Legenda odsłania tajemnicę kryzysu Polaków! "Nie ma się co czarować"

Zimowe
Legenda odsłania tajemnicę kryzysu Polaków! "Nie ma się co czarować"
Cyfrasport/Radosław Jóźwiak
Aleksander Zniszczoł został liderem polskiej kadry skoczków. Trener Jan Szturc (z lewej) prowadził go od 2006 r.

Legendarny trener Jan Szturc wychował nie tylko Adama Małysz, zresztą jest jego wujkiem, ale także obecnego lidera polskich skoków Aleksandra Zniszczoła. Opowiedział o tym, co sprawiło, że w wieku 30 lat Olek zaczął stawać na podium Pucharu Świata. - Trenera Thurnbichlera czeka dużo pracy nad pozycją dojazdową. Dobry dojazd przekłada się na dobre odbicie i tutaj nie ma się co czarować. Ale musi być do tego podstawa - dobre przygotowanie fizyczne – zdiagnozował też kryzys kadry Szturc.

Michał Białoński, Polsat Sport: Zaczął pan trenować Olka Zniszczoła, gdy ten miał dwanaście lat. Jak pan wyjaśni eksplozję jego formy dopiero w tym sezonie? Już teraz ma dwa razy więcej punktów w Pucharze Świata niż w całym ubiegłym sezonie, który był jego najlepszym.

 

ZOBACZ TAKŻE: Wściekły Novak Djoković! Nie potrafił tego zrozumieć (WIDEO)

 

Jan Szturc, trener skoków w WSS Wisła, wychowawca Adama Małysz i Aleksandra Zniszczoła: W ostatnim okresie nie zajmuję się Olkiem, ale faktycznie, trenowałem go, gdy miał 12 lat. Wcześniej bywaliśmy na wspólnych treningach, gdy Olek rozpoczynał u Mirka Kędziora i Jasia Kawuloka, z którym pracował do 2006 r. Wtedy przeszedł do mnie, do WSS Wisła. Trenowałem go także w klubie i w kadrze województwa. Gdy poszedł do szkoły sportowej w Szczyrku, nasze treningi były sporadyczne.

 

Jak wyglądały te początki?

 

Były prowadzone wedle mojej filozofii. Każdy, kto u mnie zaczyna trenować skoki, to musi także biegać na nartach, czyli uprawiać kombinację norweską. Tak było z Adamem Małyszem, Piotrkiem Żyłą, Olkiem i pozostałymi skoczkami, którzy u mnie rozpoczynali kariery, to przynajmniej do piętnastego roku życia, Piotrek - do szesnastego, Adam – do siedemnastego trenowali kombinację. Olek w niej doszedł również do szesnastego roku życia

 

Adam Małysz zawsze podkreśla, że kombinacja czyni skoczka mocnym fizycznie i wszechstronnym.

 

Tak jest. Specjalizacja w kierunku skoków następuje dopiero później i tak było w wypadku Olka, gdy trafił do kadry juniorów i w 2012 r. zdobył medal na MŚ juniorów. Ale rok wcześniej były jeszcze w Libercu EJF-y (Europejski Festiwal Młodzieży), na których Olek z kolegami: Klimkiem Murańką, Krzyśkiem Biegunem i Mateuszem Koisem – to chłopak też ode mnie, z Wisły, wywalczyli złoty medal.

 

Na MŚ juniorów w 2012 r., w Erzurum Olek zdobył srebrny medal zarówno indywidualnie, jak i w drużynie.

 

Tak było i wydawało się, że jego kariera będzie się rozwijała dynamicznie, tak jak u innych czołowych juniorów, dla których to przejście do seniorów nie jest tak bardzo obciążające. Wydawało się, że Olek od razu wskoczy co najmniej do "30" Pucharu Świata, a później włączy się do walki o wyższe pozycje.

Jan Szturc: Zniszczoł nie mógł się przebić przez krajową czołówkę

Dlaczego tak długo się nie udawało?

 

U Olka była sinusoida formy. Częściej jeździł na Pucharu Kontynentalne niż Puchary Świata, na ogół trenował z kadrą B, sporadycznie z tą A. W tamtym okresie konkurencje mieliśmy naprawdę dosyć mocną. Przecież w kadrze A byli nie tylko Piotrek Żyła, Kamil Stoch, Dawid Kubacki, ale też Maciek Kot i Janek Ziobro.

 

Jeszcze rok temu Olek był odsyłany do Pucharu Kontynentalnego, gdzie wywalczył większy limit dla Polski na Puchar Świata i trener Thomas Thurnbichler zaczął mu dawać regularnie szanse w elitarnych zawodach. Na początku sezonu tylko w Titise-Neustadt zdołał zapunktować w PŚ, przez co nie zmieścił się w kadrze na Turniej Czterech Skoczni. Natomiast w drugiej części sezonu zaczął regularnie punktować, ale powyżej 17. miejsca nie był w stanie wskoczyć.

 

Najważniejsze, że został wówczas etatowym członkiem kadry A. Na początku obecnego sezonu Olek męczył się, Kuusamo i Lillehammer mu nie wyszły. Znowu został odstawiony do Pucharu Kontynentalnego.

 

Z czym miał wówczas problemy – z pozycją najazdową czy z odbiciem?

 

Bardziej z odbiciem. Dojazd do progu wykonywał nieźle, a teraz robi to bardzo dobrze. Natomiast w Kuusamo mieli problemy z pozycją dojazdową wszyscy nasi skoczkowie, były to przecież pierwsze zawody na śniegu. Tym bardziej, że w Lillehammer trenowali na torach lodowych, a nie śnieżnych. To stanowi jednak różnicę i nie wszyscy potrafią się przestawić.

 

Co do Olka, być może to był dobry strzał trenera Thurnbichlera, że został odesłany do Pucharu Kontynentalnego, bo bardzo dobrze tam poskakał, wywalczył dodatkową kwotę na PŚ, na drugim period, a więc na Turniej Czterech Skoczni. W zasadzie od TCS Olek punktuje już systematycznie. Poza wpadkami, jak chociażby ta ostatnio w Oslo. One się zdarzają każdemu, zwłaszcza przy loterii wietrznej.

 

Przekonali się o tym Ryoyu Kobayashi czy Stefan Kraft. Japończyk nie zakwalifikował się do rundy finałowej w Oslo, a Austriak – w Lahti.

 

Czyli wielcy mistrzowie też mieli wpadki. Natomiast w tej chwili Olek startuje najlepiej spośród wszystkich Polaków. Ma najlepszą pozycję dojazdową, a jeżeli ona jest, to razem z nią w parze idzie dobre czucie nogi. Zawodnik czuje, że odchodzi od progu nogami. Co jest ważne u Olka, że bardzo fajnie górę ciała puszcza sobie do lotu, a więc nie otwiera się, nie szarpie górą, mam na myśli tułów i głowę. Robi to…

 

Naturalnie?

 

Też, ale w podobnym stylu jak Austriacy i Słoweńcy. To jest w tej chwili dobry kierunek, ale nie powiem, że nowy, że to jest jakieś odkrycie, ale taka obowiązuje tendencja – jak najbardziej do przodu. Przy czym odbicie musi być nogami, bo niekiedy zawodnicy atakują do przodu, ale bardziej rzutem przez palce, niż wybiciem.

 

Dojazd i odbicie Olek wykonuje najlepiej spośród naszych skoczków. Podobnie zaczyna Kamil Stoch. Od lotów w Oberstdorfie podoba mi się w pozycji dojazdu, ale nie zawsze ma nad nim kontrolę. Zdarza mu się, tak jak było ostatnio w Oslo, że troszkę biodro zostaje mu z tyłu, przez co musi gonić w powietrzu górą ciała, ale to już jest skazane na niepowodzenie w walce o odległość, bo wybicie nie poszło z nogi.

Jan Szturc o problemach Dawida Kubackiego i Piotra Żyły

A z czym się boryka Dawid Kubacki, który tylko raz w tym sezonie przebił się do czołowej "dziesiątki", a ostatnio, w Oslo, dwukrotnie nie zakwalifikował się do "trzydziestki"?

 

Jego pozycja dojazdu jest w miarę poprawna, ale samo rozpoczęcie odbicia, sześć-siedem metrów od progu nie zawsze jest dobre, czasem pojawiają się błędy. Biodro mu zostaje z tyłu, troszkę obniża sylwetkę, wykonuje odbicie z przerzutu, przez co wyhamowuje powietrze za progiem i to jest ten problem. Na jeden skok zwrócę uwagę, podczas kwalifikacji do konkursu w Oslo, który Dawid wykonał bardzo dobrze, ale był to tylko jeden skok, brakuje mu powtarzalności.

 

Podobnie jak chyba Piotrkowi Żyle?

 

Piotrek, podczas odbicia, ma za bardzo zadartą do góry głowę, biodro też mu czasem zostaje z tyłu. Jeżeli zdarza mu się dobrze dojechać do progu, zacznie odbicie od nogi, przez biodro, to wtedy widać, że będzie to dobry skok. Natomiast jeżeli opadnie mu biodro przed odbiciem, to zostaje z tyłu, niejako za nartami i następuje odbicie, jak my to nazywamy, z tyłu do przodu, na dodatek Piotrek często wykonuje je za wcześnie, przez co brakuje mu metrów.

 

Jaka jest na to rada?

 

Myślę, że trenera Thurnbichlera czeka dużo pracy nad pozycją dojazdową. Dobry dojazd przekłada się na dobre odbicie i tutaj nie ma się co czarować. Ale musi być do tego podstawa, a więc dobre przygotowanie fizyczne. Latem w przygotowaniach zostały popełnione błędy, ale nie wnikam w to.

 

Trudno o jednoznaczny wyrok, bo nie znamy wyników badań, ale skoro poza Olkiem wszyscy nasi skoczkowie przechodzą kryzys, to coś na pewno zostało zepsute.

 

Dlatego na pewno pojawią się pytania o to, dlaczego do tego doszło. Po sezonie nastąpi pełna analiza Thiurnbichlera i całego sztabu szkoleniowego, jeśli chodzi o przyczynę słabszego sezonu.

Jan Sztruc: W ciężkich momentach Zniszczołowi pomogli rodzice, byli jego sponsorami

Wracając do Olka, który jest skromnym i pracowitym zawodnikiem. Czy przez te 12 lata od jego debiutu w Pucharze Świata nie widział pan oznak zniechęcenia, rezygnacji? Przecież tak długo nie mógł się przebić do kadry A, że wielu na jego miejscu by powiedziało "basta!" i zakończyło karierę.

 

Podziwiam Olka za tę wytrwałość. Za to, że się nie poddał i nie załamał w słabszych momentach. Na pewno miał wsparcie w rodzicach, jeśli chodzi o sponsorowanie tej kariery. Bo wiadomo, że bez wyników, jakie teraz osiąga trudno o innych sponsorów, zewnętrznych. Olek miał to szczęście, że rodzice go sponsorowali. Na dodatek wiele zawdzięcza swojemu uporowi i wytrwałości. Nie poddawał się nawet po najgorszych startach. Wytrwale i systematycznie dążył do celu. Późno, bo późno, ale stanął na podium Pucharu Świata, a to jest naprawdę ogromny sukces. Wcześniej zrealizował inne marzenia – zdobyć medal MŚ juniorów. Natomiast w seniorach, aż do obecnego sezonu był niespełnionym zawodnikiem, a mimo tego nie było ani chwili załamania. Nic, tylko podziwiać jego pracę. To dobry przykład dla innych.

 

Przecież nie wszyscy przetrwali słabsze momenty, jak choćby Krzysiu Biegun, czy Wojtek Topór, który jest trenerem, czy Łukasz Rutkowski. Niestety, poddali się. W skokach trzeba mieć odporność mentalną, być dobrze nastawionym psychicznie. To niesamowicie trudna dyscyplina. Zdarzają się w niej bolesne upadki, a ślad po nich zostaje z tyłu głowy. Można to przezwyciężyć, zarówno w pracy z trenerami, jak i z psychologiem. Nie ukrywajmy, że rola psychologa w szkoleniu jest bardzo ważna.

Michał Białoński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie