Mateusz Gamrot skomentował swoją wygraną. Zdradził, co zyskał

Sporty walki
Mateusz Gamrot skomentował swoją wygraną. Zdradził, co zyskał
fot. Polsat Sport
Mateusz Gamrot wygrał swój pojedynek na gali UFC 285

Mateusz Gamrot wrócił już do Polski po ostatnim zwycięstwie na gali UFC 285. W rozmowie z Polsatem Sport opowiedział między innymi o kulisach i całej otoczce pojedynku z Jalinem Turnerem. Zdradził także, jakie są szanse na zorganizowanie w naszym kraju kolejnej gali największej federacji MMA na świecie.

Paweł Wyrobek: Czy, biorąc pod uwagę całą otoczkę tej walki, to były najbardziej szalone trzy tygodnie twojej kariery?

 

Mateusz Gamrot: Myślę, że tak. Były to bardzo intensywne trzy tygodnie. Zwiedziłem dużo krajów przez ten czas, ale myślę, że koniec końców się to opłaciło. Stawka była bardzo wysoka, ryzyko było bardzo wysokie, ale w momencie, kiedy przeszedłem każdy z tych testów to finalnie jestem mocno zadowolony.

 

Teraz już wiemy, jak wyglądała sytuacja. Byłeś w Hiszpanii, otrzymałeś propozycję walki, poleciałeś do Stanów Zjednoczonych, po drodze jeszcze Kanada. Mógłbyś opisać trochę kulisów?

 

W momencie, kiedy dostałem propozycję tej walki, w ogóle nie myślałem o jakichkolwiek przygotowaniach czy wzięciu walki. Byłem na obozie w Hiszpanii na zaproszenie najlepszych grapplerów z Europy. Bawiłem się tam w ju-jitsu, doskonaliłem swoją technikę, aż pewnej nocy przyszedł sms od mojego menedżera ze Stanów Zjednoczonych. Rano wstałem, zobaczyłem jedną walkę mojego przeciwnika i mówię: dobra, biorę go. Wiązało się to z tym, że tej samej nocy będę musiał się spakować, wrócić do Polski, tam przepakować walizki i polecieć do Stanów Zjednoczonych. Tam posiedziałem dwa dni od przylotu i nagle mój menedżer mówi, że nie mam wizy pracowniczej. Od tego momentu zaczął się proces poszukiwania tej wizy. UFC szukało konsulatu w Stanach Zjednoczonych, udało się dopiero w Kanadzie. Musiałem polecieć tam z Florydy na trzy dni, następnie udałem się do Vegas. W tym całym szaleństwie wszystko się zgadzało. 

 

Jeszcze do walki nie doszło, tymczasem już było mnóstwo niesamowitych sytuacji. Powiedziałeś, że nawet nie myślałeś o tym, by w danym momencie rywalizować i przygotowywać się do walki. Co zatem było decydującą kwestią? To, że była to tak prestiżowa gala z powrotem Jona Jonesa, czy gdzieś z tyłu głowy miałeś, że jeśli propozycja się pojawi, to na pewno ją rozpatrzysz?

 

Przede wszystkim głównym czynnikiem, który zadecydował o wzięciu tej walki, był głód zwycięstwa. Napędza mnie on do normalnego funkcjonowania w życiu codziennym. Jestem uzależniony od wygrywania i rywalizacji. Po ostatniej walce nie pojechałem na żadne wakacje, tylko po trzech dniach wróciłem do klubu i zacząłem ciężko trenować czekając na kolejną ofertę. Tych czynników było więcej, bo jak rozmawiałem ze swoim menedżerem, to powiedział, że po pierwsze stylistycznie przeciwnik jest idealny dla mnie, po drugie jest wschodzącą gwiazdą organizacji, po trzecie potężna gala, którą będzie oglądał cały świat. Chodziło też o zachowaną aktywność, czyli brak długiego okresu bez walki. Jestem systematycznym zawodnikiem, co organizacja też lubi. Buduję swoją pozycję i poprzez to pchnę się do góry. 

 

To teraz o walce. Miałeś już okazję zobaczyć ten pojedynek czy pamiętasz go tylko z oktagonu?

 

Nie miałem jeszcze okazji, pamiętam go tylko z oktagonu, ale od razu po walce było dużo rozmów i analiz. Wydaje mi się, że pamiętam każdy jej moment, aczkolwiek po obejrzeniu na pewno będzie inne spostrzeżenie na ten temat. 

 

Do której punktacji jest Ci najbliżej? Trzech sędziów przecież punktowało ten pojedynek inaczej.

 

Na szczęście nie jestem sędzią i nie muszę tego punktować. A czy to była jednogłośna decyzja, czy nie, to mnie jako zawodnika mniej to interesuje. Dla mnie zwycięstwo jest zwycięstwem. Jestem sportowcem i dążę do wygrywania walk, a to w jaki sposób się to wydarzyło nie odgrywa dla mnie dużej roli. Jestem zadowolony. Wydaje mi się, że wygrałem każdą rundę.

 

Gdzie w hierarchii umieściłbyś Jalina Turnera? Czy pojedynek z nim był w top 3 twoich najcięższych starć, czy gdyby nie okoliczności krótkiego okresu przygotowawczego to mogłaby być łatwiejsza walka?

 

Nie wiem. Gdybym miał normalny okres przygotowawczy, on też inaczej by do tego podszedł. Na pewno miałbym więcej wytrzymałości, więc intensywność walki z mojej strony mogłaby być większa. Był to ciężki pojedynek, spodziewałem się, że skończę go przed czasem, ale okazało się inaczej. Czułem ogromny postęp w jego umiejętnościach, mocno się rozwinął względem poprzednich walk. Wraz z żoną jesteśmy bardzo zaciekawieni jego dalszymi poczynaniami w oktagonie. 

 

W rankingu dalej jesteś na siódmej pozycji, ale to co zyskałeś w oczach federacji to jest nieocenione w tej kategorii.

 

Moja pozycja w rankingu bardzo mnie zadowala na ten moment. Wydaje mi się, że faktycznie bardzo dużo zyskałem. Sean Shelby przed tą walką podszedł do mnie trzykrotnie i dziękował za jej uratowanie. Sam Turner powiedział, że nikt wcześniej nie chciał przyjąć tego pojedynku. Wygrywając tę walkę zdobyłem dużo szacunku w oczach innych ludzi. 

 

Powiedziałeś, że należy ci się starcie z kimś z czołowej piątki. Z kim chciałbyś się zmierzyć?

 

Musimy poczekać na moment kiedy zawodnicy będą dostępni. Jeśli mam być szczery, to dla mnie naprawdę nie ma znaczenia, z którym zawodnikiem miałbym się mierzyć. 

 

Jest światełko w tunelu, że gala UFC powróci w przyszłym roku do Polski. Rozumiem, że nie masz wątpliwości, że znajdzie się dla ciebie miejsce w takim wydarzeniu?

 

Pracownicy sami do mnie podchodzili i mówili, że są takie plany. Podawali nawet potencjalne nazwiska osób, które mogłyby tam zawalczyć. Oczywiście mówimy o Polakach. Wydaje mi się, że UFC faktycznie się przymierza, by wrócić do naszego kraju i jest duże prawdopodobieństwo, że to się wydarzy.

 

Paweł Wyrobek/MSZ, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie