Pułapka na Wisłę Kraków. Boguski: Chcemy wykorzystać specyfikę boiska

Piłka nożna
Pułapka na Wisłę Kraków. Boguski: Chcemy wykorzystać specyfikę boiska
fot. PAP/Cyfrasport
Radosław Sobolewski (z lewej) i Rafał Boguski

Starcie z Puszczą jest jak pułapka dla Wisły Kraków. Nie tylko dlatego, że to główny akcent obchodów stulecia klubu z Niepołomic, ale również dlatego, iż na stadionie Puszczy w tym sezonie wygrał tylko Ruch, a reszta ekip straciła punkty. - Mamy specyficzne boisko i nie ma co ukrywać, że chcemy to wykorzystać jak najbardziej, również w starciu z Wisłą – powiedział w rozmowie z Polsatsport.pl Rafał Boguski, który z Wisłą trzykrotnie zdobywał mistrzostwo Polski, a teraz jest napastnikiem Puszczy.

Michał Białoński: Czy pozostałeś wierny literaturze?


Rafał Boguski, napastnik Puszczy Niepołomice: Absolutnie tak, pasja czytania mi nie mija. Aktualnie czytam „Baśniową opowieść” Stephena Kinga.


Już kilkanaście lat temu w szatni ciężko było się wymienić poglądami na temat lektur. A co dopiero teraz, gdy życie młodzieży zdominowały inne rozrywki?


- To prawda. Moi koledzy są przyzwyczajeni do świata wirtualnego, do tabletów i telefonów, choć zdarzają się wyjątki. Widziałem, że niektórzy czytają książki.


W 2006 r., gdy z okazji stulecia klubu Wisła mierzyła się z Sevillą, byłeś akurat na wypożyczeniu do GKS-u Bełchatów. Teraz za to będzie ci dane fetowanie stulecia Puszczy Niepołomice, bo takie miano nosi starcie z Wisłą.


- To duże wydarzenie dla naszej drużyny, dla całego klubu i dla całych Niepołomic. Fajnie, że akurat w starciu z Wisłą będziemy obchodzili te huczne urodziny Puszczy.


W Puszczy grasz już drugi sezon. Na czym polega fenomen tego klubu, że przy skromnym budżecie potrafi bić się o awans do Ekstraklasy z największymi klubami Fortuna 1. Ligi? Nie będąc w środku łatwo znaleźć architekta tego sukcesu w osobie trenera Tomasza Tułacza, który pracuje od ośmiu lat, bijąc rekord we wszystkich zawodowych ligach w Polsce.


- Po pierwsze, najważniejsza jest systematyczność i ciągłość pracy, która wiąże się z trenerem Tułaczem. Gdy trener dostaje czas na budowę drużyny, to prędzej czy później efekty tego przychodzą. Po drugie, mamy też zgraną grupę zawodników, która pod względem jakości i umiejętności piłkarskich daje radę na poziomie 1. Ligi, dokładając do gry to, o co zawsze trener zabiega, czyli zaangażowanie, energię. Wszystko to sprawiło, że nadal mamy szanse na awans. Walczymy o marzenia!


Macie zaledwie czterech obcokrajowców w kadrze, a jeden z nich – Emile Thiakane ma już polskie obywatelstwo, nazwałbyś zdrową mieszanką? Bruk-Bet Termalica ma 14 obcokrajowców, Wisła – 13, Podbeskidzie i Sandecja po 10.


- Trzeba spoglądać też na możliwości finansowe danego klubu. Można sobie pozwolić na obcokrajowców, ale my bazujemy na Polakach i to nie z najwyższych lig, ale wielu spośród nich trafia do puszcz z 2. Ligi, czy nawet z III ligi. U nas się rozwijają i pokazują, że są w stanie rywalizować na szczeblu centralnym. Dlatego sądzę, że w Puszczy mamy zdrową mieszankę i rutyny z młodością, jest też zachowany balans, jeśli chodzi o obcokrajowców. Ważne też, że nasi zawodnicy są głodni sukcesów, chcą coś osiągnąć.


Gdy we wrześniu wygraliście z Wisłą przy Reymonta 3-2, było to sporą sensacją. Występowaliście w roli kopciuszka, ubogiego krewnego. Ale teraz już nikt was nie lekceważy. Kogo nazwałbyś faworytem tego starcia? Z jednej strony jest wzmocniona Wisła, z serią siedmiu zwycięstw z rzędu, a z drugiej – Puszcza u siebie przegrała tylko raz, z Ruchem Chorzów.


- Na pewno każdy, kto do nas przyjeżdża musi się dostosować do naszych warunków, a nie jest to łatwe. Mamy specyficzne boisko i nie ma co ukrywać, że chcemy to wykorzystać jak najbardziej. Wydaje się, że po siedmiu zwycięstwach z rzędu naturalnym faworytem jest Wisła. My nie złożymy broni i postaramy się osiągnąć jak najlepszy wynik.


Nie zawsze masz miejsce w podstawowym składzie, ale byłeś ojcem zwycięstwa w ważnym starciu z Arką, której strzeliłeś bramkę. Gdy rozmawiałem ostatnio z Maćkiem Żurawskim, to stwierdził, że jak zna trenera Tułacza, to podejrzewa, iż wystawi cię na Wisłę. W roli tajnej broni.


- Tak było jesienią, gdy trener zdecydował, iż zagram przeciwko Wiśle od pierwszych minut, a wcześniej miałem dużo mniej występów w pierwszym składzie. Dopiero w sobotę dowiemy się, jaki będzie skład, ale ja robię wszystko, aby się jak najlepiej przygotować do tego spotkania. Cała reszta zależy od decyzji trenera.


Obrońcom i bramkarzom łatwo grać do „czterdziestki”, oni tyle nie biegają, co zawodnicy ofensywni. W czerwcu skończysz 39 lat. Zamierzasz przedłużyć karierę powyżej 40 lat, jak np. Zlatan Ibrahimović?


- Najważniejsze, że ciągle gra w piłkę sprawia mi przyjemność. Gdy mogę pojechać na trening, zmęczyć się, nadal sprawia mi to frajdę. Lubię wysiłek fizyczny i to już mi chyba nie przejdzie już do końca życia (śmiech). Zdaję sobie z tego sprawę i czuję to po organizmie, że szybkość już jest nie taka jak dawniej. Regeneracja po ciężkich treningach i meczach w okresie przygotowawczym trwa również dłużej. Potrzebuję więcej czasu, by po takich bodźcach dojść do siebie, ale w dalszym ciągu daję radę. I chciałbym grać jak najdłużej, dopóki pozwoli zdrowie. Ja sobie żadnego limitu nie zakładam. Dopiero wtedy, gdy organizm i głowa powiedzą mi „stop”, będę chciał kończyć.


To byłaby piękna historia, gdybyś z Puszczą awansował do Ekstraklasy. Gdyby ta misja się wam udała, to na jakim stadionie byście podejmowali rywali? Ten z Niepołomic nie spełnia wymogów licencyjnych.


- Z rozmowy z naszymi prezesami wiem, że mamy plan rozbudowy i dostosowania stadionu do wymogów Ekstraklasy. Jeśliby się te plany nie powiodły, a udałoby się awansować, to fajnie by było, gdyby nasze mecze były rozgrywane na stadionie Wisły. Życzę jednak Puszczy i Wiśle, żeby obie drużyny awansowały.


Wisłę prowadzi twój kolega z boiska Radosław Sobolewski. Jak ci się podoba jego sposób zarządzania szatnią? Swą skuteczność prezentował już w Wiśle Płock, z którą wygrał sześć razy z rzędu.


- Muszę przyznać, że jestem pod ogromnym wrażeniem. Zwłaszcza teraz, na wiosnę, jak Wisła pod jego wodzą gra, jak jest przygotowana fizycznie, mentalnie, technicznie, taktycznie. Wygląda na to, że w szatni trenera Sobolewskiego jest wszystko naprawdę bardzo dobrze poukładane, zawodnicy wiedzą, co mają robić, no i nie ukrywam, że w sobotę będziemy mieli ciężką przeprawę, żeby tak dysponowaną Wisłę pokonać. Ale oczywiście zrobimy wszystko, by nasza drużyna osiągnęła jak najlepszy wynik.


Czy po Sobolewskim piłkarzu widać było cechy, które wróżyły mu dobrą karierę trenerską? My dziennikarze pamiętamy go z niechęci do wywiadów, on nie lubił błyszczeć w mediach, choć teraz to przełamał.


- Z tego, co pamiętam z szatni Wisły, Radek nie był zamkniętą w sobie osobą. Może taki jego odbiór był na zewnątrz, gdyż nie udzielał wywiadów. W życiu codziennym Radek Sobolewski jest rozmowny, dużo mówi, podpowiada i nie zdziwiłem się, że został trenerem i radzi sobie bardzo dobrze.


Twoje występy w reprezentacji Polski nie były epopeją, bardziej epizodem, za to zagrałeś w dość szczególnym meczu eliminacji do MŚ, od którego na początku kwietnia minęło 14 lat. W Kielcach pokonaliśmy San Marino 10-0, ty strzeliłeś pierwszą i trzecią bramkę, hat-tricka zaliczył Ebi Smolarek i był to też jeden z dwóch meczów, w którym do siatki trafiali Robert Lewandowski i Mariusz Lewandowski. Ale zaliczyłeś takie wejście do pierwszej kadry za kadencji Leo Beenhakkera, że jest się czym poszczycić.


- Oczywiście, że tak. Z jednej strony czuję gorycz, że w reprezentacji Polski zagrałem tak niewiele spotkań, ale tę gorycz osładza mi właśnie ten mecz z San Marino. Historyczny wynik, dużo wspomnień z tego spotkania. To przeżycie, do którego będę wracał z chęcią do końca życia.


Wyszliście na San Marino w roli mścicieli, po wyjazdowej porażce z Irlandią Północną. Trener Beenhakker poważnie przemeblował skład, wpuszczają świeżą krew. M.in. ciebie i Roberta Lewandowskiego.


- Gdy wróciliśmy do kraju z Irlandii Północnej, spadły na nas gromy krytyki, przez co atmosfera w kadrze była dość napięta. Wiedzieliśmy, że w meczu z San Marino musimy się zaprezentować o niebo lepiej, niejako zmazać plamę, pokazać, że potrafimy grać w piłkę. I od samego początku ruszyliśmy na rywala. Trzeba też przyznać, że szybko strzelona pierwsza bramka ułatwiła nam operowanie piłką. Tak często bywa w starciach ze słabszymi rywalami, że im dłużej nie strzelasz im bramki, tym bardziej zaciekle się bronią, nabierają pewności i wówczas trudniej jest stwarzać zagrożenie.


Z tamtej drużyny Beenhakkera nie tylko ty grasz jeszcze w piłkę, ale też Łukasz Fabiański, który jest młodszy od ciebie zaledwie od rok. „Fabian” dzielnie broni swej pozycji w Premier League, choć West Ham United w tym sezonie broni się przed degradacją.


- Jestem pod wrażeniem Łukasza Fabiańskiego. Od tylu lat gra w Premier League, w najlepszej lidze na świecie, regularnie ma miejsce w bramce. Moim zdaniem w ostatnich 15 latach to jest najlepszy bramkarz.


Szkoda tylko, że zrezygnował już z występów w reprezentacji. Roberta Lewandowskiego pamiętasz nie tylko z kadry Beenhakkera, ale też z ligi. Grając w Lechu dał się we znaki także Wiśle, strzelając jej w Krakowie dwa gole, w wygranym przez „Kolejorza” 4-1 spotkaniu. Spodziewałeś się, że „Lewy” zajdzie tak daleko?


- Dobrze pamiętam to spotkanie. Spotykaliśmy się z Robertem na zgrupowaniach kadry i widać było, że jest bardzo dużym talentem, drzemie w nim bardzo duży potencjał, ale nigdy bym nie przypuścił, że może zrobić aż tak wielką karierę. W tamtych czasach był przymieszany do wielu europejskich klubów i wszyscy wiedzieliśmy, że wyjedzie za granicę, do dużo lepszej ligi. Ale że będzie na szczycie, to ja się tego nie spodziewałem.


A jak oceniasz współczesną reprezentację Polski? Fernando Santos jest porównywany do Beenhakkera, nie tylko z racji na zaawansowany wiek, ale też sławę, dokonania, klasę. Portugalczyk również się musi mierzyć ze zmianą warty – pokolenie urodzonych w latach osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych powoli odchodzi, ustępując miejsca młodszym.


- Tak to jest w piłce, gdy coś nie idzie, to fala krytyki spada na tych teoretycznie najlepszych, a po boisku biega jedenastu zawodników. Żyjemy w czasach, w których 99 procent naszych reprezentantów gra za granicą, z Ekstraklasy trafiają do niej pojedynczy zawodnicy. To pole popisu dla trenera, żeby ułożyć z tej grupy zgrany zespół, co nie jest proste, dysponując zaledwie trzema treningami przed meczem. Trudno oczekiwać, że po trzech dniach od spotkania zawodników z nowym trenerem wszystko będzie super wyglądało. Dajmy Fernando Santosowi trochę czasu. Wydaje mi się, że z meczu na mecz gra reprezentacji będzie coraz lepsza.

Michał Białoński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie