Marek Magiera: Bella sempre, czyli polska siatkówka zawsze piękna...

Siatkówka
Marek Magiera: Bella sempre, czyli polska siatkówka zawsze piękna...
fot. PAP
Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wygrała trzeci raz z rzędu Ligę Mistrzów.

To był piękny wieczór w Turynie. Najpierw dwie najlepsze drużyny rozgrywek siatkarskiej Ligi Mistrzów ruszyły z ziemi polskiej do Włoch, a teraz Puchar Europy trafił z ziemi włoskiej do Polski. Fantastyczna sprawa.

To był historyczny mecz. Z kilku powodów. Pierwszy to taki, że w Superfinale zagrały dwa kluby z jednego kraju, drugi to taki, że w Superfinale zagrały dwa kluby z Polski, trzeci to taki, że po raz pierwszy zagrał w nim Jastrzębski Węgiel, a czwarty, że trzeci rok z rzędu zagrała w nim ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. I po raz trzeci go wygrała.

 

ZOBACZ TAKŻE: Ten siatkarz zaimponował byłemu reprezentantowi Polski. "Jest wszędzie"


Po zakończeniu meczu napisałem na Twitterze - gratulacje i szacun dla ZAKS-y, szacun dla Jastrzębskiego Węgla oraz brawa dla obu drużyn. Tutaj wypada jeszcze dopisać – szacunek i brawa dla polskich kibiców, którzy pojawili się w Turynie i stworzyli kapitalną atmosferę.


Mecz oglądałem w Polsacie Sport w towarzystwie kilku osób, część z nich kompletnie nie interesuje się siatkówką na co dzień. I takie oglądanie też jest fajne, bo można się ciekawych rzeczy dowiedzieć - raz, że rywalizacja polsko-polska w takim finale to coś tylko dla koneserów, bo jednak rywalizacja między dwoma krajami ma lepszy smaczek, dwa - żeby grać w siatkówkę, to trzeba mieć dwa metry wzrostu, trzy - ciekawe co czułby ten gość, co nie trafił jakby ostatecznie przegrali? Pytań i opinii było oczywiście zdecydowanie więcej, ale fajne było to, że wszyscy - z tych nie interesujących się przede wszystkim - obejrzeli widowisko od dechy do dechy.


W tej jednej sytuacji chodziło oczywiście o Bartosza Bednorza. Pytanie jakby się czuł, kiedy przestrzelił meczową piłkę w czwartym secie, gdyby Zaksa przegrała ostatecznie z Jastrzębskim Węglem? Tego oczywiście nie wie nikt, ale zastanawiające jest to, że w takich meczach i takich okolicznościach pamięta się tylko tego ostatniego, albo ten ostatni dotyk. Bo tego, że wcześniej dwa razy uderzył w aut Łukasz Kaczmarek czy czegoś tam nie zatrzymali na siatce David Smith z Norbertem Huberem, jakoś nikt nie rozpamiętuje. Trochę ta sytuacja przypomina tę z Pekinu, kiedy to Łukasz Kadziewicz przegrał na siatce walkę o piłkę z Valerio Vermiglio i reprezentacja Polski pożegnała się z igrzyskami olimpijskimi na etapie ćwierćfinału. Do dzisiaj mało kto pamięta, że "Kadziu" grał wtedy świetny mecz, że przed nim mieliśmy chyba z pięć okazji na zamknięcie meczu, ale łatka została przyklejoną i pewnie nie odklei się już nigdy, przynajmniej ludziom z pokolenia "reprezentacji Lozano".


Siatkówka to specyficzny sport głównie ze względu na dynamikę gry, gdzie nie ma czasu praktycznie na nic, tutaj nie można piłki zatrzymać, złapać, rozejrzeć się, o wszystkim decyduje odbicie, więc teza o sile w drużynie jest bardzo na miejscu. Wiem, że brzmi to jak stary wytarty banał, ale tak jest i warto jedynie zwrócić uwagę jak ważną rolę w tym ludzkim zespole pełnią indywidualności. Nagrodę MVP Superfinału zgarnął David Smith i brawa dla niego, ale ja chciałbym zwrócić uwagę – nie pierwszy raz kolejny zresztą – na Aleksandra Śliwkę. Kolejny ważny mecz z jego udziałem i kolejny kapitalny występ. 16 zdobytych punktów, ratio plus 10, 60 procent pozytywnego przyjęcia, ponad 50 procent skuteczności w ataku, 3 asy serwisowe i 2 punktowe bloki. Jakość. Siatkarska jakość.


Śliwka był cichym bohaterem turyńskiego finału i zrobił to co do kapitana należało. To on ciągnął zespół w newralgicznych momentach, dokładnie tak samo jak wcześniej robił to Bednorz, czy Tomasz Fornal w Jastrzębiu. No właśnie - Śliwka, Bednorz, Fornal, świetny w lidze Artur Szalpuk, a są jeszcze przecież Kamil Semeniuk i Wilfredo Leon. Niewykluczone, że w trybie reprezentacyjnym jeszcze ktoś wystrzeli i to może nawet w najmniej oczekiwanym momencie, ale tak to już jest. Choć dzisiaj w kontekście walki o wyjazd na igrzyska olimpijskie z tym reprezentacyjnym pociągiem jest tak, że zdecydowanie ciekawiej zapowiada się odczepianie niż doczepianie wagonów na kolejnych stacjach. Pierwszą poważniejszą będzie turniej kwalifikacyjny do igrzysk.


Wracając jeszcze na chwilę do Włoch i Turynu. Turyn kojarzył mi się dotąd z Juventusem i Zbigniewem Bońkiem nazywanym w Italii "Pięknością nocy", gdyż najlepsze występy notował w meczach rozgrywanych przy sztucznym oświetleniu. Bello di notte. To samo można powiedzieć o naszej siatkówce. Tyle tylko, że niezależnie od pory dnia. Bella sempre.

Marek Magiera/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie