Bestia i… bestia. "Norweski Tur" czy "Brazylijskie Słoneczko Madrytu"?

Piłka nożna
Bestia i… bestia. "Norweski Tur" czy "Brazylijskie Słoneczko Madrytu"?
fot. PAP/EPA

Przed ośmioma dniami Erling Haaland na Estadio Santiago Bernabeu został „wsadzony do kieszeni”. Antonio Rudiger umieścił go tam dość głęboko, a kiedy nawet napastnikowi Manchesteru City udało się z niej na moment wysunąć, zatrzymał go jego partner z defensywy „Królewskich” David Alaba. Vinicius Junior, słynący z poszukiwania przestrzeni z lewej strony boiska i zejść w pole karne, oddał strzał zza szesnastki i to z miejsca, gdzie akurat on rzadko dochodzi do tego typu sytuacji.

Jego pierwsze trafienie z dystansu w Lidze Mistrzów wprawiło w osłupienie nie tylko Edersona. W stolicy Hiszpanii skończyło się na 1-1 i żaden z wielkich klubów nie wykonał znaczącego kroku w stronę finału w Stambule. Przed nami wielki rewanż.

 

ZOBACZ TAKŻE: Legenda wraca do Barcelony!

 

Znamienne jest to, że oba zespoły tego pierwszego wieczoru do siatki trafiały po uderzeniach z dalszej odległości. Real z premedytacją bronił bardzo nisko, umieszczając w linii defensywy często także Lukę Modricia i Toniego Kroosa. Niedopuszczenie do wejścia w pole karne rozpędzonego „Norweskiego Tura” będzie głównym zadaniem także i na Etihad. Nie spodziewam się, by strategia Carlo Ancelottiego mogła być diametralnie inna niż ta sprzed tygodnia. A że w szybkim ataku Real czuje się jak ryba w wodzie, nie trzeba nikogo przekonywać. Jeżeli ktoś ma gorszą pamięć, niech odtworzy sobie dwie bramkowe akcje przeciw Chelsea na Stamford Bridge. To kwintesencja tego, jak obrońcy tytułu błyskawicznie i nieosiągalnie dla rywala są w stanie spod własnego pola karnego pod to przeciwnika się przemieszczać.


Matematyka i statystyka wyglądają jednak tak, jakby Real nie miał w Anglii czego szukać. 22 mecze bez porażki, 15 z rzędu zwycięstw na Etihad, w 14 z nich zespół Manchesteru City strzelił co najmniej dwa gole. Od września 2018 roku jest bez porażki na własnej ziemi w Lidze Mistrzów. Skład tak mocny, że w pierwszym spotkaniu z ławki nie wstają nawet takie asy, jak Julian Alvarez, Riyad Mahrez czy Phil Foden. Carlo Ancelotti może „straszyć” jedynie lewą nogą Marco Asensio czy kreatywnością Daniego Ceballosa, ale umówmy się: żaden z nich raczej nie znalazłby uznania w oczach Pepa Guardioli, który do Zjednoczonego Królestwa pod swoje skrzydła by ich nie ściągał.


A zatem to City, a nie Real będzie świętować? Przed pierwszym spotkaniem postawiłem tezę, że o losach tego dwumeczu w dużej mierze rozstrzygnie fakt, że rewanż rozgrywany jest w Anglii. Zespoły z Wysp, nawet tak mocno złożone z piłkarzy spoza tego regionu świata, bardzo często tracą sporo ze swojej pewności, przekraczając Kanał La Manche. Gdyby Real rewanż grał u siebie, miałby ten mały atut w swoich rękach. Jest jednak odwrotnie. Wiem, że wielu z Was romantyczno-historycznie liczyło na czerwcowe AC Milan – Real Madryt. Manchester City vs Inter brzmi mniej atrakcyjnie? Nie potrafię odpowiedzieć. Dla mnie jednak to dziś będzie prawdziwy finał tego sezonu. A w zasadzie jego druga odsłona.

Bożydar Iwanow/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie