Białoński: W odróżnieniu od Santosa, Michał Probierz natchnął kadrę nowym duchem

Piłka nożna
Białoński: W odróżnieniu od Santosa, Michał Probierz natchnął kadrę nowym duchem
fot. Cyfrasport
Selekcjoner Michał Probierz tchnął nowego ducha w reprezentację Polski

W odróżnieniu od Fernando Santo, Michał Probierz, nazajutrz po wstydliwym remisie z Mołdawią, nie odleciał w siną dal, tylko udzielił kilku wywiadów, po czym pojechał na mecz młodzieżówki, by nie tylko obejrzeć kandydatów do pierwszej reprezentacji, ale też pożegnać się z drużyną, którą prowadził przez ponad rok. Teraz ma niespełna miesiąc na wyselekcjonowanie jedenastki, która będzie w stanie ratować resztki szans na awans z grupy poprzez pokonanie Czechów.

Choć jestem zwolennikiem metod Probierza, w imię konstruktywnej krytyki muszę mu wytknąć kilka punktów do poprawy. Na początek drobnostka: będąc świeżo po przygodzie z reprezentacją młodzieżową, pracując z tą pierwszą, nie może się zasłaniać brakiem czasu. Wiedział, na co się pisze.

 

ZOBACZ TAKŻE: Złe wieści dla Polaków. Oto prawdopodobni rywale w barażach, będzie piekielnie trudno

 

W dobie, gdy cały świat podkreśla wagę przygotowanie mentalnego w sporcie, a Jacek Gmoch zwiększył jego udział w sukcesie z 50 do 90 procent, nowy selekcjoner nie może mówić o potrzebie wycięcia pierwszych 15 minut z Mołdawią, bo z pozostałej części meczu jest zadowolony. Miał zrobić wszystko, by pierwszy kwadrans był problemem dla rywala, a nie dla nas. Zwłaszcza wobec faktów, że graliśmy u siebie i mieliśmy świeżo w pamięci kompromitującą porażkę na wyjeździe. Tym bardziej, że aż 10 piłkarzy, z których w niedzielę skorzystał Probierz, uczestniczyło w blamażu z Kiszyniowa.

 

„Tamten mecz mnie nie interesuje” – powtarzał przed potyczką z Mołdawią Michał Probierz, a szkoda. Powinien doświadczenia z niego przekuć na złość sportową, która zmiotłaby rywala nie tylko w pierwszym kwadransie drugiej połowy, gdy przegrywamy 0-1, ale ogólnie, w całym meczu.

Probierz nie może się dziwić zalewowi obcokrajowców w Ekstraklasie

Michał Probierz musi też pamiętać o swych korzeniach. Dlatego nie bronią się jego słowa: „W lidze nie ma struktury budowania naszych stoperów i ogólnie obrońców” (w wywiadzie dla „Meczyków”), wobec faktu, że w Cracovii jego stoperami byli: Jakub Jugas, Matej Rodin, David Jablonsky, Ołeksij Dytjatjew, Niko Datković, Michal Siplak i tylko na początku przygody z „Pasami” jeden, jedyny Polak – Michał Helik. W końcówce pracy z Jagiellonią jego stoperami byli: Guti i Ivan Runje, którzy zastąpili Marka Wasiluka i Dawida Szymonowicza. Dlatego niech najnowsze przygody pana Michała stanowią refleksję dla tych trenerów z Ekstraklasy, którzy bazują na marnej klasy obcokrajowcach, zapominając o rozwijaniu piłkarzy rodzimych. Ślepy los może sprawić, że kiedyś oni znajdą się w roli selekcjonera kadry i wówczas przyjdzie im płacić frycowe za taką politykę, jaką prowadzą w klubach.

 

Ważne zadanie w ekipie Probierza odgrywa Kamil Grosicki, który nie tylko godzi się z rolą rezerwowego, to jeszcze pomaga w motywowaniu młodszych kolegów. Tuż przed wyjściem na murawę Stadionu Narodowego popełnił jednak drobny błąd, krzycząc do kolegów: „Dzisiaj półfinał, a za miesiąc mecz najważniejszy! Ale dzisiaj od początku wszyscy, 25 zawodników, plus cały sztab! Wszyscy razem, dawać!”. Otóż w poszukiwaniu najgłębszych rezerw mentalnych, na kilka minut przed starciem z Mołdawią, bardziej odległy mecz z Czechami w ogóle nie powinien istnieć.

 

- Mam wrażenie, że za dużo było mowy o spotkaniu z Czechami – tak mołdawski blamaż podsumował komentujący spotkanie w Polsacie Sport Premium Andrzej Niedzielan. Mówiąc te słowa jeszcze nie mógł wiedzieć, jak wyglądają ostatnie przedmeczowe chwile w szatni. Materiał z przemówieniem „Grosika” kanał „Łączy nas piłka” opublikował znacznie później.

 

Ogólnie mowy motywacyjne Probierza są na dobrym poziomie. Używa krótkich, prostych haseł, które powinny trafić do serc i głów piłkarzy. Moje wątpliwości budzi tylko ekspresja. Oczywiście, czasem trzeba podnieść głos, by pobudzić zespół. Natomiast wrzask, jakim selekcjoner posłużył się w przerwie („Czego my się boimy?!”), gdy sytuacja była kryzysowa, kłócił się z wypowiedzianym kilka sekund później apelem: „Trzeba spokoju w tych sytuacjach”. Krzycząc na kogoś możesz go obudzić, ewentualnie przestraszyć, ale nie nakłonić do planowanego działania, z zimną krwią i ze spokojem.

Probierzowi udało się tchnąć nowego ducha w reprezentację

Natomiast plusów po inauguracyjnym zgrupowaniu Probierza jest o niebo więcej. Już potrafił odcisnąć swoje piętno na drużynie narodowej. Zwłaszcza poprzez odważne stawianie na Patryka Pedę, ale także na Patryka Dziczka i Bartosza Slisza. Ich debiut na Stadionie Narodowym mógł być wprawdzie bardziej okazały, ale zważmy na fakt, że każdy z nich grał po raz pierwszy przy ponad 50-tysięcznej publiczności i to na dodatek w meczu o tak wielką stawkę. Nawet największym twardzielom mogły się zatrząść nogi. Na żadnego z nich nie można zrzucać winy o stratę dwóch punktów. Ból po tym fakcie najbardziej powinni odczuwać ci, którzy partaczyli pod bramką rywala.

 

Poza tym, jeżeli będziemy wyrzucać z kadry każdego po jednym czy nawet dwóch nieudanych zagraniach, donikąd nie dojdziemy. Wielu wydawało się, że samo pozbycie się Grzegorza Krychowiaka i Karola Linettego już uzdrowi nasz środek pomocy. Przebudowa drugiej linii, podobnie jak całego zespołu, to długotrwały, bolesny i wymagający konsekwencji proces. Zwłaszcza w okresie, w którym przepadają nam wartościowi piłkarze. Jakub Moder, Kamil Jóźwiak, Krystian Bielik – to grupa, którą wykluczyły kontuzje i perypetie po nich. Jakub Kamiński, Michał Skóraś i Nicola Zalewski - to tercet skrzydłowych, który grzeje ławę w klubach, przez co zamiast znajdować się na krzywej wznoszącej, próbuje odzyskać tę dyspozycję, w jakiej był w pierwszym półroczu. A najlepszy polski skrzydłowy Ekstraklasy Paweł Wszołek jest cierniem w oku rywali Legii, ale na poziomie reprezentacyjnym nie przysparza już tylu kłopotów defensywie przeciwników.

Najlepsze wydanie Karola Świderskiego

Przede wszystkim w Juventusie, codziennym treningiem, nad poprawą skuteczności musi popracować Arkadiusz Milik. Z kolei Karol Świderski, pod batutą Probierza, rozegrał najlepszy mecz w kadrze. Przeciw Mołdawii nie tylko uratował nam remis, ale też rozgrywał, dryblował, palił się do gry. Pomyśleć, że to właśnie on spędził cały dzień w samolocie i pokonał pół świata, by dotrzeć na zgrupowanie z USA.

 

Piotr Zieliński nie może robić wszystkiego

Piotr Zieliński dostał opaskę kapitańską i numer „dziesięć”. Na jedno i drugie zasłużył. Podczas starcia z Mołdawią odniosłem jednak wrażenie, że „Zielu” chciał jedną ręką grać na fortepianie, a drugą go nosić. Zapytałem zresztą o to trenera Probierza, czy nasz rozgrywający nie był nominalnie ustawiony zbyt blisko własnej bramki, przez co brakowało go pod tą rywala.

 

- Tak samo gra w klubie – usłyszałem od selekcjonera.

 

Sądząc po średniej pozycji „Zielka”, w istocie na ogół tak jest. Piotr był ustawiony wyżej nawet od Arkadiusza Milika. Bliżej bramki mołdawskiej grali: Karol Świderski, Przemysław Frankowski, Sebastian Szymański i Paweł Wszołek. W Napoli zdarzają się jednak mecze, jak choćby ostatnie Ligi Mistrzów z Realem i Bragą, gdy przed „Zielkiem” operował tylko duet: Osimhen – Kvaratskhelia.

 

Trener Probierz pochwalił Piotra za to, że nie tylko miał najwięcej, bo 90 podań, z czego aż 63 dokładnych, ale też pokonał najdłuższy dystans spośród wszystkich naszych piłkarzy. Warto się jednak zastanowić, czy tak powinno być. Jeśli Piotr będzie tracił paliwo odbudowę ofensywy z okolic własnego pola karnego, to na pustym baku nie dojdzie do bramki rywala. Od czarodzieja techniki tej klasy oczekujemy jednak asyst i bramek. Bicie rekordów przebiegniętych kilometrów powinno być domeną defensywnych pomocników, bądź wahadłowych. Rozgrywający mają inne zadania.  

 

Po to mamy Dziczka, Slisza, czy Damiana Szymańskiego, aby oni transportowali piłkę wyżej, do Zielińskiego.

Teoretycznie proste zadanie Probierza na listopad

Michał Probierz na listopad ma proste zadanie: zbudować groźne skrzydła i dobrze współpracujący środek. W defensywie, po powrocie do zdrowia Pawła Dawidowicza, powinien mieć lepszy wybór. Jeszcze większy w ofensywie, gdy po urazie odbuduje się Robert Lewandowski.

Ostatnie bolesne doświadczenia reprezentacji Polski skłaniają mnie do jeszcze jednej refleksji. Ekspercki bicz, którym kilku fachowców łoiło Jerzego Brzęczka, zamieniło na linę, po której wspięli się po szczeblach swojej kariery. Ich życie nie rozliczyło za napaść na Bogu ducha winnego selekcjonera, który robił swoje.

 

Wielu kibiców domagało się głowy „Wuja”. Do ogólnej fali hejtu wylewanej na Brzęczka Robert Lewandowski dorzucił swe siedem sekund milczenia.

 

Teraz i on, i kibice, ale wszyscy, nie tylko ci, którzy domagali się ukrzyżowania Brzęczka, muszą łykać prawdziwie gorzkie pigułki wstydu. Po porażce i remisie z Mołdawią. Po porażkach z Czechami i Albanią.

Michał Białoński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl
ZOBACZ TAKŻE WIDEO: PSG - Barcelona. Skrót meczu

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie