Wielki sukces polskich siatkarek! "Tego nie da się racjonalnie wytłumaczyć"
Polskie siatkarki awansowały na igrzyska w Paryżu, choć turniej kwalifikacyjny zaczęły źle. - Biorąc pod uwagę okoliczności, to sukces naszej reprezentacji jest gigantyczny. Bo może nie leżeliśmy na łopatkach, ale na jednym kolanie już przyklęknęliśmy. Te trzy mecze po Tajlandii zagraliśmy jednak fantastycznie. To całkowicie zmieniło obraz naszej drużyny – mówi Jakub Bednaruk, ekspert Polsatu Sport, były siatkarz i trener.
Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Polskie siatkarki awansowała na igrzyska olimpijskie w Paryżu. To nie było takie oczywiste?
Jakub Bednaruk, polski trener i siatkarz, ekspert Polsatu Sport: Już przed turniejem wiedzieliśmy, że trzeba wygrać jedno z dwóch spotkań z tymi mocnymi drużynami. Mam na myśli Włochy i Stany. Po przegranej z Tajlandią sprawa się skomplikowała, bo nagle okazało się, że trzeba będzie pokonać obie te świetne drużyny. Jeśli nasz awans nie był oczywisty przed startem turnieju, to po porażce z Tajlandią stał się jeszcze mniej oczywisty. Nawet jakbyśmy wygrali z Tajlandią, to na finiszu mogliśmy stracić wszystko. Po tej porażce byliśmy jeszcze bardziej pod ścianą.
Zresztą zasłużenie.
Tak, bo źle zaczęliśmy to wszystko. Nawet przed meczem z Tajlandią nie graliśmy dobrej siatkówki. W zasadzie to dopiero od drugiego seta meczu z Niemkami, który graliśmy już po Tajlandii, zagraliśmy, jak należy. Bez przestoju, bez robienia głupot. Jeśli w pewnym momencie zebrały się nad nami czarne chmury, to na końcu zaświeciło słońce.
Tym bardziej trzeba ten awans docenić.
Biorąc pod uwagę okoliczności, to sukces jest gigantyczny. Bo może nie leżeliśmy na łopatkach, ale na jednym kolanie już przyklęknęliśmy. Te trzy mecze po Tajlandii zagraliśmy jednak fantastycznie. To całkowicie zmieniło obraz naszej drużyny.
A co takiego stało się w meczu z Niemkami, że nagle ta nasza drużyna zaczęła grać inaczej, że z poziomu słabego przeszła na wybitny?
Nie wiem. Człowiek chciałby wszystko racjonalnie ocenić, ale tak się nie da. Sport to nie matematyka, gdzie dwa dodać dwa równa się cztery. W sporcie dwa plus dwa często daje pięć. Jakaś klapka zapadła i uwolnił się cały potencjał. Myślę, że to stało się po meczu z Tajlandią. Ta porażka otworzyła nasze głowy. Może jakość się znacząco nie poprawiła, ale zaczęliśmy wykorzystywać nasze szanse. To stało się z Niemkami, a potem z Amerykankami i Włoszkami. Ta nasza metamorfoza pokazała całe piękno sportu.
Dobrze jednak byłoby wiedzieć, co nas odmieniło.
Możemy stworzyć osiem teorii i wszystkie udowodnić, albo wszystkim zaprzeczyć i pokłócić się z nimi. Żeby wskoczyć na poziom takiej cudownej gry, na jaki wskoczyły nasze siatkarki, czasem wystarczy trochę zaangażowania i szczęścia. Jedno z drugim idzie w parze. Szczęście można mieć, ale trzeba mu pomóc odpowiednim nastawieniem. Jak człowiek pozytywny, to szczęście przyjdzie. Jak ma lęk, to nic z tego nie będzie. U nas tego lęku nie było. Po porażce z Tajlandią już nie kalkulowaliśmy. Wiedzieliśmy, że jak chcemy zagrać na igrzyskach, to już nie możemy przegrać. W innym razie pozostałoby nam patrzenie na ranking i drżenie o losy awansu. Dobrze byłoby wiedzieć, co nas odmieniło, ale nie wszystko da się tak racjonalnie wytłumaczyć.
Wygląda jednak na to, że nasze siatkarki potrzebowały porażki z Tajlandią.
Tak to wygląda. Czasami trzeba dotknąć może nie dna, bo Tajlandia to nie jest słaby zespół, ale takich nizin, żeby się odbić. Trzeba poczuć, że jest się pod ścianą, żeby wyjść z tarapatów. Nasze siatkarki dociśnięte do ściany zaczęły grać fantastycznie, bez lęku.
Mówi się, że nasza drużyna może jeszcze więcej, że może grać na zdecydowanie wyższym poziomie.
Całkiem prawdopodobne, choć tego nie wiem. Czasem ten poziom grania nie ma jednak większego znaczenia. Na mistrzostwach Europy ta drużyna mogła zagrać gorzej, a i tak miałaby ćwierćfinał. Bo na mistrzostwach liczyły się dwa mecze. Ten z Serbią i potem ten z Turczynkami. Oba przegraliśmy. Wtedy nie zabrakło jakości, wyższego poziomu, ale odwagi. Jakby ona była, to pokonalibyśmy Serbki i byłby medal. A teraz długo graliśmy gorzej niż na mistrzostwach, ale w decydującym momencie drużyna się obudziła. I zwrócę uwagę na pewien szczegół. Z Niemkami nie mieliśmy prawa wygrać, posyłając siedem zagrywek w aut, a jednak wygraliśmy. Z Amerykankami nie mieliśmy prawa się podnieść, ale zrobiliśmy to i złamaliśmy rywalki. Była ta odwaga, chęć i odrobina szczęścia.
Czy mamy już zespół mocny, kompletny?
Niemki, żeby z nami zwyciężyć, muszą wejść na najwyższy poziom. Amerykanki muszą grać tak, jak w najlepszym secie ostatniego spotkania z nami, a Włoszki muszą być na fantastycznym poziomie, jak chodzi o przyjęcie ataku i zagrywkę. Nas nie da się łatwo pokonać. Przeciwnik musi zagrać najlepszą siatkówkę. To pokazuje siłę tej naszej drużyny. Nie zawsze da się być dobrym i grać na wysokim poziomie, ale jak nie robimy głupot, to mamy zespół mocny, z którym nie jest łatwo się uporać.
Patrząc z perspektywy finiszu w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk, można chyba żałować wyniku na mistrzostwach.
Nie ma czego żałować. Każdy turniej to jest dla nas nauka. W tym roku mieliśmy trzy ważne imprezy. Na jednej było słabiej, ale Liga Narodów była w naszym wykonaniu świetna, a końcówka turnieju kwalifikacyjnego taka sama. Trzy turnieje, dwa sukcesy, wysokie miejsce w rankingu powoduję, że jest się z czego cieszyć. Ja jestem zachwycony tym sezonem. Jedne zawody były słabsze, ale takie jest życie. Trzeba się pogodzić z tym, że niektórzy wygrywają z nami jakością i mieć świadomość tego, że my też tak możemy.