Szokujące fakty na temat skandalu w Indonezji! Jeden z "bohaterów" zabrał głos

Piłka nożna
Szokujące fakty na temat skandalu w Indonezji! Jeden z "bohaterów" zabrał głos
fot. Cyfrasport
Jeden z wykluczonych zawodników opowiada o aferze z Indonezji.

Podczas zgrupowania reprezentacji Polski U-17 przed mistrzostwami świata w Indonezji doszło do skandalu. Czterej zawodnicy musieli opuścić zgrupowanie, po tym jak spożywali alkohol. Jeden z wykluczonych zawodników, Jan Łabędzki opowiedział, jak wyglądało całe zamieszanie.

O występie na jednej z najważniejszych imprez w karierze sportowca marzy każdy. Marzyli i oni - Jan Łabędzki, Filip Rózga, Oskar Tomczyk i Filip Wolski. Wszystko przebiegało zgodnie z planem, i młodzi piłkarze już za moment mieli zagrać w czempionacie. Ale... pojawił się pomysł, by opuścić hotel, w którym stacjonowała reprezentacja Polski. 

 

ZOBACZ TAKŻE: Kompromitacja Barcelony w Belgii. Lewandowski bezbarwny

 

- Trudno powiedzieć by cała sytuacja miała jednego prowodyra. Naprawdę trudno mi zrozumieć, jak taka głupota mogła nam przyjść do głowy, żeby wychodzić z pokoju hotelowego. Przecież na początku mieliśmy obejrzeć tylko film, odpocząć po towarzyskim meczu z USA. I nawet nie jestem w stanie powiedzieć, od kogo padło "idziemy". No i poszliśmy... Przestaliśmy myśleć - powiedział Jan Łabędzki w rozmowie z Przemysławem Iwańczykiem dla tygodnika "Piłka Nożna".

 

W trakcie "zwiedzania" miasta, piłkarze spotkali członków sztabu szkoleniowego. Łabędzki, Rózga, Tomczyk i Wolski nie spodziewali się jak wysoką karę będą musieli zapłacić za występek. 

 

- W ogóle nie dopuszczałem do siebie, że za ten występek zostaniemy wyrzuceni z mistrzostw. Trudno mi było sobie wyobrazić, że cała czwórka zostanie wykluczona z turnieju, który odbywa się na drugim końcu świata. Dopiero rano dowiedzieliśmy się, że wracamy do Polski i nie ma odwrotu od tej decyzji. Wróciliśmy do pokoju i płacz. Tylko tyle nam zostało - wyznał młody piłkarz.

 

Po usłyszeniu decyzji pozostał powrót do Polski. Jak powiedział Łabędzki, nie był to wymarzony lot.

 

- Byliśmy przekonani, że wrócimy z jednym z dwóch obecnych tam kierowników drużyny. Wracaliśmy sami, choć wtedy nikt o tym nie myślał. Zaczęło się na dobre, kiedy w Polsce wyszła ta sprawa. Mnóstwo telefonów, wiadomości. Rodzice, najbliżsi, nie wierzyli w to, co się stało. Bo dlaczego mieliby wierzyć, skoro w Polsce nigdy nie robiłem takich rzeczy. Wylądowaliśmy w środę o 6 rano. Po 25 godzinach podróży. Przede wszystkim byliśmy wystraszeni, że na lotnisku będą czekać na nas dziennikarze. Byłem w kontakcie z mamą, ale mówiła, że nikogo nie ma. Wie pan, jak wyglądaliśmy? Jak bohaterowie filmu "Kac Vegas". I nie mówię tego, żeby żartować z naszego incydentu. Jeden w kąpielówkach, drugi w koszulce na lewą stronę, bo nie mieliśmy odzieży na zmianę, wszystkie reprezentacyjne stroje musieliśmy zostawić w Indonezji. Trzeci z klapkami w ręku. Itd. Podczas przesiadek ludzie zwracali nam uwagę, żebyśmy przerzucili koszulkę na właściwą stronę, a ona była po prostu brudna - opowiedział.

 

Afera z Indonezji zmieniła młodego piłkarza. Teraz sam podkreśla, by zawodnicy nie popełnili jego błędu. 

 

- Nie mam ochoty nigdzie wychodzić, nawet do restauracji, by coś zjeść. W szatni się trochę wyciszyłem, choć wcześniej byłem duszą towarzystwa. Piłkarsko również dokonałem pewnych zmian, wiele więcej trenuję indywidualnie, chce pokazać, że na wiele mnie stać. Na boisku oczywiście. Nawet chyba nie muszę mówić innym zawodnikom, by moja historia była dla nich przestrogą, bo to oczywiste - skwitował młodzieżowy reprezentant Polski.

 

ŁKS Łódź, którego wychowankiem jest Łabędzki ukarał zawodnika finansowo i sportowo - piłkarz został przesunięty do trzeciego zespołu. Trener zespołu z Łodzi, Piotr Stokowiec nie pozostawił Łabędzkiego samego sobie i zaproponował, by nawiązał współpracę z psychologiem. 

KZ, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie