W poszukiwaniu zaginionego lidera defensywy. Nawrocki wraca pod lupę

Piłka nożna
W poszukiwaniu zaginionego lidera defensywy. Nawrocki wraca pod lupę
fot. PAP
Maik Nawrocki

Współpracownicy selekcjonera reprezentacji Polski Michała Probierza, zaopatrzeni we wszystkie możliwe narzędzia, rozpoczęli dogłębną analizę wszystkich kandydatów do marcowej barażowej batalii o EURO 2024.

W Nowy Rok mogli czuć się lekko zaniepokojeni, że w Norwich tylko pierwszą połowę w barwach Southampton rozegrał Jan Bednarek. We wtorek z radością przyjęto, że po raz trzeci z rzędu na zmianę w Brighton wszedł Jakub Moder. Ale być może najgrubszym flamastrem podkreślono drugi kolejny występ w Celtiku Glasgow Maika Nawrockiego. Urodzonego w Bremie byłego obrońcy Legii Warszawa, który będąc jeszcze przy Łazienkowskiej, „ocierał” się już o kadrę, ale wciąż jest w niej bez debiutu. Mowa to o reprezentacji seniorskiej, bo w młodzieżówkach rozegrał ponad trzydzieści meczów.

 

ZOBACZ TAKŻE: Wyciekły szczegóły imprezy sylwestrowej Lewandowskich. Mają rozmach!

 

Dwudziestodwulatek latem opuścił stolicę za kwotę 4 milionów euro i błyskawicznie wszedł do pierwszej „11” The Bhoys. Także dlatego, że wielkim orędownikiem jego transferu był trener Brendan Rodgers. Na Maika zwrócił on uwagę, gdy prowadzone przez niego Leicester w Lidze Europy rywalizowało z Legią, a Nawrocki w wygranym przez warszawian spotkaniu przy Łazienkowskiej rozegrał mecz bliski ideału. Po udanym starcie także w szkockiej ekstraklasie miał jednak pecha. W spotkaniu Pucharu Ligi doznał groźnej kontuzji, która wymagała wielomiesięcznej rehabilitacji. Nie dość, że stracił szansę przyjazdu na wrześniowe zgrupowanie kadry jeszcze pod wodzą Fernando Santosa, to ominęła go także jesień w Champions League. Nie został do niej zgłoszony, bo i tak nie zdążyłby wystąpić w fazie grupowej. Na boisko wrócił dopiero 30 grudnia i od razu został wsadzony na wysokiego konia, bo "Celtowie" grali derby z Rangersami (i wygrali ten prestiżowy bój 2:1).

 

Nawrocki musiał pojawić się na boisku jeszcze w pierwszej połowie, bo urazu doznał Stephen Welsh. Pierwsze minuty, po tak długim rozbracie z piłką, były jeszcze dość nerwowe, widać było emocje, jednak trudno się dziwić. Ale drugie 45 minut urodzony w Niemczech Polak rozegrał już na bardzo dobrym poziomie, co potwierdziły także wszystkie statystyki i to w każdym aspekcie. „Czytanie” boiskowych wydarzeń, gra na wyprzedzenie i w kontakcie, podejmowanie właściwych decyzji i brak wstydu nawet przed prostym wybiciem w aut świadczą o tym, że dość szybko udało mu się wejść we właściwy rytm. Przeciw St.Mirren we wtorek wyszedł w podstawowym składzie i był na placu przez ponad godzinę. Rywal nie zmusił go do wzmożonego wysiłku. Celtic prowadzi w lidze i pewnie obroni mistrzowski tytuł. I szkoda tylko, także dla Nawrockiego, że przez czwarte miejsce w grupie Champions League nie zobaczymy go już wiosną w europejskich pucharach. Pewnie to zbyt duże uproszczenie, ale skoro w finale barażów możemy zagrać z Walią, a Nawrocki gra na Wyspach, może być to jednym z argumentów, żeby poważnie brać go pod uwagę? Z każdym ligowym meczem jego dyspozycja przecież powinna iść w górę.

 

Gorzej wygląda sytuacja Mateusza Wieteski z Cagliari. We wtorek jego klub odpadł z Pucharu Włoch z grającym w mocno rezerwowym składzie Milanem (przegrywając 1:4) i po piłkarzu, który był próbowany już przez Michała Probierza w kończącym rok towarzyskim spotkaniu z Łotwą, widać było, że w lidze miał dłuższą przerwę. Po letnim transferze z francuskiego Clermont „Wietes” grał wprawdzie w podstawowym składzie, ale zespół z Sardynii miał szalenie trudny kalendarz. Przegrywał z Bolonią, Milanem, Fiorentiną i Romą, a więc z samymi zespołami z czołówki. Strata dziesięciu goli na przestrzeni szóstej i ósmej kolejki spowodowała „poszukiwania” trenera Claudio Ranieriego i Polak trafił na ławkę. We Francji był podstawowym zawodnikiem, czuł pewność siebie i wiarę we własne umiejętności, prezentował się bardzo dobrze i dlatego zainteresował się nim klub Serie A. Jednak dziś przez brak regularności to „czucie” gry jest na niższym poziomie i nasz obrońca, jeżeli chodzi o ranking stoperów, będzie balansował pomiędzy pozycją numer trzy a cztery. A to nie daje mu mocnej karty przetargowej, jeżeli chodzi o kontekst reprezentacyjny.

 

Jedyną jego przewagą w kontraście do Nawrockiego jest to, że ma na swoim koncie już cztery mecze w kadrze, w tym dwa o punkty (Liga Narodów z Belgią i eliminacje ME, kiedy wszedł za kontuzjowanego Bednarka w Tiranie przeciw Albanii). Był też na mistrzostwach świata w Katarze. Tam jednak podstawową parę obrońców tworzyli Kamil Glik z Jaubem Kiwiorem, Wieteska nie wszedł nawet na minutę, mimo że kadrę prowadził jego były szkoleniowiec z Legii Czesław Michniewicz. Wtedy graliśmy jednak „klasycznie”, z czwórką z tyłu, Probierz widzi nasze ustawienie inaczej. Wieteska z Nawrockim w swych klubach grają w systemie z czterema defensorami w linii. Czy będzie to mieć znaczenie? Nie sądzę. Najbardziej istotna będzie klubowa regularność, a nie taktyczne rozstawienie. Wygląda więc na to, że Wieteska znalazł się w trudnej sytuacji. Za to Nawrocki wraca do rywalizacji. Nie tylko w klubie.

Bożydar Iwanow/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie