W Stambule igrzyska na razie piłkarskie. Marzenia Turcji sięgają dalej

Piłka nożna
W Stambule igrzyska na razie piłkarskie. Marzenia Turcji sięgają dalej
fot. PAP/EPA
Stambuł gości tegoroczny finał Ligi Mistrzów

Stambuł to miasto pełne magii. Ale i chaosu. Nieprawdopodobne korki w centrum, jak i na autostradach dojazdowych do miasta. Na hałaśliwych czteropasmowych ulicach mężczyźni, kobiety, a nawet dzieci, wykorzystując fakt, że pojazdy tkwią w miejscu albo próbują się przepychać, stoją w tym gąszczu, starając się sprzedać ci wodę, słodycze, papierosy, a nawet bukiety kwiatów.

Raz po raz słychać syreny i widać włączone systemy ostrzegania świetlnego na nieoznaczonych policyjnymi znakami samochodach. Przeciskają się, zsuwając z jezdni „rywali”. Czy to faktycznie służby, czy też po prostu sprytna metoda montażu takich elementów w prywatnych samochodach? Zdarza się to tak często, że trudno w to uwierzyć, że to „Polis”, a nie pomysłowy mieszkaniec tego gigantycznego miasta.

 

ZOBACZ TAKŻE: Andre Onana i Ederson, czyli bramkarze finalistów Ligi Mistrzów. Bez nich walka o finał byłaby trudniejsza


Jesteśmy w jednym organizmie miejskim, a jednak na dwóch kontynentach. W całym Stambule miesza podobno ponad 15 milionów ludzi. Więcej niż w Moskwie czy Londynie, gdzie kontrastów też jest sporo, ale jednak nad Bosforem czujesz się bardziej jak w Azji niż na Starym Kontynencie. Ubogich, żebrzących osób jest sporo. Choć część z nich, nawet będąc na skraju egzystencji, nie traci poczucia humoru. W czwartkowy wieczór zaczepił nas starszy pan w łachmanach z dzierżonym w dłoni z plastikowym kubkiem i z doskonałym angielskim akcentem i uśmiechem na twarzy poprosił grzecznie: „Mister! Please give me one million dolars”.


Czy czuć atmosferę jutrzejszego finału? Nie bardzo. Jedynie informacje na lotnisku opatrzone były głównie logo sponsorów, którzy chcą się pokazać przy okazji takiego wydarzenia. Kafejki, restauracje, bary w czwartkowy wieczór nie były jeszcze oblężone przez angielskich i włoskich kibiców. Ale dziś nad cieśniną będzie pewnie inaczej. Z wąskich uliczek dobiegać może już nie turecka muzyka, a najlepiej sprzedawanym napojem nie będzie raczej herbata. Tubylcy są jednak bardzo przyjaźni i nienachalni. Nie przewiduję, by czekały nas jakieś niebezpieczne zdarzenia. Choć włosko-angielska historia finałów europejskich klubowych rozgrywek ma przecież i smutne, wręcz tragiczne wspomnienia.


Praca przy takich meczach i w takich miejscach to dla dziennikarzy udręka. Odległości, kwestie bezpieczeństwa, cały proces akredytowania się i wielu innych aktywności zabiera dużo więcej czasu niż zazwyczaj. Wszystko trwa po prostu dłużej, wymaga więcej zachodu, cierpliwości i różnego rodzaju zmagań. Na razie, póki co, Stambuł zdaje egzamin. To dla sportowej społeczności tego miasta ważny test.

 

Stadion, na którym rozegrany zostanie finał, nieprzypadkowo nosi nazwę „Olimpijskiego”. W 2022 roku tutejszy burmistrz podjął kolejne starania o organizację letnich Igrzysk, w 2036 roku. Pięć razy metropolia, w której się znajdujemy, taką batalię przegrała. Problemem jest to, że Ekrem Imamoglu nie był po tej samej politycznej stronie, co prezydent kraju Recep Tayyip Erdogan. Ale jaką siłę przekazu społecznego ma sport, nie trzeba nikogo przekonywać. Na razie przed nami jednak igrzyska na mniejszą skalę. Te piłkarskie. Zobaczymy jednak, jak to miasto i zaangażowani w ten finał ludzie zdadzą ten zdecydowanie skromniejszy sprawdzian. Bo z ogromem igrzysk na pewno nie da się tego porównać.

Bożydar Iwanow/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie