Joanna Kaczor-Bednarska: Nie tak "terrible"

Siatkówka

Po spotkaniach z Francją i dwóch zwycięstwach 4:0 na słowa gratulacji usłyszałam od Stefano Lavariniego – "terrible game". Fakt - to nie były piękne mecze. Wiele zepsutych zagrywek, często kiepska skuteczność i przeciętne przyjęcie. Mecze te miały dobre momenty, ale głównie miały pokazać, nad czym musimy pracować. Teraz po czterech kolejnych triumfach nad klasowymi zespołami, twardej walce o każdy punkt do rankingu i niezłym stylu gry apetyt na więcej rośnie nie tylko siatkarkom, ale i kibicom.

Dla mnie osobiście najważniejszym, co zobaczyłam podczas turnieju w Antalyi, jest drużyna. Drużyna przez wielkie "D". Bez popłochu czy strachu w oczach, gdy ucieka wynik, z dobrą reakcją na krytykę ze strony sztabu i wzajemnym szacunkiem. Lata temu zastanawiałam się, czy Polki będą kiedyś, jak Brazylijki, czy Amerykanki czuły, że drużyna to rodzina. Czy "przytulas" przed wyjściem na boisko to nie gra pod publiczkę — dziś już wiem, że nie. A widok Magdy Stysiak, czy innej z siatkarek zbijającej piątkę, czy cieszącej się razem z trenerem, to w zasadzie norma.

 

ZOBACZ TAKŻE: Najlepsze siatkarki pierwszego tygodnia VNL. Polka na czele rankingu

 

Początki sezonu, te w klubie, czy te z kadrą narodową, to z reguły wielka niewiadoma. Bo się poznajemy, bo obciążenia treningowe są większe, leczymy urazy i wreszcie, co chyba najistotniejsze, bo jeszcze nie ma presji na wynik. Tu sytuacja ma się nieco inaczej, a po każdym spotkaniu media społecznościowe przypominają o lokacie Polek w rankingu. Patrząc na grę siatkarek, aż rzuca się w oczy, że dobrze przepracowały poprzednie wakacje i tylko kwestią kilku treningów był powrót do pewnych automatyzmów i schematów, które wprowadził włoski szkoleniowiec. Jasne błędy i porażki będą się zdarzać i trzeba być na nie gotowym. Szczególnie dlatego, że Lavarini swój warsztat opiera na zaufaniu i nauce gry na ryzyku, a ta wymaga od zawodniczek wyjścia ze strefy komfortu. Podjęcia wyzwania, które ostatecznie ma się odpłacić biletem do Paryża. Można przecież popełnić błąd – bo atak w aut, na przykład w momencie, gdy widać próbę wykorzystania konkretnego rozwiązania technicznego, jest częścią rozwoju. Inaczej ma się to w sytuacji, gdy na oślep uderza się przed siebie.

 

Co się zmieniło, że nagle wszyscy rozpływają się nad polskimi blokującymi, które sieją popłoch u przeciwniczek? Że zachwycają się zagrywką, która rozstawia przeciwniczki po kątach, ławką, która wiele wnosi do gry, czy wreszcie, przyjęciem, które we wcześniejszych latach różnie nam wychodziło? A no zmieniło się nastawienie i podejście do pracy. Tu nikt nie sprawdza, czy na zadane dziesięć powtórzeń wszystkie zostały zrobione, a raczej zastanawia się, ile więcej można zrobić. I może zabawnie to zabrzmi, ale w kobiecej siatkówce "otwarta-czysta" głowa to połowa sukcesu. Tę połowę wydajemy się już mieć pod kontrolą. Zostaje tylko żmudna praca nad poszczególnymi elementami siatkarskiego rzemiosła.

 

Niektórzy powiedzą – wygrały z Serbkami bez Tijany Boskovic, czy z włoszkami bez Paoli Egonu. Cała prawda, ale przecież te same Serbki przed rokiem w niemal identycznym składzie (teraz tylko bez Jovany Stevanović) odbierały brązowe medale VNL! Od początku turnieju grając bez większych zmian. Dlaczego zatem to nie Wenerska, Korneluk i koleżanki nie mogłyby sprawić psikusa i po nie sięgnąć w tym roku? Nikt już nie pamięta, że w naszej ekipie na mistrzostwach Świata zabrakło Martyny Łukasik, czy Martyny Czyrniańskiej – teraz już są i pokazują, że grać w siatkówkę na wysokim poziomie potrafią. Siatkówka nie lubi wielu rotacji w składzie, lubi za to stabilność, spokój i powtarzalność. Tegoroczna kadra, budując na fundamencie z poprzedniego sezonu, może wykonać kolejny krok ku igrzyskowym marzeniom. Dajmy im tylko czas i liczmy, że będzie dopisywać zdrowie.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie