Mołdawska trauma, którą trudno opisać słowami

Mołdawska trauma, którą trudno opisać słowami
fot. PAP
Tym razem błahe tłumaczenia nie wystarczą...

Wkalkulowana w zawodowy sport porażka nie powinna być powodem do zmiany obranego kursu. Kiedy jednak mamy do czynienia z kompromitacją, a trend wydaje się być niebezpieczny, należy reagować nieco mocniej niż wyświechtane: „to dla nas lekcja, z której wyciągniemy wnioski”.

Przegrana ze 171. drużyną rankingu FIFA, piątym najgorszym zespołem Europy po Malcie, San Marino, Liechtensteinie i Gibraltarze, niespotykany dotąd w reprezentacyjnym wymiarze dysonans między pierwszą a drugą połową, całkowita pomroczność liderów, którzy miast przywołać roztrzęsioną drużynę do porządku sami zaczęli chować się za plecami mniej doświadczonych kolegów – wszystkie te okoliczności sprawiają, że i kibice, i dziennikarze mieli olbrzymi kłopot z nazwaniem i opisaniem klęski w Kiszyniowie.

 

ZOBACZ TAKŻE: Reprezentacja Polski? Piłkarze są, drużyny brak

 

Bywały mistrzowskie rozczarowania, czy to na mundialu, czy to na Euro. Mieliśmy kilka znaczących wpadek z autsajderami, choćby pamiętne 0:0 z Cyprem za Wojciecha Łazarka w 1987 roku, czy 0:1 z Łotwą za Zbigniewa Bońka na początku XXI wieku, choć w tym wypadku warto zaznaczyć, że rywal sensacyjnie pojechał na Euro 2004. Jednak po raz pierwszy zetknęliśmy się z przegraną w tak kuriozalnych okolicznościach, z tak odległym od wielkiego futbolowego świata rywalem. I nie chodzi nawet o najnowszą historię, tylko całe dzieje piłkarskiej reprezentacji, bo widok tablicy wyników na stadionie Zimbru, przechodzi do historii jako jeden z symbolicznych i najbardziej dramatycznych obrazów związanych z biało-czerwonymi.


Przegrana ta niewiele musi znaczyć, łatwo bowiem wyobrazić sobie scenariusz, w którym Polacy wygrywają pozostałe spotkania i mimo dwóch porażek w trzech spotkaniach eliminacji Euro 2024 ostatecznie jadą na turniej do Niemiec. Jeśli jednak rzucimy te traumatyczne 90 minut na nieco szersze tło, można odczuć pewien niepokój związany z kadrą czy misją Fernando Santosa jako selekcjonera.

 

Oczywiście zgadzam się, że to nie portugalskiego trenera należy wskazywać jako głównego i jedynego winowajcę tej feralnej porażki, w końcu do przerwy każdy jego wybór personalny tłumaczył się bez większych argumentów. Jednak brak reakcji na boiskowe sprawy w drugiej części, obstrukcja przy przeprowadzanych zmianach, kiedy cała gra zaczęła obracać się w proch, a także nieuzasadniony brak reakcji na wyjątkowo słabą grę Piotra Zielińskiego, już idą na konto doświadczonego Portugalczyka.


W ogóle mam wrażenie, że nie o wynik tutaj chodzi, znacznie większym ostrzeżeniem, a może nawet sygnałem alarmowym, jest postawa liderów tej kadry. To, co oglądaliśmy z bólem w drugiej połowie meczu w Kiszyniowie było niemal kalką niemocy z pierwszych dwóch kwadransów pierwszego spotkania z Czechami w Pradze. Tam też rywal wyprowadził dwa ciosy punktujące, które nie wywołały żadnej pożądanej w takich chwilach reakcji, a całkowitą bezsilność w największym stopniu dotykającą liderów drużyny – Roberta Lewandowskiego czy wspomnianego już Zielińskiego.

 

We wtorek było o tyle gorzej, że w czarną dziurę wpadł nawet Wojciech Szczęsny, człowiek, który wydawał się być impregnowany na te wszystkie piłkarskie turbulencje biało-czerwonych. Trudno więc w takiej sytuacji mieć pretensje do młodego Jakuba Kamińskiego za niewykorzystaną sytuację bramkową na 3:1, bo on chociaż próbował, a pozostali, wiele bardziej doświadczeni koledzy, stali sparaliżowani odpowiedzialnością i oddawali piłkę do najbliższego jakby była gorącym kartoflem.

 

ZOBACZ TAKŻE: Wstyd w Kiszyniowie, czyli dlaczego Santos nie wiedział, że powołał ludzi bez charyzmy


Cztery mecze to zbyt wąskie pole do oceny, by dokonywać rozliczenia z Santosem. Warto jednak przypomnieć sobie, z jakiego powodu Portugalczyk przychodził do Polski. Miał nie tylko podtrzymać koniunkturę związaną z wyjazdami na wielkie imprezy, ale przede wszystkim nadać drużynie nową, ofensywną i widowiskową twarz. I słabo w tej dyskusji wybrzmi argument, że kto interesuje się piłką wnikliwie, ten wie, że nawet Portugalia za Santosa nie miała porywającego stylu. Słabo, bo tam, chociaż przy dużo większej jakości piłkarskiej powoływanych graczy, zespół był gwarancją solidności w obronie.

 

U nas należy powoli bić na alarm, w trzech spotkaniach eliminacyjnych drużyna straciła aż sześć goli, strzelając zaledwie cztery. Skromna towarzyska wygrana z Niemcami zmienia ten obraz niewiele, tym bardziej że po Kiszyniowie z tego psychologicznego kapitału, jaki biało-czerwoni wypracowali meczem na PGE Narodowym, nie zostało już nic.


Nie warto w tym momencie zastanawiać się, czy po takim spotkaniu jak to z Mołdawią przetrwaliby na swoich stanowiskach Czesław Michniewicz czy wcześniej Jerzy Brzęczek, ale z doświadczenia wiemy, że dla Santosa za chwilę zaczną się schody. Nie ze strony prezesa PZPN Cezarego Kuleszy, który wziął Portugalczyka na dywanik, czy kąsających telewizyjnych ekspertów. Nawet nie ze strony kibiców, którzy we wtorkowy wieczór dali wyjątkowy upust swojej frustracji żądając od wychodzących do wywiadów piłkarzy publicznych przeprosin.

 

ZOBACZ TAKŻE: Znamy kulisy rozmowy Kuleszy z Santosem. Selekcjoner wybiera się na urlop

 

Nie chcąc prorokować kwaśnej atmosfery wokół kadry doświadczenia ostatnich lat podpowiadają mi, że za chwilę Santos przestanie pasować Lewandowskiemu. Nie jest niczym odkrywczym, że kapitan reprezentacji w swojej wyjątkowej trosce o wizerunek woli przyjemniejsze reprezentacyjne doznania niż katastrofę, która przechodzi do historii. Zresztą dał temu dowód nie wychodząc przed kamery w chwili najwyższej próby, a za totalnie rozbity zespół tłumaczył się Zieliński i Jan Bednarek.


Przed reprezentacją jest teraz niemało wyzwań, te związane z brakiem miejsca na kolejną eliminacyjną wpadkę są najbardziej oczywiste. Nie można zaniedbać przy tym sfery psychologicznej. Wypadki z Kiszyniowa zostawią niemały ślad, chętnych, by wziąć sprawy w swoje ręce nie będzie wielu, ryzyko może zabijać ich kreację. Santos, a właściwie cały jego sztab, ma teraz nie lada zadanie. Sprawy poszły w złym kierunku na tyle daleko, że tłumaczenia „to dla nas lekcja, z której wyciągniemy wnioski” nie kupią nawet najbardziej życzliwi drużynie narodowej.

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie