracił Paolo Sousę, którego dostał w spadku po Zbigniewie Bońku, a trener, który prowadził nas na EURO nawet sam, z własnej kieszeni dopłacił do tego, by naszej kadrze powiedzieć „do widzenia”. Tym razem to prezes „musiał” rozstać się z Michniewiczem. Musiał, bo tak chcieli piłkarze. Wybrał więc mniejsze zło. Aktualnie znów będzie obarczony widmem krytyki i powątpiewań. Wiadomo, jak wyglądała cała otoczka nominacji następcy Portugalczyka. Za chwilę też każdego z kandydatów będziemy najpierw negować, znajdować jego słabsze strony, doszukiwać się wad. Dopiero później skupimy się na walorach.


Najbardziej przykre jest to, że nie jesteśmy w stanie „przebierać” w polskich nazwiskach. Nawet właściciel Lecha Poznań Piotr Rutkowski w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” mówiąc o liście szkoleniowców, których klub brał pod uwagę po odejściu Macieja Skorży, przyznał, że nie było tam żadnego polskiego nazwiska. Żadnego! Dwaj kandydaci do objęcia roli selekcjonera przed niespełna rokiem, którzy zresztą pojawiają się w tej narracji i teraz – Jan Urban i Adam Nawałka – przy Bułgarskiej już pracowali. Bez specjalnych efektów. Rozważany w tym „rozdaniu” Chorwat Nenad Bjelica również – wrażenie zostawił dobre, ale mistrzostwa nie zdobył, nie grał też w fazie grupowej europejskich pucharów. Ci, którzy zdołali ten cel w stolicy Wielkopolski osiągnąć – Dariusz Żuraw i Maciej Skorża – są albo na zapleczu Ekstraklasy, albo na bardzo Dalekim Wschodzie. Tym samym bardzo daleko od stanowiska selekcjonera. Ten drugi był ponoć rozważany, ale przecież nie po to, także z osobistych względów, opuszczał Polskę, by błyskawicznie do niej wracać. Ta opcja nie miała żadnych racjonalnych podstaw, by myśleć o tym, by ją zrealizować.

 

Wciąż zatem trzeba szukać, analizować, rozmawiać, wizualizować. Przydałyby się jednak jakieś kryteria, „widełki”, między które każdy kolejny pretendent by się mieścił i choć część określonych warunków spełniał. Czy ktoś taką listę jest w stanie stworzyć? Narodowy Model Gry już powstał. Spis wymaganych norm, pryncypiów i nabytych umiejętności przez aspirantów do tak ważnej funkcji, jak ta selekcjonera też by się przydała. W innym przypadku istnieje ryzyko, że za kilkanaście miesięcy znów będziemy musieli wchodzić w podobne rozważania, co w świąteczno-noworoczny czas zarówno przed rokiem, jak i teraz.

Bożydar Iwanow/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie