Burza po słowach Pawła Fajdka. Andrzej Person przypomina szok w 1974 roku

Inne
Burza po słowach Pawła Fajdka. Andrzej Person przypomina szok w 1974 roku
fot. PAP/EPA
Paweł Fajdek wraz z małżonką Sandrą podczas gali Przeglądu Sportowego i Polsatu.

- Pół Polski mówi o słowach i zachowaniu Fajdka, ale to nic przy tym, co stało się po ogłoszeniu wyników na Sportowca Roku 1974. To było po pamiętnym dla nas mundialu, więc wielu liczyło, że zwycięży Deyna lub Lato. Tymczasem wygrała Irena Szewińska. Dla wielu to był szok, bo mecze Polaków oglądali niemal wszyscy, a ulice w dniu pamiętnego spotkania z Niemcami były puste – przypomina nasz ekspert Andrzej Person.

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Paweł Fajdek oburzony wynikami 88. Plebiscytu na Sportowca Roku. Pan podziela jego rozczarowanie?

 

Andrzej Person, ekspert Polsatu Sport: Pół Polski mówi o słowach i zachowaniu Fajdka, ale to nic przy tym, co stało się po ogłoszeniu wyników na Sportowca Roku 1974. To było po pamiętnym dla nas mundialu, więc wielu liczyło, że zwycięży Deyna lub Lato. Tymczasem wygrała Irena Szewińska. Dla wielu to był szok, bo mecze Polaków oglądali niemal wszyscy, a ulice w dniu pamiętnego spotkania z Niemcami były puste.

 

ZOBACZ TAKŻE: Legenda zabrała głos na temat zachowania Fajdka na gali Mistrzów Sportu

 

Nie pomogło?

 

Piłkarzom nie pomogło. Trzeba jednak od razu powiedzieć, że pani Irena wygrała wtedy zasłużenie.  Biła rekordy, została mistrzynią, wybrano ją najlepszym sportowcem na świecie. Gra drużyny Kazimierza Górskiego budziła jednak takie emocje, że wielu się dziwiło.

 

Teraz dziwi się Fajdek.

 

Nie powinien. Plebiscyt jest swego rodzaju rankingiem popularności. Mógłbym powiedzieć tak brutalnie, jak kiedyś prezes Boniek, że trzeba było grać w piłkę, a nie rzucać kamieniem zawieszonym na sznurku. Na miejscu Fajdka bym się cieszył. Mnie osobiście raduje sukces mojego ukochanego golfa i Adriana Meronka. W Polsce w golfa gra może czterdzieści tysięcy ludzi. To głównie ich mobilizacja przesądziła o tym, że Meronk znalazł się w dziesiątce.

 

Być w dziesiątce, to jest coś.

 

I tak powinien podejść do tego Fajdek, który z uporem godnym lepszej sprawy wylewa swoje żale. Przydałoby się więcej pokory. To zawsze pomaga w życiu. Najlepszym przykładem trener piłkarzy Czesław Michniewicz. Trzy razy mu mówiłem, że nikt nie wygrał z mediami i on też nie wygra. A on za chwilę wbił szpilkę Kurowskiemu, po wygranej ze Szwecją kolejnym i poszło. Gdy potknął się na boisku, gdy wyszła sprawa premii, to prasa go zjadła. Zresztą słusznie, bo bieganie po korytarzach i zbieranie numerów kont, na które mają być przelane premie od premiera, to było słabe. Ja byłem w polityce, więc powiem, że na Czesia spada 40 procent winy, ale jednak.

 

Inna sprawa, że piłkarze-milionerzy  nie potrzebują dodatkowych premii od premiera.

 

Zgadzam się. Wróćmy jednak do Pawła. Mówiłem o pokorze, której mu zabrakło, a dodam coś jeszcze, na co on nie zwrócił uwagi. W gronie sportowców, na których można było oddać głosy, byli też inni lekkoatleci. Co ma powiedzieć Katarzyna Zdziebło? Świetna zawodniczka, wicemistrzyni świata i Europy uprawia chód, który nie jest zbyt popularny, więc mimo sukcesów zajęła ostatnie miejsce. Warto przy tej okazji zwrócić uwagę, że głosy na dyscyplinę się rozłożyły. Jakby był jeden kandydat, to pewnie zająłby wyższą lokatę.

 

Na końcu jednak i tak najważniejsza jest popularność.

 

Ona jest jednak najlepszym miernikiem. Nie da się inaczej porównać mistrzów różnych dyscyplin sportu. Zresztą patrząc na pierwszą trójkę ostatniego plebiscytu, nikt chyba nie ma wątpliwości. Pierwsza Iga Świątek gra w innej lidze i jest numerem jeden w światowej dyscyplinie. Drugi Bartosz Zmarzlik jest dowodem na to, że jest u nas cała armia kibiców żużla, którzy zagłosowali na niego, nie patrząc na klubowe barwy. Wreszcie trzeci Robert Lewandowski wysoko zawiesił sobie poprzeczkę w poprzednich latach. Mistrzostwo Niemiec i tytuł króla strzelców tym razem nie wystarczyły do wygranej. Zabrakło lepszego miejsca i lepszej gry Polaków na mundialu w Katarze. Z drugiej strony pamiętam, jak Marek Citko strzelił gola w przegranym meczu i został Sportowcem Roku.

 

Tak zagłosowali kibice. W tym sensie Fajdek, który wylewa swoje żale, a potem nie wychodzi do zdjęcia z laureatami, pokazuje kibicom, także tym, którzy na niego zagłosowali, co o nich myśli.

 

Tak i to jest przykre. To może sprawić, że w kolejnych latach Fajdek nie dostanie tylu głosów, co teraz. On wystąpił przeciwko swojemu elektoratowi. Część się do niego zrazi. Ciekawe, co będzie, jak uda mu się zdobyć olimpijskie złoto w Paryżu. Ja będę trzymał kciuki za to, żeby mu się powiodło, ale życzę mu też tego, żeby do tych plebiscytowych wyników podchodził tak, jak do swoich wcześniejszych występów na igrzyskach, gdzie przegrywał. Wtedy wracał z uśmiechem, jakby zdając sobie sprawę z tego, że to tylko sport.

 

Bo niedosyt to może czuć Kamil Semeniuk, któremu zabrakło niewiele, by wskoczyć na podium i zostawić za plecami Lewandowskiego.

Czytałem szczegółowe wyniki, wiem, że dzieliły ich dwa tysiące.

 

Byłaby duża niespodzianka. Byłaby, a tak jest nią siódme miejsce Meronka, który zarobił miliony dolarów i stał się czołowym golfistą, a za dwa tygodnie zagra dla 250 tysięcy ludzi w Arizonie w Phoenix Open. Jak mówiłem, mnie rosnąca popularność golfa cieszy.

 

A poza tym?

 

Przyjmuję wyniki z pokorą. O pierwszej czwórce i Meronku już mówiłem, więc jeszcze dodam, że piąty Kubacki jest spadkobiercą Małysza, Stocha, który korzysta z olbrzymiej popularności tego sportu w naszym kraju. W Anglii w dziesiątce byłby krykiecista, u nas jest skoczek. Idźmy jednak dalej. Szósty Ponitka był szansą oddania głosu na kosz. Polacy zrobili wynik, zajęli czwarte miejsce w mistrzostwach Europy. Na dokładkę wypłynął w NBA Jeremy Sochan. Tak na marginesie, to znałem jego dziadka. W każdym razie Ponitka skorzystał na tym świetle odbitym od Sochana. Żeby jednak nie było, że nie doceniam, bo tak nie jest. Powiem więcej, w grach zespołowych trudniej o sukces, bo ten ktoś musi mieć szczęście i grać w wyśmienitej drużynie. Mógłbym dalej wymieniać nasze gwiazdy, ale potrzeba nam puenty, a ona jest taka, że w dwudziestce mamy gwiazdy i prawdziwych ambasadorów. Mnie tam nic nie przeszkadza, z niczym nie mam problemu.

 

Zero rozczarowań?

 

Zero. I niech nikt nie zmienia tej formuły ani nie wyrzuca tego plebiscytu, bo dzięki temu przeżywam jeden wyjątkowy dzień w roku i poznaję ciekawych ludzi. Przy okazji mogę zdradzić, że najpopularniejszą osobą na balu był sędzia Szymon Marciniek. Z nim robiono sobie najwięcej zdjęć, rozdał najwięcej autografów. A on jest z mojego Kujawiaka Włocławek, tam kiedyś grał w piłkę. A jego sukces ma o tyle znaczenie, że przecież sędziowie mają na ogół przechlapane, a ten jest idolem.

Dariusz Ostafiński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie