Holenderska ściąga dla Fernando Santosa

Piłka nożna
Holenderska ściąga dla Fernando Santosa
fot. Cyfrasport
Kacper Kozłowski

Fernando Santos na dobre zjawił się w Polsce i wraz ze swoimi portugalskimi asystentami może zacząć pochylać się nad stanem naszej reprezentacyjnej piłki. To miło, że w najbliższym czasie nowy selekcjoner pojawi się na kilku spotkaniach Ekstraklasy, ale umówmy się - trzon jego zespołu będą tworzyć zawodnicy z lig zagranicznych. Czy powinien mocno przyjrzeć się także naszym rodakom w Holandii? Oto krótka ściąga o polskich graczach w Eredivisie.

Jedynym przedstawicielem tej ligi, którego na mundial w Katarze zabrał Czesław Michniewicz, był Sebastian Szymański. Wypożyczony z Dynama Moskwa do Feyenoordu pomocnik nie zaliczył udanego turnieju. 72 minuty na inaugurację z Meksykiem i 64 w 1/8 finału z Francją nie dały mu wielkiej satysfakcji ani nie zapisały żadnej znaczącej historii. Szkoda, bo przecież były zawodnik Legii Warszawa nie zyskał uznania Paolo Sousy, który nie powołał go na EURO. Mistrzostw świata też nie zaliczy do plusów - nie tylko jego oczekiwania były większe. Jesień miał przecież bardzo dobrą.

 

- Niestety po powrocie z Kataru prezentował się gorzej niż przed turniejem - powiedział Mariusz Moński z Retro Futbol, od lat śledzący piłkę w krajach Beneluksu. - Stracił ten błysk, jeśli chodzi o decyzyjność, bywa spóźniony, skuteczność też jest na niższym poziomie. To już nie ten sam, "jego" czas, co w drugiej połowie ubiegłego roku. Ale teraz, gdy jest kontuzjowany, jego brak jest jednak mocno odczuwalny. Gra kombinacyjna wyraźnie straciła na jakości. I odbija się to na wynikach Feyenoordu - dodał.

 

Komentujący spotkania Eredivisie na sportowych antenach Polsatu Przemysław Łagożny uspokaja jednak, że przy "pomyślnych wiatrach" "Seba" wróci na ważny dla układu tabeli mecz z AZ Alkmaar 18 lutego, choć pierwsze rokowania były dużo gorsze. I zwraca uwagę na atuty piłkarza, z którym miał okazję pracować w Legii Warszawa.

 

- Indywidualnie ciągle imponuje tym, co dało mu grę w podstawowym składzie w Warszawie w tak młodym wieku. Reakcją po stracie piłki i pracą w defensywie. Jasne, że będziemy go bardziej rozliczać z goli i asyst. Ale razem z Turkiem Orkunem Kokcu decydują o sile środka pola, trzymają się zresztą też poza boiskiem. Inna sprawa, że w tej chwili to bardziej jego przyjaciel ma swoje "pięć minut" - przyznał.

 

Ale i tak sześć goli plus cztery asysty w 18 ligowych meczach Polaka robią dobre wrażenie. Jego atutem będą też wiosną występy Feyenoordu w Lidze Europy. Poza tym jego drużyna ma duże szansę na krajowy tytuł, a nawet dublet.


O powołaniu do kadry poważnie może też myśleć Kacper Kozłowski, który przecież był "odkryciem" Paolo Sousy, który zabrał go nawet na EURO. Czesław Michniewicz obserwował byłego "Portowca", ale nie zdecydował się go zabrać na MŚ.

 

- Trener Philip Cocu bardzo go ceni, opowiada o nim niemal w każdym wywiadzie i to bardzo pozytywnie. A wiemy, jakim dzisiejszy szkoleniowiec był kiedyś doskonałym zawodnikiem. To mówi wiele o jego potencjale - ocenił Łagożny.

 

- Jego poprzednik, który dziś wpracuje w Bochum, Thomas Letsch, widział w nim bardziej "dziesiątkę", ale Cocu patrzy na niego szerzej. Występuje na pozycji numer osiem, ale radzi sobie także jako prawo bądź lewo skrzydłowy. I wszędzie jest widoczny, ma wpływ na ofensywną grę Vitesse. Nie marudzi, gra tam, gdzie życzy sobie trener. Myślę, że reprezentacja mogłaby mieć z niego pożytek. Także ze względu na uniwersalność. Ale nie tylko. Jego rozwój jest dostrzegalny gołym okiem - przyznał Moński.

 

Liczby może nie są póki co efektowne - jedna bramka i trzy asysty. - Ale pamiętajmy, że to ciągle 19-latek - wspomniał Łagożny - Zobaczymy, co czeka go latem, kiedy skończy się wypożyczenie z Brighton. Feyenoord podobno znajdzie pieniądze na wykup Szymańskiego, więc ten swą przyszłość zna lepiej - dodał.


Przy problemach zdrowotnych Kamila Glika i braku gwarancji regularnego grania u Jakuba Kiwiora oraz Jana Bednarka powinny wzrosnąć szansę na przyjrzenie się Pawłowi Bochniewiczowi z Heerenveen.

 

- Początek sezonu cała drużyna miała świetny, nie traciła goli - wspominał Łagożny. - Teraz złapali gorszą serię pod tym względem, od początku roku tylko dwa mecze zakończyli z czystym kontem. Może dlatego, że przeszli z trójki na dwójkę stoperów? W tym pierwszym systemie Paweł był w centrum formacji, jego partner na pół-lewym był Sven Van De Beek, bo lepiej wyprowadzał piłkę. Polak za to znakomicie czuł się w powietrzu i potrafił "wyczyścić" groźną sytuację. Zasługuje na obserwację, ale patrząc na ten profil jest dla mnie nie tylko za Kiwiorem, ale i nie grającym w klubie Sebastianem Walukiewiczem - dodał.

 

- Po dołączeniu do drużyny Jeffreya Brumy, który grał przecież w reprezentacji Holandii, a także w Premier League i Bundeslidze, Bochniewicz na pewno sporo zyska. Ma obok siebie klasowego defensora, przy którym poczuje się pewniej. Zerwane więzadła Van De Beeka na pewno nie wpłynęły na niego korzystnie. W dobrym towarzystwie pokaże swoje walory w walce o górne piłki czy dłuższe podanie. Szybszy i zwrotniejszy nie będzie - powiedział Moński.


Najdalej do reprezentacji ma Bartosz Białek. Nie tylko dlatego, że napastników mamy dostatek. Wypożyczony z Wolfsburga atakujący ma trzy gole i asystę, ale od kogoś, kto próbował się przebić w Bundeslidze, wymagania są większe. Tym bardziej, że konkurencja w Arnhem nie powala na kolana. - Czasem w sytuacjach podbramkowych za dużo kombinuje, za długo zwleka, dokonuje złych wyborów. Brakuje mu zdecydowania - zauważył Moński. - Myślałem, że pokaże tu więcej - dodał.

Bożydar Iwanow/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie