Joanna Kaczor-Bednarska: W siatkarskiej podróży

Joanna Kaczor-Bednarska: W siatkarskiej podróży
Fot. Cyfrasport
Mackenzie May nie ukrywała, że grę w Polsce polecały jej... koleżanki

Od początku sezonu minęło już sporo czasu, europejskie puchary pędzą w najlepsze i przychodzi ten moment, kiedy powoli poddaje się ewaluacji trenerów czy zawodniczki.

Doskonale pamiętam ten czas po pierwszej zmianie klubu. Wyjazd do nowego kraju, gdzie wszystko jest takie inne i nowe, a do tego ogromne oczekiwania i zadanie do wykonania w nowej drużynie. Łatwo nie było, bo w moim przypadku zbiegło się to jeszcze ze studiami w obcym języku, ale przewrotnie trochę pomogło, bo żyłam nie tylko siatkówką. Miałam także obowiązki związane z uczelnią, które w trudnych chwilach odciągały myśli o presji na wynik i zwycięstwa. To były piękne czasy.

 

ZOBACZ TAKŻE: Gwiazda pójdzie śladami koleżanki? Jest na celowniku włoskiego giganta!

Nie zawsze jednak jest tak kolorowo. Tu przypominam sobie wyjazd na kontrakt do Włoch. Siatkarskie spełnienie marzeń, które okazało się trudnym doświadczeniem. Wymagający początek ligi dla zespołu, który miał aspiracje na miejsce w środku tabeli i pasmo porażek, od którego zaczęło się wytykanie błędów i szukanie winnych. Ktoś za brak wyniku musi zapłacić, a w takiej sytuacji z reguły opcje są dwie: trener bądź zawodnicy transferowani. Szczęśliwie do końca sezonu dotarliśmy w niezmienionym składzie, ale niesmak związany z miejscem w ogonie tabeli pozostał.

Kiedy po raz drugi trafiłam do Muszyny z bagażem doświadczeń zebranym w zagranicznych ligach, byłam już inną zawodniczką. Taką, która rozumiała, z czym wiąże się wyjście z własnej strefy komfortu, wyjazd ze swojego kraju i ogromne wymagania. Mocno zaskoczyło mnie jednak, jak dobrze u nas traktowało się zawodniczki przyjeżdżające grać do naszego kraju, który dla wielu był sporą niewiadomą. Australijka, Włoszka, Amerykanki, Holenderki, Serbki a wszystkie mające świetne doświadczenia i piękne wspomnienia z całej Polski, a przede wszystkim z gry w naszej lidze. To stąd po dziś dzień słyszymy stwierdzenia, jak to od Mackenzie May: "Przyjechałam do Polski, bo koleżanki poleciły mi grę w waszej lidze". I nie ma chyba lepszej reklamy niż ta drogą pantoflową.

Lata lecą, czasy się zmieniają, a polska liga wciąż jest trampoliną do lepszych lig dla wielu siatkarek. Wciąż jest także miejscem, do którego nie boją się przyjeżdżać zawodniczki z najodleglejszych miejsc na świecie, jak np. Kolumbia. Wszystko to dzięki zaangażowaniu i pracy prezesów, sztabów, szkoleniowców i siatkarek, którzy robią wszystko, by nasza liga rosła w siłę i umiejętności. I choć były, są i będą przypadki jak ten Kim Hill z Sopotu, gdzie późniejsza MVP mistrzostw świata spędziła cały sezon na ławce rezerwowych, to mam wrażenie, że gdyby nie to doświadczenie, nie osiągnęłaby później wszystkiego, co można osiągnąć w kobiecej siatkówce.

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie