Człowiek, który zawrócił Wisłę. Jego notes jest wart każdych pieniędzy

Piłka nożna
Człowiek, który zawrócił Wisłę. Jego notes jest wart każdych pieniędzy
fot. Cyfrasport
Człowiek, który zawrócił Wisłę. Jego notes jest wart każdych pieniędzy

Jeśli Wisła Kraków wygra w sobotę z Puszczą Niepołomice, to wskoczy na drugie miejsce w tabeli. Drużyna, która po rundzie jesiennej zajmowała 10. miejsce i traciła 10 punktów do drugiej wówczas Puszczy, wiosną zmieniła się nie do poznania i dokonuje niemożliwego. Wygrała wszystkie siedem spotkań i nic nie wskazuje na to, by nagle miała się zatrzymać. Najlepsze jest to, że za przemianą Wisły stoi człowiek, który 6 lat temu został z klubu wyrzucony.

Kiko Ramireza w Krakowie znają wybornie. Pracował z Wisłą jako szkoleniowiec. Sezon 2016/17 zakończył na 6. miejscu. W kolejnym został zwolniony w połowie drogi. Bo choć Wisła była wtedy na 8. miejscu, to jej styl pozostawiał wiele do życzenia i mocno irytował kibiców. Kilkadziesiąt minut po przegranej z Wisłą Płock (0:1) Ramirez został zwolniony, choć jeszcze chwilę wcześniej zapewniał, że zrobi wszystko, żeby zmotywować piłkarzy do lepszej gry.

 

Zobacz także: Pułapka na Wisłę Kraków. Boguski: Chcemy wykorzystać specyfikę boiska

 

Odchodził wzburzony, cytował Einsteina

 

Wtedy rządzący klubem uznali, że Ramirez nie ma już przełożenia na zespół, że stracił nad nim kontrolę. Pojawiły się nerwy, a trener w pierwszych odruchu zamieścił wpis z sentencją Alberta Einsteina: - „Trzymaj się z dala od negatywnych ludzi. Oni mają problem na każde rozwiązanie”. Hiszpan miał duże pretensji do pani prezes Marzeny Sarapaty. Wciąż wzburzony zwolnieniem Ramirez powiedział, że nie nadaje się ona na prezesa. Miał jej za złe styl rozstania, więc nie przebierał w słowach.

 

W Wiśle go jednak dobrze zapamiętali

 

Kiedy jednak emocje opadły, to Ramirez podziękował pani prezes i Wiśle. Bo jakby nie spojrzeć, mimo zwolnienia, zrobił sobie pracą w klubie dobrą reklamę. – To, że go teraz ponownie wzięli, świadczy o tym, że dobrze go wspominali. Nie miał co prawda do czynienia z obecną ekipą, ale panowie Królewski i Błaszczykowski najpewniej zasięgnęli opinii u innych i wyszło im, że Ramirez jest tym człowiekiem, który może im uratować sezon – zauważa Antoni Bugajski z Przeglądu Sportowego.

 

Potrzebowali czarodzieja, który znajdzie im dobrych zawodników

 

Do Ramireza wrócono najpewniej, dlatego że kiedy pracował pierwszy raz, to potrafił wyczarować ciekawych zawodników z Hiszpanii za stosunkowo niewielkie pieniądze. W 2017 prawdziwymi objawieniami okazali się przede wszystkim Carlitos i Pol Llonch. Teraz mają się nimi stać Tachi, David Junca, Alex Mula, Miki Vilar czy Sergio Benito. Czterej pierwsi już zbierają świetne recenzje. To tylko pokazuje, że rację miał Michał Trela pisząc nie tak dawno o notesie Ramireza. Widać, że rynek hiszpański zna on doskonale.

 

Piłkarze musieli być też tani

 

Dla Wisły ważna była jednak nie tylko ta znajomość, ale i to, że za te zakupy nie trzeba było wiele płacić. Nie tak dawno wyszło na jaw, że klub ma ogromne długi (media informowały o 43 milionach, ale prezes mówił o 15) i musi oglądać każdą wydaną złotówkę dwa razy. Inna sprawa, że najlepszym sposobem wyjścia na prostą jest szybki powrót do PKO Ekstraklasy i sięgnięcie po duże pieniądze z kontraktu telewizyjnego. To powinno uratować Wisłę, dlatego ci, którzy zdecydowali się wrócić do Ramireza mogą dziś zacierać ręce, patrząc, jak drużyna pnie się w górę tabeli i jak tak dalej pójdzie, to może nawet wygrać ligę.

 

Prezes mówił, że Ramirez to eksperyment

 

W grudniu bezpośredni awans Wisły był tylko marzeniem ściętej głowy. Tak wielki klub nie mógł jednak zostawić spraw swojemu biegowi, więc zdecydował się na eksperyment. Tak ściągnięcie Ramireza określił prezes Jarosław Królewski. Przedstawiając nowego dyrektora, mówił też o laboratorium.

 

Hiszpan dostał zadanie „wyhodowania teamu”, takich słów użył Królewski, który będzie miał ducha walki i zagra o awans. Zostając przy terminologii Królewskiego, można dodać, że taki team udało się wyhodować. Bo ta Wisła z wiosny walczy. W porównaniu do jesieni zmieniono nieco proporcje. W tamtej Wiśle było więcej wirtuozów, teraz doszło kilku wojowników, którzy na dokładkę potrafią grać w piłkę.

 

W Wiśle mieli nosa

 

Dzisiaj okazuje się, że ludzie zarządzający Wisłą mieli nosa. Ramirez był świetnym wyborem z kilku powodów. Bardziej zmotywowanego dyrektora nie mogli zatrudnić. Hiszpanowi nie pozwolono przecież dokończyć 6 lat temu zadania, więc od początku było jasne, że stanie na głowie, żeby znaleźć Wiśle jak najlepszych piłkarzy za te pieniądze, którymi dysponuje klub. Ramirez od czasu rozstania z Wisłą śledził, co się u nas dzieje, interesował się polską piłką i to z pewnością też zadziałało na plus. Ważne też było to, że trafił do Wisły trenowanej przez Radosława Sobolewskiego, którego już przecież poznał i do którego ma szacunek.

 

Oczywiście Hiszpan był też świetną opcją, dlatego że nie był drogi. Na pierwszej konferencji prasowej po zatrudnieniu mówił wprost. – Aspekt finansowy w ogóle nie był dla mnie ważny przy podpisywaniu umowy. Chcę znaleźć zawodników, którzy pomogą Wiśle. Chcę pomóc Wiśle, chcę pomóc Radkowi Sobolewskiemu – przyznał.

 

Ramirez okazał się lepszym dyrektorem niż trenerem

 

Ramirez już pomaga. Jego hiszpański zaciąg okazał się niemal w 100 procentach trafiony, a sprowadzeni przez niego zawodnicy grają kluczowe role w zespole. Nie ma już problemu ze skrzydłami, co jesienią było największym mankamentem Wisły. Prezes Królewski może być zadowolony, bo drużynę udało się naprawić niewielkim kosztem, a wielka kasa, która będzie czekała po awansie, jest już na wyciągnięcie ręki.

 

Jakby nie spojrzeć, to eksperyment Ramirez już wypalił. Ten człowiek już przecież zawrócił Wisłę ze złej drogi, bo po pierwszej rundzie bliżej jej było do spadku niż do awansu. Ramirez na ten moment okazuje się być lepszym dyrektorem niż trenerem. Dzięki temu, że pracował jako szkoleniowiec, wie, jak ułożyć sobie współpracę z Sobolewskim. A notes z ciekawymi zawodnikami i świetne rozeznanie rynku (on sam mówił nie tak dawno w wywiadzie dla „Wprost”, że jego macki sięgają daleko) dały Wiśle to, czego brakowało jej jesienią.

Dariusz Ostafiński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie