"Wolna Majówka" i członkowie "Bandy Świrów" z Koroną w swoich rękach

Piłka nożna
"Wolna Majówka" i członkowie "Bandy Świrów" z Koroną w swoich rękach
fot. Cyfrasport
"Wolna Majówka" i członkowie "Bandy Świrów" z Koroną w swoich rękach

To już pewnego rodzaju "stały fragment" gry, do którego w Legii Warszawa są przyzwyczajeni od lat. Jeśli klub przegrywa z dużo niżej notowanym przeciwnikiem, a konsekwencją tego jest utrata szansy na zdobycie trofeum, a tym razem i prostszą drogę w eliminacjach do europejskich pucharów, rozpoczyna się głęboka analiza pracy trenera, dyrektora sportowego, ocen przydatności bądź nieprzydatności poszczególnych piłkarzy, czyli innymi słowy klasyczne rozdzieranie szat.

Przed laty dostawało się jeszcze prezesowi klubu ale tym razem szczęśliwie ostrzał jego gabinet omija.

 

ZOBACZ TAKŻE: Kwiatkowski nie mógł się powstrzymać! Tak skomentował odejście z PZPN. "Opasły i anonimowy"

 

Kibice stołecznej drużyny, szukając pozytywów po wczorajszym mroźnym wieczorze w Kielcach, dowcipnie zaintonowali, że wreszcie czeka ich wolna majówka. Ale w całej tej niewygodnej sytuacji dla klubu z Łazienkowskiej nie można zapominać, że porażka z Koroną to była dopiero 1/8 finału. Żadnej gwarancji, że nawet w przypadku awansu do wiosennej części rozgrywek Fortuna Pucharu Polski Legia zagrałaby 2 maja na PGE Narodowym, nikt przecież nie dawał. Tym bardziej, że w przeciwieństwie do poprzedniego sezonu faworyci trzymają się mocno. Raków, Pogoń, Jagiellonia grają dalej. Wieczorem chce dołączyć do nich także Lech Poznań. W ubiegłych rozgrywkach droga Legii do finału biegła m.in. przez Niecieczę, Lechię Zielona Góra i KKS Kalisz.

 

Najtrudniejszy rywal czekał dopiero w decydującej potyczce. W jakich ten mecz rozstrzygnął się okolicznościach każdy z nas jeszcze dobrze pamięta. Teoria, że Legia w środę straciła szansę na grę w drugiej rundzie eliminacji Ligi Europy – bo taka też będzie nagroda za wygranie PP w 2024 roku – jest więc z jednej strony prawdziwa, a z drugiej lekko naciągana, bo przecież szanse na to wciąż miało mieć jeszcze siedem innych klubów, w tym większość ekstraklasowych. Może nie trzeba więc aż tak bardzo dramatyzować?

 

W całym tym charakterystycznym dla nas zgiełku, gdy coś nie układa się po myśli faworyta, czy nie warto zwrócić uwagi na to, że to nie Legia odpadła, ale awansowała Korona? Kielecki klub, który na głowie ma przede wszystkim konieczność utrzymania się w PKO BP Ekstraklasie, a w perspektywie już sobotni wyjazd na obiekt lidera we Wrocławiu, przygotował się do tego meczu jak trzeba. Trener Kamil Kuzera, który wciąż stawia pierwsze kroki jako "jedynka", przeformatował drużynę na ustawienie z trzema środkowymi obrońcami i wahadłowymi, aby zniwelować najmocniejsze strony przeciwnika. Dał szansę kilku nominalnym zmiennikom, świetnie zarządzał zmianami, wprowadzając swego najlepszego piłkarza, Martina Remacle’a, dopiero w 88 minucie.

 

I to właśnie Belg wykonał decydujący cios, gdy wszyscy przygotowywali się już do konkursu jedenastek. Dyrektor sportowy Paweł Golański, który dzięki swym kontaktom w Rumunii był w stanie ściągnąć do Kielc kilku piłkarzy ogranych na tamtejszych boiskach, a napastnika Adriana Dalmau polecił mu były piłkarz Korony Airam Cabrera, potwierdził po raz kolejny, że ma wyczucie w doborze zawodników do projektu, za który odpowiada. W tym klubie zawsze ważny był charakter, nieprzypadkowo zespół, w którym "Golo" sam niegdyś z obecnym trenerem występował, nosił nazwę "bandy świrów". Dziś jednak samymi cechami wolicjonalnymi w piłce nic się nie ugra. Prezes Łukasz Jabłoński zaufał tej dwójce wiedząc, że Kuzera z Golańskim to już dojrzali i logicznie myślący mężczyźni, więc nie "świrują", ale starają się stworzyć drużynę, która będzie na stadion przyciągać widzów nie tylko przysłowiową jazdą na czterech literach.

 

Prawie dziewięć tysięcy ludzi w śnieżycy w sobotę podczas meczu z Lechem i blisko siedem wczoraj w kilku stopniowym mrozie w środku tygodnia, to godna jak na takie warunki atmosferyczne frekwencja. Ten zespół da się lubić. I choć wiosną ważniejsza od Pucharu Polski z pewnością będzie tu walka o ligowy byt, nikt nie będzie zadowolony, jeżeli wiosną będzie musiał przyjechać na Suzuki Arena, by powalczyć o to, by "majówkę" móc spędzić tam, gdzie tym razem nie będzie gościć Legia.

Bożydar Iwanow/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie