Przemysław Iwańczyk: Czas zatrzymać to szaleństwo

Piłka nożna
Przemysław Iwańczyk: Czas zatrzymać to szaleństwo
fot. PAP
Robert Lewandowski

Od prezesa PZPN Cezarego Kuleszy zależy, czy wybór nowego selekcjonera reprezentacji i jej funkcjonowanie stanie się farsą na dobre, czy też wszystko wróci na właściwe tory, gdzie piłkarze znów będą od grania, trenerzy od trenowania, a działacze od zarządzania federacją.

Spór dotyczy tylko niuansów, nie ma jednak wątpliwości, że to piłkarze mocno przyczynili się do nieprzedłużenia umowy, de facto zwolnienia Czesława Michniewicza. Współpraca nie układała się najlepiej, zwłaszcza na sam koniec, kiedy trzeba było rozdzielić winy za niefortunne spotkanie drużyny z premierem RP bez udziału prezesa Kuleszy. Nie mam zamiaru dołączać do ekspertów, którzy mniej lub bardziej precyzyjnie wskazywali na przebieg wydarzeń, wiadomo jednak zza kulis, że im dalej w las, tym bardziej wersje będą się rozjeżdżać. Teraz rzecz w tym, by wszyscy wrócili do należnych sobie ról.

 

ZOBACZ TAKŻE: Cezary Kulesza o nowym selekcjonerze reprezentacji. "Wiele wyjaśni się po Nowym Roku"

 

Obawa, że tak się nie stanie wynika z coraz śmielej artykułowanego, już nie na zasadzie ironii, a prawdziwego apelu, by to Robert Lewandowski, jako monumentalna postać polskiej piłki, łaskawie wyraził się na temat kandydatów i zasuflował prezesowi Kuleszy tego, z którym może współpracować. Rozumiem, że relacja z Michniewiczem się wyczerpała, głos zawodników był potrzebny, by nie tkwić w toksycznej aurze, ale czas głośno i wyraźnie dać temu kres. Zatrzymać to szaleństwo może jedynie prezes PZPN, inaczej pozbędzie się należnej mu prerogatywy samodzielnego wyboru selekcjonera. Oczywiście głos samych piłkarzy jest istotny, ale już nie w stadium samej nominacji. Nie jest wcale uproszczeniem sprowadzać ten głos tylko do Lewandowskiego, bo choć mamy kilku ważnych dla polskiej piłki zawodników, to jednak monopol kapitana na kształtowanie polityki naszego futbolu jest bezdyskusyjny. I to od lat.

 

To Lewandowski już dekadę temu w surowych słowach sprowadził Franciszka Smudę do roli nieudacznika, podważył swym milczeniem Jerzego Brzęczka, a teraz najzwyczajniej w świecie uszył buty Michniewiczowi. Środowisko samo jest sobie winne. Doceniając klasę napastnika Barcelony wszyscy konsekwentnie wynosiliśmy go przez lata do roli sumienia polskiej piłki, jedynego z patentem na nieomylność, którego uwagi i sugestie należy brać literalnie, niezależnie od tego, czy wynikają one z troski o drużynę narodową, czy może są kwestią charakterystycznego dla piłkarskich indywidualności partykularyzmu.

 

Naprawdę nie mam nic do najlepszego polskiego piłkarza ostatnich lat, powinniśmy doceniać jego wkład w promocję Polski na świecie, ale też nie możemy przeceniać jego wpływu na najważniejsze decyzje dotyczące samej federacji. W przededniu wyboru nowego selekcjonera prezes Kulesza staje przed zadaniem przerwania zaburzonego podziału kompetencji. Jeszcze raz warto podkreślić: z całym szacunkiem dla osiągnięć Lewandowskiego i kilku jego czołowych kolegów, normalność to sytuacja, w której piłkarz jest od grania, trener od trenowania, a działacze od zarządzania federacją. Pielęgnowanie innego podziału zadań spowoduje, że długo nie wyjdziemy na prostą, a głowy kolejnych selekcjonerów będą spadać w zależności od widzimisię piłkarzy. Można wysłuchać głosu zawodników, choćby w kwestii tego, w jakim ustawieniu są w stanie wyeksponować swoje największe atuty, ale na tym ich rola powinna się kończyć. Stawiając sprawę bardzo brutalnie, nawet za cenę straty niektórych piłkarzy dla reprezentacji, ryzykując ich obrażanie się na rzeczywistość, prezes Kulesza właśnie teraz powinien twardo zasygnalizować hierarchię z własną bezdyskusyjną rolą.

 

Być może PZPN dorósł tym samym do powołania dyrektora sportowego, stworzenia pomostu między szefami federacji a selekcjonerem i drużyną z jednej strony oraz tzw. światem zewnętrznym z drugiej, rozumianym jako media, sponsorzy, a także władze państwowe, co jak się okazało, nie jest wcale bez znaczenia. To temat na inną opowieść, ale kandydat na takie stanowisko powinien mieć nieposzlakowaną opinię, być związanym z futbolem na najwyższym poziomie, ale musi być niezależny od żadnej z grup wpływu w światku, np. nie może to być były lub obecny agent.

 

Pytanie, czy wszyscy dorośli do powołania takiego stanowisko i czy wszyscy będą respektować jego rolę. Jeśli Lewandowski i koledzy nie będą się zajmować tylko tym, do czego są powołani, czyli grą w piłkę, pozostanie bez znaczenia, czy kadrę przejmie Herve Renard, Roberto Martinez, Vladimir Petković, Jan Urban czy Marek Papszun. Każdy z nich zleci ze stołka prędzej niż wszystkim się wydaje. Jeśli zaś Lewandowski i spółka zrozumieją, że to także dla ich dobra, jest szansa na normalność. Nawet Leo Messi to zrozumiał chowając ego w kieszeń, poświęcając się drużynie narodowej bez względu na to, jak wiele dalej sięgały jego aspiracje.
Przemysław Iwańczyk, Polsat Sport

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie