Dawid Kubacki powiedział, jak nazywa się schorzenie jego żony. "Człowiek z tym żyje przez lata nie wiedząc, że to ma"

Zimowe
Dawid Kubacki powiedział, jak nazywa się schorzenie jego żony. "Człowiek z tym żyje przez lata nie wiedząc, że to ma"
fot. PAP/Grzegorz Momot
Dawid Kubacki

Dawid Kubacki w rozmowie z dziennikarzem Sport.pl Łukaszem Jachimiakiem opowiedział o chorobie swojej żony Marty. Wrócił też wspomnieniami do chwil, gdy w trybie nagłym wracał do domu z zawodów Pucharu Świata w norweskim Vikersund. - Naprawdę nikomu nie życzę, żeby przeżywał coś takiego i bardzo się cieszę, że to wszystko się tak dobrze skończyło - powiedział utytułowany polski skoczek. 

W marcu tego roku Kubacki nagle wyjechał z Norwegii w trakcie cyklu Raw Air. Jak się potem okazało, powodem były bardzo poważne problemy z sercem jego żony, która toczyła walkę o życie. 33-letni zawodnik po powrocie do Polski przez wiele dni czuwał przy jej szpitalnym łóżku i nie pojawił się w pucharowych zawodach już do końca sezonu 2023/2024. Później, gdy stan zdrowia Marty Kubackiej uległ poprawie, przez pewien czas nie wiadomo było, czy jest on na tyle dobry, by skoczek mógł występować w Pucharze Świata w kolejnym sezonie.

 

ZOBACZ TAKŻE: Szóste miejsce Polaków w Zakopanem. Wygrana Austriaków

 

Na szczęście Marta Kubacka wróciła do zdrowia, a jej mąż do skakania w PŚ. Teraz mistrz świata z 2019 roku z Seefeld opowiedział w wywiadzie dla Sport.pl, jak wyglądały dla niego trudne chwile sprzed dziesięciu miesięcy.

 

Przebywając w Vikersund, po porannym rozruchu kadry skoczków, Kubacki dostał informację, że serce jego żony stanęło, ale przewieziono ją do szpitala i chociaż jest nieprzytomna, to przywrócono akcję serca. Od razu ruszył w podróż do domu.

 

- Zostawiłem wszystko - trenerzy powiedzieli, że torby ze sprzętem mi wezmą, że wszystko ogarną - i pędem ruszyłem tylko z małym plecaczkiem, z dokumentami. Okazało się, że tego dnia były dwa samoloty do Polski i na ten o 13 nie zdążyłem, a następny był bodajże o 19. W hotelu co pięć minut kursowałem z pokoju na stołówkę po kawę. Na pewno wypiłem jej kilka litrów - opowiada utytułowany skoczek. Właśnie czekanie na podróż i sam powrót do domu wspomina jako najgorsze godziny, jakie wtedy przeżył. Następne krytyczne momenty, zatrzymania akcji serca, następowały już wtedy, gdy skoczek był przy żonie. 

 

Kubacki wierzy, że w tamtych feralnych chwilach nad jego rodziną czuwała opatrzność. - Tamtego dnia z Martą i dziećmi miała być moja mama, ale wujkowie dali znać, że oni przyjadą, bo tak im się wszystko poukładało, że mają czas, żeby Martę i dziewczynki odwiedzić. Serce Marty stanęło o godzinie 9.05, a gdyby w naszym domu byli wtedy nie wujkowie, tylko mama, to mama poszłaby na mszę o godzinie dziewiątej, wróciłaby dopiero po godzinie i wiadomo co by było... - tłumaczy. - Na szczęście wujkowie zadziałali, a błyskawicznie przyjechała też karetka. Wierzę, że Góra czuwała, bo przecież wystarczy pięć minut bez pracy serca, a mózg zaczyna obumierać - dodaje.

 

Żona skoczka trafiła do Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu, gdzie lekarze wykonali ogromną pracę. Najpierw, by ją uratować, a potem, by pomóc jej w powrocie do zdrowia.

 

Kubacki w rozmowie z Łukaszem Jachimiakiem wyjaśnił, że choroba serca, która w marcu ubiegłego roku ujawniła się u jego małżonki, to syndrom long QT. - To jest problem nawet nie tyle z samym sercem, co ze sterowaniem tego serca, z jego pracą. (...) to jest wydłużona faza QT pracy serca i człowiek z tym żyje przez lata tak jak Marta z tym żyła przez 31 lat, nie wiedząc, że to ma, a nagle robi się dramatycznie. Podobno to jest najczęstsza na świecie przyczyna nagłych zgonów. Bo ktoś o tym nie wie i nagle go to tak atakuje, że jest koniec.

 

- O tej chorobie Marty wiem tyle, że problemem jest to, że po skurczu potencjał elektryczny serca się nie zeruje, tylko dalej faluje, a jak na to nałoży się kolejny sygnał do skurczu, to serce zaczyna niekontrolowanie przyspieszać i finalnie się zatrzymuje - wyjaśnia triumfator Turnieju Czterech Skoczni sprzed czterech lat.

 

Żona znakomitego polskiego skoczka żyje obecnie z wszczepionym rozrusznikiem serca. Nie wpływa to jednak znacząco na jej codzienne życie, a Kubaccy mają nawet pewien swój żart dotyczący jej schorzenia, który pojawił się niedługo po dramatycznym dla nich czasie, jeszcze w czasie pobytu Marty w szpitalu. - Wtedy lekarze, mówiąc czego Marta nie może, wymienili spawanie, więc my śmiejąc się odpowiedzieliśmy, że kurczę, szkoda, bo dopiero co wykupiła sobie kurs spawacza!

 

- Generalnie Marta musi trzymać się z dala od urządzeń z dużym polem elektromagnetycznym, bo zakłócałaby ich działanie. Ale w sumie ona może i ma żyć normalnie. I tak żyjemy. Oczywiste jest, że co jakiś czas Marta jeździ na badania kontrolne. I tak już będzie zawsze. Ale to naprawdę żaden problem - podkreśla Kubacki, szczęśliwy, że wszystko dobrze się skończyło. Teraz ma nadzieję, że żona będzie mu kibicować z trybun w czasie mistrzostw świata w lotach narciarskich w Bad Mitterndorf. 

 

 

 

GW, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl
ZOBACZ TAKŻE WIDEO: USA - Francja. Skrót meczu

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie