Trudny moment. Zabawa w "policjanta i złodzieja" źle się dla nas skończyła

Zimowe
Trudny moment. Zabawa w "policjanta i złodzieja" źle się dla nas skończyła
fot. PAP/EPA
Trudny moment. Zabawa w "policjanta i złodzieja" źle się dla nas skończyła

- Trzeba szukać pozytywów, ale to nie może przesłaniać nam błędów. Cieszmy się z szóstego miejsca Żyły i dobrych skoków Zniszczoła, ale fakty są takie, że więcej jest niepewności i minusów. Kolejne weekendy i nadzieje z nimi związane trzeba na czymś budować. Tego sezonu już jednak nie uratujemy – mówi Jakub Kot, były skoczek i ekspert.

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Kiedy straciliśmy nadzieję, a Kamil Stoch powiedział, że tego sezonu nie da się uratować, Piotr Żyła zajął szóste miejsce w mistrzostwach świata w lotach. To pierwsze TOP10 w tym sezonie. Może to jakiś przełom?


Jakub Kot, były skoczek, ekspert: Pozwolę sobie się z tym nie zgodzić. Indywidualnie mieliśmy dobry występ, ale drużynowo już tak różowo nie było. Poza tym pamiętajmy, że w mistrzostwach najlepsze nacje mogły wystawić tylko po czterech zawodników. Jedynie Norwegowie pięciu, bo mieli mistrza świata Mariusa Lindvika.


Chce pan powiedzieć, że jakby nie to, jakby te lepsze nacje wystawiły pięciu, czy sześciu zawodników, to Żyły nie byłoby w dziesiątce?


Chcę tylko zauważyć, że tak to wygląda. Nie wolno przecież zapominać o tym, że w Pucharze Świata mielibyśmy sześciu Austriaków, Niemców i Norwegów oraz pięciu Słoweńców. Byłoby trudniej, aczkolwiek występu i sukcesu Piotrka nie wolno umniejszać.


Czyli?


To faktycznie bardzo dobry wynik. A jeszcze lepsze skoki. Nie było w nich przypadku. Szczerze, to ja byłem spokojny o występ Żyły w Kulm. Męczył się na Wielkiej Krokwi, ale wiedziałem, że jak poczuje adrenalinę, to nam pokaże. Dla niego im jest trudniej, tym lepiej. Poza tym on kocha latać i potrafi to robić. Na Olka Zniszczoła też w tych mistrzostwach liczyłem. Już w GaPa skakał solidnie. On jest może słabszy fizycznie, ale jest też lotny. Za progiem łapie fajną sylwetkę. Reasumując, szóste miejsce w tak beznadziejnym sezonie bralibyśmy przed konkursem w ciemno.


A po konkursie mówi się, że mógł być z tego medal.


Tak, mówiło się po pierwszym dniu o ataku na podium, ale tu akurat miałem mieszane uczucia. Wiedziałem, że nie będzie łatwo, dlatego cieszę się z tego, że Piotrek utrzymał to, co miał po pierwszym dniu. Pokazał przy tym solidność i stabilność, czego wcześniej w ogóle naszym zawodnikom brakowało. Pamiętamy Olka Zniszczoła, który w Zakopanem spadł z czwartego miejsca po pierwszej serii na jedenaste. Dlatego w Kulm można było mieć obawy. Piotr je na szczęście rozwiał. Nie spadł, a przy lepszym lądowaniu w drugim skoku mógł być wyżej. W każdym razie występ jego i Zniszczoła oceniam plus.


Poza tym już nie było tak dobrze.


Niestety, ale Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Paweł Wąsek byli na drugim biegunie. Na dokładkę w turnieju drużynowym zabrakło Piotrka. Tyle energii włożył w te dwa dni konkursu indywidualnego, że na niedzielę zabrakło mu koncentracji. Nie był już tym zawodnikiem, co w piątek i w sobotę. Jechał na oparach.


Zasadniczo pogrzebała nas jednak dyskwalifikacja Zniszczoła za nieregulaminowy strój.


Szkoda, że akurat w tym konkursie. Jak to się dzieje w indywidualnym, to można jakoś przeboleć, bo dotyczy to jednego zawodnika. A tu ucierpiała cała drużyna.


Czyja to wina?


Różnie to bywa. Zwykle w takich sytuacjach jest to czasem wina zawodnika, a czasem wina tego, co przygotowuje sprzęt. A czasami zwyczajnie brakuje szczęścia. Zdarza się przecież, że kontroler nie zauważy nadwyżki materiału. Swoją drogą, to różnie się to w dniu zawodów układa. Skoczek je śniadanie, pije wodę, herbatę, a potem jest trochę aktywności i nagle okazuje się, że zjadł lub wypił za mało.


Ze słów Mathiasa Hafele, który przygotowuje sprzęt, wynika, że to była pokerowa zagrywka, że świadomie ryzykowali.


Mogło tak być. Może liczyli, że ten jeden zbędny centymetr jakoś się zamaskuje. Pytanie, o ile to ryzyko miało sens. Pamiętam, jak Maciek Kot dostał w piątek ostrzeżenie przed konkursem w Klingenthal. Było jasne, że następnego dnia zostanie sprawdzony, więc nie było sensu brnąć w za duży kombinezon. Nie wiem, czy Olek dostał żółtą kartkę? Może jednak uznano, że nie mamy nic do stracenia i podjęto ryzyko? A może Hafele wiedział, że jest za dużo, ale nie chciał tego ruszać.


Na co liczył?


Jak kontroler sprawdza zawodników, to ten jest w stanie iść za jego ruchami i oszukać go. Tu napiąć brzuch, tam zrobić coś innego i sprawić, że ten dodatkowy centymetr, czy dwa nie będą widoczne. Z drugiej strony te dwa centymetry nie były w stanie przełożyć się na 20 metrów, a tyle byśmy potrzebowali, żeby jakiś dobry wynik zrobić.


Pewnie jednak te dwa centymetry dawały większy komfort zawodnikowi.


To zawsze daje komfort. No i powierzchnia nośna jest większa. W ogóle to jest tak, że w skokach wszyscy jadą na limicie. Gdyby kostium Olka był idealnie skrojony, tak na zero, to my byśmy tę bitwę przegrali już na starcie. To samo jest z innymi zawodnikami. W skokach mamy zabawę w policjanta i złodzieja, bo każdy coś tam próbuje ugrać, a ryzyko, że kontroler cię złapie, jest po prostu wkalkulowane. Im mniej tych dodatkowych centymetrów, tym gorzej dla skoczka. Dlatego zdarzają się takie sytuacje, dlatego Hafele mógł mówić o świadomym ryzyku. Jednak ryzykować trzeba, bo wszyscy to robią.


Z naszą drużyną mieliśmy podobną sytuację, jak z Żyłą. Też pojawiły się głosy, że gdyby nie ta dyskwalifikacja, to byłby medal.


Na X pojawiła się symulacja, z której wynika, że nawet, jakby dodać notę Olka, to skończylibyśmy na szóstym miejscu, za Norwegią i Japonią. Poza tym wyższa nota Olka postawiłaby w niezbyt komfortowej sytuacji Kubackiego. Nie skakałby jako pierwszy, w niezłych warunkach, ale później, w gorszych. Pewnie tylu metrów by nie uzyskał. Nie wiemy też, co zrobiłby Żyła, jakby nie ta dyskwalifikacja. Może faktycznie oddałby lepszy skok, jakby wiedział, że gramy o coś. Trudno spekulować. Natomiast szóste miejsce to słaby wynik. Myślałem, że przy odrobinie szczęścia i nieszczęściu rywali możemy powalczyć o brąz. Japończycy byli do połknięcia, a Niemiec Leyhe i Norweg Tande zepsuli skoki, co też otwierało szansę na lepszy wynik. Nie wykorzystaliśmy jej.


Skutecznie zgasił pan mój optymizm. Przestałem myśleć, że to szóste miejsce Żyły może być zwiastunem czegoś lepszego.


Jednak o to chodzi, żeby gasić. Trzeba szukać pozytywów, ale to nie może przesłaniać nam błędów. Cieszmy się z szóstego miejsca Żyły i dobrych skoków Zniszczoła, ale fakty są takie, że więcej jest niepewności i minusów. Kolejne weekendy i nadzieje z nimi związane trzeba na czymś budować. Tego sezonu już jednak nie uratujemy. Puchar Świata odjechał, Puchar Narodów odjechał, Turniej Czterech Skoczni i POLski turniej też są za nami. No i mistrzostwa świata też już odhaczyliśmy. Mleko się wylało. Teraz trzeba się zastanowić, co dalej. Są dalekie wyjazdy do Ameryki i Japonii. Trzeba się zastanowić, czy komuś dać odpocząć. Z drugiej strony widzimy, jak to nasze zaplecze skacze.


Nie pozostaje nam nic innego, jak powtórzyć manewr Niemców, którzy na koniec poprzedniego sezonu zaczęli szukać rozwiązań, które przełożą się na dobre otwarcie trwającego właśnie sezonu.


Podniesienie rąk i wywieszenie białej flagi byłoby najgorsze. Faktycznie Niemcy w trakcie tamtego sezonu myśleli, co zrobić, żeby kolejny nie był tak kiepski. Odrobili lekcję i teraz mają powody do zadowolenia. My też musimy odrobić tę lekcję na szóstkę. Natomiast jestem ciekaw taktyki sztabu. Znaleźliśmy się w trudnym momencie. Kadra A w kryzysie, kadra B wysadzona przez Kubę Wolnego, a nasze panie, bo to też reprezentacja, nawet nie przechodzą kwalifikacji. Jedyny jasny punkt, to Łukaszczyk z Tomasiakiem. Ich trzeba teraz mądrze prowadzić, bo z tego może coś być.

 

 

Dariusz Ostafiński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie