Ekspert pyta: Czy prezes Małysz powinien szykować zmianę?

Zimowe
Ekspert pyta: Czy prezes Małysz powinien szykować zmianę?
fot. PAP
Trener Thomas Thurnbichler (po lewej) i Adam Małysz

Za nami pierwszy konkurs skoków na fińskiej skoczni Ruka. Po raz ostatni tak fatalną inaugurację Polacy zanotowali w 2012 roku. Tylko Dawid Kubacki zdobył punkty w obu konkursach, ale to były miejsca poniżej dwudziestego. Kamil Stoch latał 60 metrów bliżej od najlepszych. - My nie mamy jednak wyjścia. Nawet, jak nie chcemy, to musimy wierzyć w Stocha, Kubackiego i Żyłę, bo za ich plecami nie widać wartościowych zmienników – mówi Andrzej Person, ekspert Polsatu Sport.

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Za nami inauguracja kolejnego sezonu Pucharu Świata w skokach. Media piszą, że tak fatalnego wejścia w sezon nie mieliśmy od 11 lat, a prezes Adam Małysz mówi, że jest gorzej, niż myślał.


Andrzej Person, ekspert Polsat Sport: Rację mają ci, co źle mówią. Faktów nie da się zaczarować. Natomiast, choć jest tak fatalnie, podszedłbym do tego na spokojnie. Mamy trzech doświadczonych zawodników, których stać na wyjście z dołka. Pomimo ograniczeń.

 

ZOBACZ TAKŻE: Thurnbichler popełnił błędy? Wymowne reakcje Stocha i Kubackiego


Jakich?


Lata płyną. Młodsi już nie będą. My nie mamy jednak wyjścia. Nawet, jak nie chcemy, to musimy wierzyć w Stocha, Kubackiego i Żyłę, bo za ich plecami nie widać wartościowych zmienników.


Widać jednak, że ci nasi weterani są naprawdę mocno zagubieni. Stoch skakał 60 metrów bliżej od tych najlepszych. To jest przepaść.


I to jest przykre, bo to przecież nasz trzykrotny mistrz olimpijski, który dostarczył nam tylu wzruszeń. Tyle nadzwyczajnych sytuacji przeżyliśmy dzięki niemu, a teraz takie coś. Jak każdy chciałbym wiedzieć dlaczego. Zawodnicy mówią, że przeziębienie, że energię stracili. Jakoś tak się złożyło, że niedawno trenowaliśmy z Norwegami w Lillehamer i teraz obie te nacje słabo weszły w sezon. Błyszczeli za to Niemcy i Austriacy. No, ale nie martwmy się na zapas. W tym roku najważniejszy dla nas jest Turniej Czterech Skoczni i potem te trzy polskie zawody. Dałbym naszym czas do Engelbergu, który poprzedzi TCS. Kto tam dobrze skacze, ten błyszczy w dalszej części sezonu.


Wydaje się jednak, że to nie będzie takie proste. Nasi zawodnicy są wyraźnie sfrustrowani. Takiego publicznego prania brudów, jak ostatnie nie mieliśmy od czasu przesilenia z byłym trenerem Michalem Dolezalem.


Czy to sygnał, że prezes Małysz powinien przygotować zmianę? Poprzedni sezon nie był zły. Teraz mamy złe wejście, od razu jest gorąca dyskusja. Myślę jednak, że prezes jeszcze nie musi. Wiem, niektórzy składają to wszystko w jedną całość, że wygląda na to, jakby trener Thurnbichler zabłądził. Jednak nie łudźmy się, że to wyjazd na zgrupowanie na Cypr był błędem, że intensywne treningi były błędem.


To co nim było?


Wrócę do tego, co już powiedziałem. Nasi mistrzowie nie są młodzi. Starają się przesuwać granicę, ale to nie jest łatwe, bo każdy z nich jest spełniony, każdy przysporzył nam wiele radości, zdobył wiele medali. Na razie bym powiedział, że to wszystko, co się stało, to był zły sygnał, ale po Lillehamer, gdzie teraz będą skakać, powinniśmy być mądrzejsi. Może nawet bardziej zadowoleni.


Wie pan, że dla kibiców mówienie o wieku naszych nie jest żadnym usprawiedliwieniem. W miniony weekend czarował przecież 30-latek Stefan Kraft.


To prawda. Jest w fenomenalnej formie i nie zostawił żadnych wątpliwości. Stworzył wspaniałe widowisko. Wyjaśniłbym jednak od razu, że jednak przy naszych weteranach Kraft to junior. Ma kilka lat mniej. I jak będzie taki mocny przez kilka sezonów, to może przejść do historii.


Tak sobie myślę, że naszym największym problemem jest to, że nie mamy zaplecza. Wciąż oczekujemy wiele od tych najbardziej wyeksploatowanych, a oni nie mają chwili wytchnienia.


To jest problem. Trzeba by prezesa spytać, gdzie ci młodzi. Jakieś medale w juniorach zdobywamy, a potem nie ma wyników i na końcu zostaje nam tych trzech starszych panów, co lada chwila odejdą. Ich sytuacja nieco przypomina mi tę Roberta Lewandowskiego. Szanujemy go za bramki i za to, czego dokonał, ale lepszy i młodszy już nie będzie. Nasze trio skoczków ma tak samo. Jednak cierpliwie czekamy, bo na nic innego liczyć nie możemy.


Mam takie wrażenie, że polskie skoki od kilku lat sprowadzają się do tego, że przychodzi nowy trener, wyciska weteranów, jak cytrynę, oni raz jeszcze wznoszą się na wyżyny, ale nie dostajemy nic poza tym.


Taka chwila, jaką mamy po tym ostatnim konkursie, to jest dobry moment na refleksję. W tym co pan powiedział, jest też jednak nadzieja, że Thurnbichler raz jeszcze wydobędzie z naszych to coś. Zwróćmy uwagę, że Żyła w drugim konkursie na skoczni Ruka już poradził sobie lepiej. Poza wszystkim przydałby nam się chyba okrągły stół ekspertów z prezesem Adamem, żeby móc otwarcie zapytać, dlaczego tak się dzieje, że Austriacy i Niemcy mają młodych, a u nas oni wchodzą, a potem giną.


Nawet, jak to przejdzie, to mówimy o rozwiązaniu długofalowym. Teraz pozostaje nam liczyć na to, że Thurnbichler coś wymyśli, a zawodnicy się obudzą.


To prawda. Skoro jednak trener znalazł z nimi wspólny język, to nawet jeśli pojawiły się zakłócenia, to on może znaleźć wyjście z sytuacji. W styczniu czeka nas festiwal polskich skoków na naszych skoczniach. Byłoby miło, jakbyś coś wygrali, bo to będzie wielkie święto. Liczę, że do tego czasu nasi się obudzą.

Dariusz Ostafiński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie