Jubileuszowy wyścig motorowodnej F1 w Szardży

Moto
Jubileuszowy wyścig motorowodnej F1 w Szardży
fot. f1h2o

10 grudnia będzie symboliczną datą w historii sportów motorowodnych. Tego dnia Zjednoczone Emiraty Arabskie po raz pięćdziesiąty zorganizują rundę mistrzostw świata w najbardziej prestiżowej klasie wyścigowej. Zawody kończące tegoroczne zmagania odbędą się w Szardży. Kierowca Orlen Team, Bartek Marszałek wciąż liczy się w walce o medal.

Był słoneczny maj 1997 roku. Odważny Kalifornijczyk Scott Gillman przybył do Europy. Przefrunął nad Atlantykiem gnany marzeniami o tym, aby zostać motorowodnym mistrzem świata. Posiadał bardzo solidne fundamenty wyniesione z jazdy na motocrossie. Scott urodził się w New Port Beach i miał to szczęście, że jako młody chłopak mógł z kumplami do woli korzystać z kultowego toru do jazdy na motocrossie – Saddleback Park. "Jeździliśmy całymi dniami po tym niesamowitym torze, który miał w sobie rock & rollową duszę. Takie sekwencje jak Suicide Mountain czy Banzai Hill dawały rozkosz zabawy młodym chłopakom. To nie był zwykły tor – to był sposób na życie i możliwość wyrażenia swoich emocji poprzez całodniowe szaleństwo na motocyklu. Nie zostałem gwiazdą supercrossu jak Jeremy McGrath czy motocrossu jak Roger deCoster, często łamałem gnaty, ale jazda na motocrossie przydała mi się przy prowadzeniu bolidu".

 

ZOBACZ TAKŻE: GP Sardynii F1H2O: Złoto dla odważnych

 

Na łódce jest jak na motocrossie: nigdy nie wiesz co cię czeka, zmienia się fala tak jak zmienna jest nawierzchnia na torze. To uczy myślenia, pokory i mądrych wyborów. A to cechy niezbędne w rywalizacji na akwenach całego świata” – powiedział mi przed laty Scott Gillman podczas rozmowy w portugalskim Figueira da Foz. 12 grudnia 1997 roku wówczas 38-letni Scott Gillman przybył do Abu Dhabi z nadzieją, że sięgnie po złoty medal. Dla Zjednoczonych Emiratów Arabskich była to absolutna premiera. Mnóstwo notabli przybyło na wybrzeże, aby oglądać wyścig. Gillman był nieomal bezbłędny na dystansie 43 okrążeń i triumfował w Abu Dhabi. Na starcie wyścigu stanęło wówczas 23 kierowców. Dziewiąta runda MŚ była zwieńczeniem maratonu dla reprezentantów USA, Chin, Argentyny, Finlandii, Japonii, Wielkiej Brytanii, Rosji, Włoch, Szwecji, Francji i Niemiec. 

 

Gillman uronił niejedną łzę, szejkowie byli zachwyceni hałasem i prędkością bolidów. Gillman rozpoczął sezon 1997 od awarii łodzi na Węgrzech, a potem imponował błyskotliwą jazdą i wygrał aż 5 spośród 9 wyścigów! Cóż za seria… "Spędziłem sporo lat grzebiąc w silnikach. Wówczas błąd podczas jazdy przeważnie oznaczał poważną kontuzję i wypadnięcie poza bolid. Dziś technologia jest znakomita. Sporo innowacji dla naszego bezpieczeństwa wprowadził mój najgroźniejszy rywal – Włoch Guido Cappellini (dziś szef teamu Abu Dhabi, trzeci w klasyfikacji generalnej w sezonie’97). Oczywiście to niezmiernie ważne, aby łodzie zapewniały jak najwięcej bezpieczeństwa, ale też nie wszystko musi być bezpieczne, bo wówczas nie będzie zabawy w ściganiu! To wszak wyścigowe credo…

 

Jak mawiał znakomity amerykański aktor Steve McQueen: "życie to wyścig, a wszystko co jest przed i po, to tylko czekanie. Trzeba oddychać wyścigami. W przeciwnym wypadku, niewiele się osiągnie” – kończy wypowiedź Scott Gillman, który kiedy się wyciszył, założył własny zespół, poślubił Włoszkę i zatrudnił w zespole swojej małżonki… Bartka Marszałka!

 

Europa oddaje inicjatywę

 

Stary Kontynent ma już za sobą okres zachwytu wyścigami łodzi. W pamiętnym dla Scotta Gillmana sezonie’1997, cykl mistrzostw świata składał się z dziewięciu rund. Spójrzmy na lokalizacje poszczególnych rund: Dunaujvaros (Węgry), Sankt Petersburg (Rosja), Chalon-sur-Saone (Francja), Korfu (Grecja), Gallipoli (Włochy), Moskwa (Rosja), Campione d’Italia (Włochy), Xiamen (Chiny) i Abu Dhabi (Zjednoczone Emiraty Arabskie). 26 lat temu zaledwie 2 rundy rozegrano poza Europą. W tegorocznym serialu widnieje tylko 5 lokalizacji, niemniej model biznesowy sprawdza się z prostej przyczyny. Kraje takie jak Indonezja, Chiny i Zjednoczone Emiraty Arabskie płacą dość sowicie za prawa gospodarza, gdyż potrzebują promocji. Europa jest racjonalna i nie przepłaca za wyścigi. 

 

W przyszłym roku Francji zabraknie w kalendarzu (Macon), gdyż cały wysiłek finansowo-organizacyjny skupia się na igrzyskach w Paryżu. Burgundia jest piękna, bo oferuje zamki i wino, ale z perspektywy włoskich promotorów, nikt nie płacze ze Macon. Wietnam i Albania z nawiązką wypełnią lukę po rezygnacji Macon. Wietnamczycy z dbałością przygotowują się do marcowego wyścigu. Do Szardży przybędzie specjalna delegacja z Wietnamu, aby przyjrzeć się niuansom organizacyjnym. To tylko dowód na to jak starannie Wietnamczycy podchodzą do projektu.

 

Przed rokiem w Szardży nie zabrakło osób z okolic Lake Toba (Indonezja). Wizyta przełożyła się na sukces, gdyż w lutym 2023 roku tłumy widzów przybyło w pobliże wulkanu, aby obejrzeć czarujący wyścig i triumf Bartka Marszałka. Po pandemii COVID-19 wiele rejonów świata uzależnionych od turystyki, poszukuje rozmaitych arterii, aby zachęcić ludzi do podróży. Indonezja dostrzegła potencjał tkwiący w fanach sportu, którzy przyjadą z najdalszych zakątków jeżeli do pakietu sportowego dołoży się egzotyczną przyrodę. A umówmy się: któż nie chciałby zobaczyć łodzi mogącej rozwijać prędkość rzędu 220 kilometrów na godzinę mając przecudny wulkan Lake Toba w tle?

 

Szardża to przede wszystkim ciekawy akwen w lagunie Khalid (słona woda, 5 boi, długość pętli: 2057 metrów), piaszczyste plaże i zaledwie 40 minut jazdy autem od najwyższego budynku na świecie – Burj Khalifa. Od 2000 roku Szardża jest gospodarzem rundy MŚ F1H2O. W latach 1997-99 samotnym białym żaglem było miasto Abu Dhabi. W sezonach 2000-2003 Abu Dhabi oraz Szardża pełniły rolę gospodarzy GP Zjednoczonych Emiratów Arabskich. W sezonie 2004, Szardża w pojedynkę zorganizowała GP ZEA. Abu Dhabi powróciło do kalendarza MŚ w latach: 2005-18. Ciekawostkę stanowi fakt, że w sezonie 2016 Zjednoczone Emiraty Arabskie zdominowały kalendarz MŚ – aż trzy rundy rozegrano w ZEA (Dubaj, Abu Dhabi i Szardża). Pozostałe zawody odbyły się w Chinach (2 rundy), we Francji oraz w Portugalii.

 

Jonas Andersson po raz czwarty? 

 

Szwed, który nie lubi ciżby i nadmiernie rozbudowanego teamu wokół siebie, raduje się kiedy dosiada swojego składaka. Mieszka w leśnej głuszy pod Orebro. Tam może do woli słuchać śpiewu ptaków, przeklinać nad zatartym silnikiem i pokrzykiwać na Jane Persson – swoją życiową partnerkę. Jane wiele zniesie dla Jonasa. W przyszłym roku Szwedowi stuknie pięćdziesiątka, a że urodziny Jonasa wypadną tuż przed GP Albanii w mieście Pogradec nad jeziorem Ohrydzkim, przeto zaradna Jane już obmyśla prezent dla swojego ukochanego…

 

Andersson wziął udział w 112 turniejach GP. Stawał 29 razy na podium. W tym sezonie wygrał 3 spośród czterech wyścigów. Zdrzemnął się jedynie w Indonezji. Wygrał w chińskim Zhengzhou, francuskim Macon i włoskiej Olbii. Przed rokiem miał niemalże w kieszeni tytuł mistrza świata, ale jadąc na prowadzeniu przegrał z awarią sprzętu i z tytułu radował się Shaun Torrente, który również nie ukończył zawodów! W grudniu 2022 roku szejk zaprosił wszystkich uczestników na uroczystą kolację pod gwiazdami. Anderssonowi nie było do śmiechu, bo wielokrotnie dopadał go pech, ale w sukurs przyszedł mu finał piłkarskiego mundialu! Zamiast wręczać nagrody dla najlepszego kierowcy, odkrycia roku, debiutanta roku, szejk zarządził oglądanie finału MŚ w Katarze: Argentyna – Francja. I żal Szweda jakby zmalał, gdy Leo Messi z kolegami sięgnął po złoto…

 

W sezonie 2023 Team Sweden w skład którego wchodzą Jonas Andersson i 25-letni Fin Kalle Viippo mierzy w tytuł w klasyfikacji zespołowej. 65 punktów to dużo i mało, bo za plecami czai się duet z Teamu Szardża (Sami Selio i Ferdinand Zandbergen). Naturalnie zarówno Fin Selio jak i Holender Zandbergen będą stawać na rzęsach, aby na własnych śmieciach odebrać prymat Team Sweden. Na cud muszą liczyć kierowcy teamu China CTIC: Francuz Peter Morin i Amerykanin Brent Dillard. Strata 19 punktów do Teamu Sweden pozwala na permutację matematyczną, która da Morin i Dillardowi prymat pod warunkiem, że… Andersson i Viippo zanotują fatalne występy, na co nie należy liczyć.

 

Bartek Marszałek wciąż zachowuje szanse na medal w klasyfikacji indywidualnej. Polak trenuje w pocie czoła, a Szardża jest niczym talizman dla zodiakalnej Panny. Marszałek to wyjątkowo zdolny pracuś zachwalany przez Scotta Gillmana. Polakowi zawsze leżał akwen w Szardży. W 2017 roku Bartek ukończył wyścig na wysokim piątym miejscu. Z kolei 21 grudnia 2019 roku Marszałek stanął na podium w Szardży. Wówczas lepsi byli jedynie Jonas Andersson i Shaun Torrente. W sezonie 2022 Bartek błyszczał w lagunie Khalid. 15 grudnia kierowca Orlen Team i Stromoy Team ukończył wyścig na trzecim miejscu. Nazajutrz Marszałek pędził jak natchniony i zajął drugie miejsce za plecami kończącego karierę trzykrotnego mistrza świata, Francuza Philippe’a Chiappe.

 

Słona woda, świetni mechanicy: Andrzej Dziubek i Serb Robertino Milinković pracują z inżynieryjnym zacięciem dla Polaka, który nie miałby nic przeciwko temu, aby namalować klamrę na tegorocznym sezonie. Skoro Polak wygrał w Indonezji, nie ma przeciwwskazań, aby triumfował na akwenie w Szardży… 4 razy Bartek stał na podium. Trzykrotnie w Szardży, raz w Indonezji. Blisko 100 000 widzów zgromadziło się nad Lake Toba, aby obejrzeć zwycięstwo Polaka. W Szardży takich tłumów nie będzie, bo padok znajduje się przy ruchliwej ulicy Corniche, ale jedno jest pewne. Eleganckie trybuny ożyją w niedzielę 10 grudnia o godzinie 15.00 czasu lokalnego kiedy 21 kierowców uruchomi silniki Mercury, aby po raz ostatni w tym roku powalczyć z własnymi słabościami i dać się ponieść emocjom…

Tomasz Lorek/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie