Wisła poległa w błotnistej Puszczy. Ten fakt daje do myślenia

Piłka nożna
Wisła poległa w błotnistej Puszczy. Ten fakt daje do myślenia
fot. Cyfrasport
Wisła Kraków przegrała w Niepołomicach

Wisła Kraków przerwała wspaniałą serię siedmiu zwycięstw z rzędu. Nie poradziła sobie w ekstremalnie trudnych warunkach, jakie przygotowała Puszcza Niepołomice. Wbrew anormalnemu boisku, podopieczni Radosława Sobolewskiego sami powinni pluć sobie w brodę. Nie zrealizowali strategii, która zdałaby egzamin w takich warunkach.

Puszczy należą się gratulacje nie tylko z okazji zwycięstwa, ale też stulecia klubu. Natomiast kibiców z Krakowa niepokoi fakt, że obydwa starcia ligowe z Puszczę Wisła przegrała przez stałe fragmenty gry.

 

ZOBACZ TAKŻE: Magazyn Fortuna 1 Ligi - 10.04. Transmisja TV i stream online

 

Najważniejsza różnica między obiema ekipami polegała na tym, że Puszcza wyszła jak na starcie o życie, a Wisła jak na zwykły mecz ligowy. Przeświadczona o swej piłkarskiej wyższości, z przekonaniem, że poradzi sobie nawet na boisku przypominającym w niektórych rejonach grunt orny. Tymczasem nawet husaria unikała ataków w błocie, a krakowianie byli skazani to robić.


Z jednej strony trudno się dziwić trenerowi Sobolewskiemu i jego sztabowi, że wyzwolenie dostatecznej złości sportowej w zespole, aż nadmiernie pewnym siebie po siedmiu kolejnych zwycięstwach, było zadaniem graniczącym z cudem. Taka seria zwycięstw powoduje, że siłą rzeczy czujność zespołu zostaje uśpiona, a gdy świetnie taktycznie ustawiony rywal obejmie prowadzenie 2-0, jest już za późno na skuteczną pogoń, tym bardziej w takich warunkach.


Na dodatek słabszy dzień zaliczył Alex Mula, któremu nie wychodziły dryblingi, strzały, ani podania. Wprawdzie na lewej stronie aktywny w ofensywie był David Junca, ale i jego podania nie otwierały drogi do bramki.
Krakowianie uparli się, by wjechać z piłką do bramki. Tymczasem wobec broniącej się niemal całym zespołem we własnym polu karnym Puszczy okazało się to niemożliwe. Na strzały z dystansu wiślacy zdecydowali się dopiero przy stanie 2-0, gdy było już po herbacie.


Wisła przegrała ten mecz również przez stałe fragmenty gry. I to powinien być największy powód do zmartwień dla trenera Sobolewskiego i jego asystenta Bogdana Zająca, który właśnie za nie odpowiada. Wiślacy nie wyciągnęli żadnych wniosków z wrześniowej porażki 2-3, gdy dwie bramki Puszcza im strzeliła właśnie w ten sposób – po rzucie rożnym i wolnym.


Tym razem po dośrodkowaniu z kornera w promieniu metra nie było żadnego wiślaka przy Michale Koju, który ze spokojem zagłówkował do siatki. Tachi i Boris Moltenis byli za daleko.


Puszcza miała tylko trzy rzuty rożne. Wisła - aż 16, ale fatalnie je wykonywała. Obrazem bezradności było wycofanie Luisa Fernandeza z kornera przed pole karne, po którym nastąpiło zagranie do własnego bramkarza i strata po jego wybiciu.


Przepisy licencyjne mamy na papierze, w życiu omijamy je slalomem


Natomiast stan murawy na stadionie Puszczy to przyczynek do debaty o przepisach licencyjnych, które w Polsce mamy pięknie spisane na papierze i slalomem omijane w życiu. Przymykanie oka na brak bazy stadionowej pomogło w zbudowaniu potęgi Rakowowi Częstochowa, który przez niemal dwa sezonu podejmował rywali w Bełchatowie, ale z drugiej strony więcej jest negatywnych przykładów. Np. Warta ma wspaniałą tradycję, o której wyśmiewający niewielką liczbę jej kibiców nie wiedzą, bądź zapominają, ale w Poznaniu występuje tylko raz w roku – podczas derbów z Lechem. Poza tym, od 2019 r. podejmuje rywali w Grodzisku Wlkp., a Poznań ma kłopoty ze znalezieniem 80 mln zł na modernizację stadionu Warty.


Pamiętamy przypadki nie tylko Rakowa, ale też Wisły, Cracovii, czy obecnie Sandecji, które korzystają z gościnności innych stadionów, ale wobec trwającej modernizacji czy budowy macierzystych aren. W wypadku Warty nic takiego się nie dzieje.


Puszcza miała zawsze problemy ze stanem murawy, szczególnie podczas wiosennych roztopów. Natomiast wiedziała, że nic jej nie grozi za beznadziejny stan boiska. Dlatego udostępniła swój stadion także Sandecji na okres budowy nowego obiektu w Nowym Sączu. Udostępniła, bo wiedziała, że delegat PZPN zawsze przymknie oko na stan murawy, a sędzia pozwoli na niej grać.


Podkreślmy jednak, że to w niczym nie ujmuje zasług trenera Puszczy Tomasza Tułacza i jego podopiecznych, którzy na stulecie klubu liczą się w walce o awans do Ekstraklasy. Wygrali zasłużenie obydwie konfrontacje z Wisłą, dysponując jednym z najniższych budżetów w Fortuna 1. Lidze.


Co z rzutem karnym dla Puszczy?


Środowisko Wisły kontestowało drugą bramkę dla Puszczy, wskazując na fakt, iż Rok Kidrić zatrzymał się podczas wykonywania rzutu karnego. Można stwierdzić, że Słoweniec strzelił „jedenastkę” w stylu Roberta Lewandowskiego, nie było w tym błędu.


Natomiast był to typowy rzut karny z ery VAR-u. Sędzia nie dopatrzył się faulu, ale jego kolega siedzący w wozie VAR zaprosił go do monitora i decyzja została zmieniona. Warto się zastanowić, czy z duchem gry? Wszak Tomasz Wojcinowicz zagłówkował tak jak chciał, dopiero po zagraniu piłki zderzył się z nim Tachi. Zderzenie nie miało żadnego wpływu na przebieg gry, a jednak za nie podyktowano „jedenastkę”.


Reasumując, jeśli Wisła marzy o awansie, musi nauczyć się grać nie nierównej murawie, z rywalami dobrze zorganizowanymi w defensywie. Już 22 kwietnia czeka ją wyjazdowe starcie z Ruchem, w Gliwicach, gdzie murawę eksploatują również dwa kluby, więc nie może ona być idealna.

Michał Białoński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie