Lodu. Na głowę. Nie do szklanki

Piłka nożna
Lodu. Na głowę. Nie do szklanki
Fot. Cyfrasport
Raków Częstochowa w słabym stylu odpadł z Fortuna Pucharu Polski.

Jeżeli w Częstochowie na „górze”, bynajmniej nie Jasnej, zagrzały się głowy po porażce w pierwszym w tym roku ligowym meczu w Grodzisku Wielkopolskim z Wartą, to nie trzeba było być prorokiem, że temperatura wzrosła po odpadnięciu z Pucharu Polski. Ostatni raz Raków przegrywał w tych rozgrywkach w podstawowym czasie – czyli nie licząc dogrywek i karnych - w marcu 2019 roku. Pięć lat temu! Jeszcze w roli pierwszoligowca. W Gliwicach mistrz Polski nie tylko uległ. Został znokautowany.

Zwołane naprędce wieczorne spotkanie właściciela klubu z drużyną i sztabem – na szczęście – nie zakończyło się pożegnaniem z Dawidem Szwargą i jego współpracownikami. Przed niedzielnym spotkaniem z Lechem byłoby to szaleństwo. I nawet jeśli wtedy by „nie poszło” też uważam, że w klubie powinni wytrzymać ciśnienie.

 

ZOBACZ TAKŻE: Prezes Kulesza odgrzał aferę! Kosecki ma swoją teorię. "Straszna rzecz, która spotkała Polskę”

 

Do dobrego przyzwyczaić się łatwo. Dwa wicemistrzostwa, dwa Puchary Polski i w końcu ubiegłoroczny tytuł to wszystko rezultaty ponad stan tego klubu, w którym wyniki sportowe wyprzedziły wiele innych aspektów, z którymi Raków się boryka i borykać się będzie jeszcze długo. A pewnych „rzeczy” nigdy nie będzie w stanie przeskoczyć. Po pełnej triumfów erze Marka Papszuna projekt logicznie powierzono jego „prawej ręce”, który wzmocnił swój sztab Jakubem Dziółką i Tomaszem Włodarkiem. Jednak wciąż mówimy o szkoleniowcach niedoświadczonych. Przesadą było przekonanie, że po dwóch meczach z Kopenhagą w rundzie play off eliminacji Ligi Mistrzów Raków był o włos od fazy

 

grupowej czy wręcz na nią zasłużył. Jasne, że proste, indywidualne błędy zadecydowały o tym, że to „duński Bayern” znalazł się w raju. Wyniki były na styku, ale jeśli ktoś był na obu spotkaniach, a także zna realia „FCKO” oraz „Medalików”, to zdaje sobie sprawę, że to totalnie dwa światy i z całym szacunkiem to klub Grabary bardziej pasuje do tak elitarnego grona niż częstochowianie.

 

Liga Europy to był i tak gigantyczny sukces. Także Szwargi, którego dziś niektórzy odsądzają od czci i wiary. Dywagacje, że sezon uratować może jedynie ktoś doświadczony, najlepiej z zagranicy, w końcu nowy dyrektor sportowy ma swoje „kontakty”, absolutnie do mnie nie przemawiają. Raczej zwróciłbym uwagę na fakt, czy trenerowi ktoś wyraźnie pomógł? Nie wiem czy pozyskani ostatnio piłkarze znaleźli by miejsce i zainteresowanie Legii, Lecha czy nawet Pogoni. Żaden z nich nie robi tak zwanej różnicy. Nie wzniósł drużyny na wyższy poziom. Ale trudno się dziwić. Raków nie ma w sobie aż tyle magnesu aby przyciągnąć do siebie zawodników, którzy patrzą nie tylko na kwoty na umowie kontraktowej. Nie każdego jesteś w stanie zaintrygować tym projektem. Michał Świerczewski często zmienia dyrektorów sportowych, nie będąc zadowolonym z efektów ich pracy. Ale oni po prostu często nie są w stanie pokonać tych przeszkód, o których wie każdy, kto odwiedził Częstochowę i także jej infrastrukturalnie sportowe zaplecze.

 

Z oceną tego wszystkiego co dzieje się w drużynie, poczekałbym więc spokojnie do końca sezonu. Czy świat się zawali, jeśli Raków latem nie powalczyłby o Europę? W Legii niedawno noszono na rękach Kostę Runjaica, a dziś piłkarska Polska zastanawia się, czy go nie zwolnić. Mariusz Rumak po świetnym początku roku i euforii w Lechu też bardzo szybko stracił szansę na jedno z trofeów, o którym Poznań marzył. I już mówi się o rozgoryczeniu. Jackowi Magierze ze Śląska Wrocław, liderowi tabeli na koniec ubiegłego roku, zadaje się pytania czy jest rozczarowany. Ja wiem, że luty jest w tym roku wyjątkowo ciepły. Zalecam więc wszystkim lodu. Na głowę. Nie do szklanki.

Bożydar Iwanow/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie